odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

3 grudnia 2019

Szmaragdowe lata '60, czyli o szyciu Simplicity 8511

13 raz(y) skomentowano
Od dawna marzyłam o sukience łączącej w sobie reglanowe rękawy i wąski karczek - czyli detale bardzo popularne w latach '60. Niestety, mimo że na takie połączenie trafiałam kilkukrotnie w starych magazynach, to zawsze rozmiary (kiedyś jeden wykrój drukowany był w jednym rozmiarze!) zamieszczonych w nich modeli były zbyt odległe od mojego. Sprawiało to, że przeróbki okazywały się nieopłacalne. Po prostu nie chciało mi się ślęczeć tygodniami nad próbkami :].

Na szczęście w październiku moje poszukiwania skutecznie zakończyła "Anna: Moda na szycie" 4/2019, w której pojawił się wykrój Simplicity 8511. Reglany, wąski karczek, skośne zaszewki biustowe - to było to! Od razu wzięłam się więc za szycie, szczególnie że w szafie czekała na mnie przemiła tkanina (wiskoza 65%, poliester 30%, elastan 5%) w szmaragdowym kolorze.

marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
Nim jednak siadłam do krojenia, przejrzałam w sieci zarówno zdjęcia modelek Simplicity, jak i efekty końcowe szycia, prezentowane w sieci przez inne osoby. Na wszystkich zdjęciach widoczny był problem ze zbyt obfitymi rękawami oraz zapadaniem się łączenia plisy podkroju szyi z rękawem. Należało więc zwrócić szczególną uwagę na te elementy.

Na moje szczęście (a zapewne na niektórych nieszczęście) sukienkę wydrukowano w rozmiarze podwójnym - 38/40, 42/44, 46/44 - co tak naprawdę odpowiada rozmiarom połówkowym. Już pierwsza próbka pokazała, że 38/40 (czyli 38,5, a więc typowa 40 w niego na pewno się nie zmieści) w biuście leży idealnie. Wyraźnie też było widać obszerność rękawów, którą postanowiłam skorygować już na dość grubym i bardzo mięsistym (przypomina dzianinę punto) materiale właściwym.

Zszycie zaszewek, szwów bocznych sukienki, wszycie rękawów (zebranych na szwach zewnętrznych i wewnętrznych) i zamka (ręcznie!) poszło błyskawicznie, bo tkanina nie stwarzała absolutnie żadnych problemów. Zgodnie z przewidywaniami, największym wyzwaniem okazało się osadzenie karczka, który w tym modelu stanowi płynne przedłużenie rękawów i musi układać się całkowicie gładko na podkroju szyi. Wiele zależy tu od  indywidualnego kształtu ramion, więc moje wszywanie tego elementu opierało się na fastrygowaniu, mierzeniu i przeszywaniu, a potem fastrygowaniu, mierzeniu i przeszywaniu :]. Żmudna robota się jednak opłaciła i karczek leży na mnie całkowicie gładko. 

Co do zapadania się górnej części rękawa, to mam wrażenie, że jest to wada... a właściwie nie wada, a cecha konstrukcyjna - połączenie okrągłego szwu plisy i szwu reglanów powoduje lekkie ciągnięcie i opadanie materiału w okolicach dołka nadobojczykowego. Jedynym rozwiązaniem są tu poduszki, na które na razie się nie zdecydowałam. Zobaczymy, co wyjdzie w praniu! 

Jeśli lubicie dłubaninę i ciekawe detale w prostych sukienkach, to wykrój mogę szczerze polecić.

Przód. Rękaw 3/4 idealnie dopasowany do długich rękawiczek T. Kowalski
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Bok. Tu dobrze widoczna jest zaszewka, biegnąca od biodra:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Tył z ręcznie wszytym zamkiem:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Karczek. Lewą stronę stanowi podszewka:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Zapięcie tyłu:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Guzik Prym Fashion i pętelka:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

Podłożenie dołu. Identycznie wygląda podłożenie rękawów:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

To będzie mój ulubiony zestaw kolorystyczny tej zimy:
marchewkowa, pracownia, Wrocław szyje, krawiectwo, rękodzieło, retro, vintage, moda, Simplicity 8511, sewing, DIY, handmade, 1960s style
[kliknij, aby powiększyć]

🇵🇱
Sukienka w stylu lat '60.: uszyłam sobie
Wykrój: Simplicity 8511 z "Anny: Mody na szycie" 4/2019
Tkanina: wiskoza z poliestrem i elastanem (zużyłam ok. 1,3 mb)
Guzik: Prym Fashion Polska
Rękawiczki: T. Kowalski z Ko-mody
Beret: Zara
Apaszka: Zara
Broszka-pudel: vintage, Allegro

🇬🇧
1960s style dress: made by me
Pattern: Simplicity 8511
Fabric: polyviscose
Button: Prym Fashion Poland
Gloves: Ko-moda
Beret: Zara
Scarf: Zara
Poodle brooch: vintage

22 listopada 2019

Creepy baby

15 raz(y) skomentowano
Kiedy miałam kilka lat (to była połowa lat '80.), zapragnęłam sikającej lalki. Wiecie, takiej, którą się poiło wodą, a potem sadzało na nocnik. Nie pamiętam, skąd mi się to wtedy wzięło, bo najpopularniejsze lalki z taką funkcją, czyli Baby Born, pojawiły się dopiero w 1991 roku.

Lalki z funkcją sikania nie udało się moim rodzicom kupić. Za to dostałam od nich lalkę, która nie tylko wyglądała jak prawdziwe dziecko, ale miała miękki korpusik, co sprawiało, że swobodnie ruszała rękami i nogami. Lekko przerażające... Chociaż w dobie silikonowych lalek reborn już chyba nie tak bardzo. Jak myślicie?

Lalka była przeze mnie bardzo kochana przez kilka lat, a potem trafiła do pudła, w którym oczekiwała na nową właścicielkę, czyli moją 2,5-letnią bratanicę.

Wielka miłość sprawiła jednak, że Bożenka (bo tak teraz lalka ma na imię) doznała kontuzji i musiała trafić na stół oper... krawiecki. 

Poważny uraz boku:
KEYWORDS
[kliknij, aby powiększyć]

Jako że nie miałam zbyt wiele czasu na naprawę, bo bratanica nie okazała zadowolenia z perspektywy rozstania się z lalką na jeden wieczór, szybko wzięłam się za zszycie boku. Na szczęście dzianina, z której wykonano korpus nadal jest w dość dobrym stanie, więc żadne poważniejsze zabiegi nie były wymagane.

Zaoszczędzony czas wykorzystałam na uszycie sukienki. Jako że w sieci nie znalazłam żadnego darmowego wykroju na 50-centymetrową lalkę, a wszystkie dziecięce wykroje z Burdy były za duże, sama stworzyłam bardzo prosty model z olamówkowanym płytkim podkrojem szyi, kimonowymi rękawkami, marszczonym dołem i listwami zapięcia z rzepami na tyle.  

Sukienkę uszyłam z różowej bawełny w białe groszki, którą kiedyś dostałam od Miękkie. Jedynym ozdobnym elementem, na który starczyło mi czasu, została lawendowa tasiemka zygzak, którą na samym końcu doszyłam ręcznie.

I tak wygląda naprawiona i ubrana lalka:

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, carrot, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, carrot, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, carrot, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

marchewkowa, blog, szycie, krawiectwo, stara lalka, naprawa, sewing, carrot, DIY, baby doll, creepy
[kliknij, aby powiększyć]

14 listopada 2019

Kolor najlepszy z możliwych, czyli długie rękawiczki T. Kowalski

9 raz(y) skomentowano
Czy Wy wiecie, że w mojej szafie do tej pory nie było długich skórzanych rękawiczek? Jakoś nigdy nie trafiłam na parę, która w pełni by mi odpowiadała (wszystko przez moje długie palce!). Dlatego od lat do płaszczy i żakietów z rękawem 3/4 nosiłam rozciągliwe rękawiczki wełniane, które w przypadku naszych ostatnich zim były zdecydowanie za ciepłe. 

Ta drobna niedogodność sprawiła, że z miłą chęcią przyjęłam od przedstawicielki sklepu Ko-Moda oraz marki T. Kowalski ofertę przetestowania długich bezpodszewkowych rękawiczek ze skóry koźlęcej.

Zgodnie z informacją na stronie, rękawiczki mają kolor najlepszy z możliwych, jeśli o dodatki chodzi, czyli szaro-beżowy. I faktycznie tak jest - są idealnym połączeniem tych dwóch barw! Oznacza to, że pasują do wszystkiego. Uwielbiam takie rozwiązania, bo jedną parą rękawiczek oblecę i turkusowy kostium, i amarantowy płaszcz.

Zamszowa skóra koźlęca* jest niesamowicie miękka i cienka. Jestem jednak całkowicie pewna, że bardzo wytrzymała, bo od siedmiu lat noszę krótkie rękawiczki T. Kowalski, które były nie tylko wystawiane na różne temperatury, ale i domowo prane (tak, wkładam skórzane rękawiczki do letniej wody z delikatnym szamponem lub mydłem), a cały czas wyglądają wspaniale. Jak będzie z wycieraniem się/ugniataniem "włosków", tego nie wiem, gdyż moje poprzednie pary wykonane są ze skóry licowej. Czy jednak stanowi to duży problem? 

Przejdźmy jednak do rzeczy dla mnie najważniejszej, czyli szycia. Do wykonania przeszyć użyto nici elastycznej w nieco ciemniejszym odcieniu niż sama skóra, co wygląda bardzo elegancko. Wszystkie ściegi są bardzo równe i dokładnie wykonane. Nie ma tu żadnych luźnych nitek, zgrubień czy nieestetycznych zakończeń (również po lewej stronie).

Lekka elastyczność skóry i nici sprawia, że rękawiczki bardzo dobrze dostosowują się do dłoni i ładnie ją opinają. Nie powodują jednak uczucia skrępowania. Co najlepsze, przy nasadach palców środkowych nie mam pustki, która właściwie zdarza mi się w każdych rękawiczkach dostępnych na rynku.

No to teraz rzućcie okiem na rękawiczki. Z materiału, na którym leżą, w tym tygodniu szyje się sukienka (a właściwie jest już prawie gotowa!).

Szary żakiet po lewej, szaro-bężowe rękawiczki na środku, beżowy beret po prawej:
rękawiczki, T. Kowalski, Ko-Moda, skóra koźlęca, retro styl, lata '50.
[kliknij, aby powiększyć]

rękawiczki, T. Kowalski, Ko-Moda, skóra koźlęca, retro styl, lata '50.
[kliknij, aby powiększyć]

Idealny szew okrętkowy, wykonany nićmi elastycznymi:
rękawiczki, T. Kowalski, Ko-Moda, skóra koźlęca, retro styl, lata '50.
[kliknij, aby powiększyć]

Wąskie podłożenie:
rękawiczki, T. Kowalski, Ko-Moda, skóra koźlęca, retro styl, lata '50.
[kliknij, aby powiększyć]

Rozmiar 6,5 na dłoni. Skóra bardzo dobrze dopasowuje się nawet do najdłuższego palca (nie mam tu pustki u podstawy):
rękawiczki, T. Kowalski, Ko-Moda, skóra koźlęca, retro styl, lata '50.
[kliknij, aby powiększyć]

🇵🇱
Zamszowe rękawiczki: T. Kowalski, za pośrednictwem ko-moda.com (tu fanpage sklepu)
Tweedowy żakiet: uszyłam sobie
Torebka: Baron
Wełniany beret: Zara

🇬🇧
Suede gloves: T. Kowalski via ko-moda.com
Tweed jacket: made by me
Handbag: Baron
Wool beret: Zara

Mimo że rękawiczki otrzymałam w ramach testów, w żaden sposób nie wypłynęło to na moje zdanie na ich temat. A powyższa recenzja nie wiąże się z żadną gratyfikacją finansową. 
*Upewniłam się, że jest pozyskiwana humanitarnie po uboju mięsnym.

13 października 2019

Bucket hat

10 raz(y) skomentowano
Pan Marchewka pozazdrościł mi w trakcie wyprawy do Lizbony lnianego kapelusza, dlatego przed kolejnym wyjazdem (w środę wybywamy na Maltę, tak się dziwnie w tym roku złożyło!) postanowiłam uszyć mu klasyczny bucket hat.

Kapelusz tego typu pojawił się ponoć na początku XX wieku i oryginalnie był  noszony przez irlandzkich rybaków oraz farmerów. Wełniany materiał, z którego go wykonywano i charakterystyczny opadający daszek skutecznie chroniły twarz i szyję przed deszczem oraz słońcem. W latach '40. kapelusz typu bucket przejęła amerykańska piechota, aby dwadzieścia lat później oddać go paryskim wybiegom i modzie kobiecej. Zaś już pod koniec XX wieku akcesorium to stało się nierozerwalną częścią wyglądu prawdziwego hip-hopowca. Współcześnie albo jest szaleńczo kochany (japońska moda nie może się bez niego obyć), albo straszliwie znienawidzony (ostatnio przeczytałam, że najlepiej go "wyrzucić, zakopać i spalić").

Dosyć historii...

Model dla pana Marchewki wykonałam z tego samego lnu, z którego powstał mój kapelusz. Użyłam darmowego wykroju, udostępnionego przez australijską markę Elbe Textiles. Oryginalnie projektantka zakłada dwuwarstwowość kapelusza i możliwość jego wywijania. Ja jednak podwójne zostawiłam jedynie rondo. Cała główka jest jednowarstwowa, tak aby pan Marchewka nie narzekał na przegrzanie (a zwykle to robi :]).

No to spójrzcie na efekt końcowy:

blog, marchewkowa, szycie, krawiectwo, Wrocław, rękodzieło, kapelusz, len, pan Marchewka, bucket hat, DIY, sewing, carrot, handmade
[kliknij, aby powiększyć]

blog, marchewkowa, szycie, krawiectwo, Wrocław, rękodzieło, kapelusz, len, pan Marchewka, bucket hat, DIY, sewing, carrot, handmade
[kliknij, aby powiększyć]

blog, marchewkowa, szycie, krawiectwo, Wrocław, rękodzieło, kapelusz, len, pan Marchewka, bucket hat, DIY, sewing, carrot, handmade
[kliknij, aby powiększyć]

blog, marchewkowa, szycie, krawiectwo, Wrocław, rękodzieło, kapelusz, len, pan Marchewka, bucket hat, DIY, sewing, carrot, handmade
[kliknij, aby powiększyć]

blog, marchewkowa, szycie, krawiectwo, Wrocław, rękodzieło, kapelusz, len, pan Marchewka, bucket hat, DIY, sewing, handmade
[kliknij, aby powiększyć]

🇵🇱
Kapelusz pana Marchewki: uszyłam
Wykrój: Elbe Textiles
Len: Allegro, e-kameo

🇬🇧
Bucket hat: made by me
Pattern: Elbe Textiles
Fabric: pure linen

PS Niestety, nie wiem, czy przed wyjazdem uda mi się wrzucić na bloga pozostałe notki na temat naszej wyprawy do Portugalii. Jeśli nie, pojawią się na początku listopada.

9 października 2019

Lizbona dla dociekliwych, część 2

2 raz(y) skomentowano
To druga część notki poświęconej Lizbonie i jej okolicom. Jeśli nie widzieliście pierwszej, przejdźcie tu.

🚃 Estufa Fria

Estufa Fria to największa szklarnia jaką kiedykolwiek udało nam się zwiedzić. Jest to potężny (11 500 m² powierzchni) kompleks trzech krytych ogrodów, przylegających do popularnego wśród turystów Parku Edwarda VII. Pierwszą ze szklani otwarto w 1933 roku, zaś kolejne w 1975.

Oczywiście jest to przede wszystkim raj dla miłośników roślin (do jakich się zaliczamy), ale każdy miłośnik dzikiej przyrody znajdzie tu coś fascynującego. No właśnie, dzikiej, bo Estufa Fria zupełnie nie przypomina polskich ogrodów botanicznych. Nie dość, że kompleks wpasował się w skalne urwisko (wcześniej był tu kamieniołom bazaltu), nie dość, że po części przykrywa go bambusowe zadaszenie, przypominające jakąś konstrukcję zamieszkującego dżunglę plemienia, to cały ogród skonstruowano tak, by spacer po nim przywodził na myśl zwiedzanie naturalnego środowiska zamieszkujących go roślin. A ich bogactwo jest wprost nieprzebrane - od wiekowych drzew, po imponujące sukulenty. Naprawdę warto doświadczyć tego samemu bo słowa - a nawet zdjęcia - nie oddadzą całkowitego oszołomienia tym zielonym światem.

 W zeszłym roku za wstęp do Estufa Fria zapłaciliśmy jedynie 3,5€.

Alejki i fontanny:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse

Kwitnąca monstera (pan Marchewka jej nie dotykał, a jedynie robił dłonią tło) oraz widok z góry:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse

Nawet kwiaty są tu zielone:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse

Po lewej w tle widoczna wewnętrzna restauracja, a po prawej wkomponowane w zieleń schodki:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse

Strumyk, w którym żyją raki,  oraz nawis skalny: 
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse

Stawik: 
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Estufa Fria, greenhouse


🚃 Panorâmico de Monsanto

Punkt widokowy Panorâmico de Monsanto odwiedziliśmy w trakcie zeszłorocznej wyprawy do Lizbony. Aby do niego dotrzeć, musieliśmy przebrnąć przez prawdziwą miejską dżunglę, czyli park leśny Florestal de Monsanto. To faktycznie las w środku miasta - o tyle nietypowy, że stworzony przez człowieka, w 1. połowie XX wieku - i pomyślany jako płuca Lizbony. Jest dziki, piękny... i stosunkowo zapomniany nawet przez mieszkańców, nie mówiąc już o turystach. Plan połączenia go obecnie budowanym zielonym korytarzem z innymi terenami zielonymi w Lizbonie (na początek - Parkiem Edwarda) ma to zmienić.

Florestal de Monsanto usytuowany jest na zboczu wniesienia, dodatkowo okala niewielki wąwóz i porasta ruiny starych zabudowań. Znaleźć tu też można - niestety nieczynny - park linowy. Na szczęście w zarośla weszliśmy z naładowanym telefonami. Mapy i GPS bardzo się tu przydają, bo ścieżki turystyczne są w wielu miejscach całkowicie zarośnięte, oznakowań brak i można spokojnie się tu zgubić ;].

Park widoczny z góry i pan Marchewka, korzystający ze zjeżdżalni w nieczynnym już parku linowym:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO

Ostatecznie udało nam się dotrzeć na szczyt wzniesienia, na którym od lat '60. ubiegłego wieku stoi niezwykła okrągła restauracja, która mimo ciekawego wyglądu nigdy normalnie nie funkcjonowała (choć wielokrotnie próbowano ją ratować) i w tej chwili stanowi wyłącznie punkt widokowy (jeden z najlepszych w Lizbonie!) oraz miejsce w którym artystycznie wyżywają się lizbońscy grafficiarze. Mimo że zewnętrze Panorâmico de Monsanto zostało dość mocno zniszczone, zaś wszystkie szyby powybijane, we wnętrzu można stale podziwiać oryginalne azulejo, niezwykłe ceramiczne płaskorzeźby (przedstawiające sceny z życia lizbończyków, anioły czy dziwne pojazdy przypominające statki kosmiczne) oraz niespotykane rozwiązania architektoniczne.

Wchodzimy! Z zewnątrz obiekt nie wygląda zbyt zachęcająco:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO

Na parterze nadal można podziwiać nienaruszoną ceramiczną płaskorzeźbę wykonaną przez artystkę Manuelę Madureirę:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO

Wnętrze prawie w całości pokryte jest graffiti:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO

marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO

Ostatni poziom restauracji, który pełnił i nadal pełni rolę punktu widokowego. Niestety, wybito wszystkie szyby.  Na szczęście na parapecie zachowały się kafle przedstawiające Lizbonę. Malunek odpowiada temu, co widoczne jest w oddali:
marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Panorâmico de Monsanto, old restaurant, UFO


🚃 Jardim Botto Machado

Tę ciekawostkę można zobaczyć w przelocie, zwiedzając ulice Alfamy (my z panem Marchewką zrobiliśmy to w zeszłym roku). I nie o sam park tu chodzi, a o okalający go mur, który pokryto kaflami przedstawiającymi najbardziej znane miasta świata, w tym oczywiście Lizbonę!

Ten niesamowicie kolorowy ceramiczny mural został wykonany w 2016 r. przez szwedzkiego artystę André Saraivę (przypadkowa zbieżność nazwisk z autorem komiksu) i ciągnie się przez prawie 200 metrów. Warto podejść do niego choć na chwilę i przyjrzeć się namalowanym detalom.

marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Jardim Botto Machado, azulejo, art, design

marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Jardim Botto Machado, azulejo, art, design

marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Jardim Botto Machado, azulejo, art, design

marchewkowa, blog, podróże, Lizbona, Portugalia, Lisboa, Portugal, travel, Jardim Botto Machado, azulejo, art, design

Koniec części drugiej.

7 października 2019

Lizbona dla dociekliwych, część 1

4 raz(y) skomentowano
LIZBONA

Na przełomie sierpnia i września wróciliśmy tam po raz trzeci, bo to miejsce, którego nie da się zwiedzić za jednym czy nawet dwoma razami. Tradycyjnie lecieliśmy Ryanairem z Wrocławia. Jako że zainteresowanie Portugalią nie jest aż tak ogromne (w samolocie zawsze są wolne miejsca), bilety nabyliśmy w wyjątkowo przystępnej cenie. Niestety, zapewne z powodu niższego zainteresowania, Ryanair w tym roku zawiesił loty na sezon zimowy.

marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa

Tym razem notka nie będzie dokładnie przedstawiać naszego pobytu (choć był to jeden z najlepszych). Postaramy się natomiast z panem Marchewką opisać nasze wrażenia z miejsc w Lizbonie i jej okolicach, o których bardzo często nie wspomina się w popularnych przewodnikach, a które są naprawdę godne uwagi. We wpisie zawrzemy najciekawsze punkty na mapie stolicy Portugalii, które udało nam się zwiedzić w tym oraz w zeszłym roku. Napiszemy tu również o najsmaczniejszym lizbońskim jedzeniu.

No to zaczynamy!
Wszystkie poniższe zdjęcia powiększą się po kliknięciu.

🚃 Mouraria

Do Portugalii polecieliśmy z książką. Wyjątkową. Otrzymana przez pana Marchewkę w prezencie urodzinowym, przedstawia historię fado, którego oboje jesteśmy wielkimi miłośnikami.

Mowa tu o "A wszystko to fado!" autorstwa lizbońskiego grafika Nuno Saraivy. Komiks nie tylko opowiada anegdotki z życia znanych fadystów, ale też pokazuje miejsca w portugalskiej stolicy, które są nierozerwalnie związane z tym gatunkiem muzyki. I właśnie te miejsca chcieliśmy zobaczyć! Szczególną uwagę poświęciliśmy ulicy Do Capelão, właśnie w dzielnicy Mouraria (rzut beretem od przystanku metra Martim Moniz). To tam lizbońskie fado miało swój początek, a w jednej z tawern można było usłyszeć pierwszą sławną śpiewaczkę - Marię Severę Onofrianę (1820-1846).

Już po wejściu w wąską Rua Do Capelão zobaczyliśmy, że wszystko nadal kręci się tam wokół fado. Ściany kamienic (ciągle zamieszkanych) zdobią zdjęcia i skrócone biografie najbardziej znanych artystów. Idąc wyznaczoną przez nie trasą, trafiliśmy pod popiersie jednego z popularniejszych lizbońskich fadystów - Fernando Maurício, któremu autor wspomnianej książki poświęcił cały rozdział. Kawałek dalej natrafiliśmy na dom, w którym mieszkał oraz maleńka knajpkę, w której śpiewak wychylał "ostatnie kieliszeczki" z przyjaciółmi. Wszystko wygląda dokładnie tak, jak w komiksie!

Uliczki przylegające do sławnej Rua Do Capelão:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Nuno Saraiva, fado

Zdjęcia i biografie fadystów na ścianach:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, miusic

Popiersie oraz zdjęcie i biografia Fernando Maurício na Beco da Guia:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, miusic, Fernando Mauricio

Os Amigos Da Severa - lokal przedstawiony w komiksie:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, miusic, Fernando Mauricio, os amigos da severa


Nawet jeśli nie macie "A wszystko to fado!", a interesujecie się tym gatunkiem muzyki, dzielnica Mouraria jest obowiązkowym, choć trochę zapomnianym przez przewodniki punktem podróży. Praktycznie w każdej najmniejszej knajpce wieczorami odbywają się koncerty. I w przeciwieństwie do lokali z Alfamy, nie trzeba tu rezerwować stolika pół roku wcześniej.

Dzielnica przyciąga również muzyków, którzy z fado nie mają nic wspólnego. I nikt ich stąd nie przegania! I tak jednego z wieczorów uczestniczyliśmy (po nabyciu "biletów wstępu" na Airbnb) w jam session Portugalczyka o korzeniach sięgających Cabo Verde, który ulokował swoją siedzibę w mikroskopijnym lokalu na ulicy Marquês Ponte de Lima.

Ale Mouraria to nie tylko muzyka. W dzielnicy tej popis swojej twórczości dają najróżniejsi artyści. Trafiliśmy tu nie tylko na miejsca, w których tworzy się i sprzedaje cudowną ceramikę czy sklepiki z prawdziwą odzieżą vintage, ale i na projekty artystyczne wystawiane wprost na urokliwych uliczkach.

A jeśli uda Wam się kiedyś dotrzeć na Beco das Farinhas, dobrze przyjrzyjcie się zdjęciom na ścianach kamienic. Przedstawiają one najstarszych mieszkańców okolicy; ludzi którzy tworzyli i tworzą niesamowity klimat Mourarii.

Projekt artystyczny na Beco das Farinhas:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Beco das Farinhas

Projekt artystyczny na Beco das Farinhas:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Beco das Farinhas

Mural nawiązujący do komiksu "A wszystko to fado!" autorstwa Nuno Saraivy:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Nuno Saraiva, fado, grafitti


🚃 Igreja e Convento da Graça

Kościół i klasztor Łaski Bożej znajdowały się niedaleko naszego miejsca zamieszkania w Lizbonie, więc nie mogliśmy sobie odmówić ich zwiedzenia. Droga do zabytków prowadziła przez Mourarię, tarasy widokowe oraz uliczki w całości pokryte niesamowitymi graffiti, które musieliśmy oczywiście dokładnie obfotografować.

W drodze do Kościoła i klasztoru Łaski Bożej. Po lewej 32-metrowe Escadinhas da Saúde czyli Schody Zdrowia (teraz najdłuższe zewnętrzne schody ruchome). Po prawej jedna z uliczek Mourarii:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Igreja e Convento da Graça

Wspomniane grafitti na schodach Caracol da Graça, czyli Ślimaku Łaski, który prowadzi do klasztoru i kościoła:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Igreja e Convento da Graça

I kolejne:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Igreja e Convento da Graça

I kolejne!
Po prawej pan Marchewka kręci namalowanym kołem (zawsze o tym marzył).
Po lewej już widoczna wieża kościoła:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Igreja e Convento da Graça

O samym klasztorze niewiele wiadomo, poza tym, że należał do Zakonu Świętego Augustyna, a jego wewnętrzne ściany pokrywają azulejo (czyli ozdobne kafle), ukazujące życie i śmierć co sławniejszych augustianów. I poza pięknem naściennych zdobień nie znaleźlibyśmy tu niczego nadzwyczajnego (historia klasztoru i jego remontu jest tam bardzo pobieżnie opisana), gdyby nie pewna ciekawostka - prawie wszystkie twarze przedstawione na malowidłach zostały pozbawione oczu. Ubytki są głębokie i w trakcie renowacji zostały wypełnione białą masą ceramiczną. Niestety, nigdzie nie udało nam się dowiedzieć, kto i kiedy dokonał zniszczeń.

Wewnętrzne ściany klasztoru i usunięte twarze postaci:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa

Po zwiedzeniu klasztoru i dołożeniu centów do jego dalszej renowacji ruszyliśmy do przylegającego kościoła Łaski Bożej, który został całkowicie odbudowany po trzęsieniu ziemi z 1755 roku. Jeśli interesuje Was architektura sakralna, to wizytą w tym kościele o barokowym wnętrzu nie będziecie zawiedzeni. Nie znaleźliśmy tu tradycyjnych malowideł, a niesamowicie wykonane rzeźby, stwarzające wrażenie trójwymiarowych obrazów. I choć kościoły to jeden z głównych celów naszego zwiedzania, to nigdzie do tej pory nie trafiliśmy na takie rozwiązanie.

Wnętrze kościoła:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa

🚃 Museu Nacional de Arte Contemporânea do Chiado

Museu Nacional de Arte Contemporânea do Chiado, czyli po naszemu Narodowe Muzeum Sztuki Współczesnej turyści omijają szerokim łukiem, bo pfuj, współczesna. A przecież ten okres (od 2. połowy XIX wieku do lat '80. wieku XX... z wycieczkami w kierunku współczesności) to często to, co w sztuce najciekawsze. Lizbońskie MNAC przypomina nieco wrocławskie MWW (także z powodu niezwykłości zaadaptowanego budynku - u nas bunkier, w Lizbonie - klasztor), ale jest chyba trochę większe i wydało nam się ciekawsze. Można tu oglądać i przedstawicieli trendów z przełomu wieków, które weszły już do kanonu i realizacje całkiem nowe, często stanowiące komentarz do dzieł dawnych mistrzów. Nie brakuje eksponatów interaktywnych, niektóre z nich dadzą się nawet głaskać (nie, nie są żywe), inne wydają dość osobliwe dźwięki (więcej nie zdradzimy, to trzeba zobaczyć, usłyszeć i dotknąć samemu). Muzeum nadal się rozbudowuje, podczas naszego pobytu malowano na biało pomieszczenia pod kolejne instalacje, więc atrakcji będzie tylko więcej!

W tym roku wstęp do muzeum kosztował 4,5€, co jest całkiem przystępną i zachęcającą do wejścia kwotą.

Wystawa współczesna "Please [don't] touch":
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Museu Nacional de Arte Contemporânea do Chiado

Lata '60. oraz obraz zainspirowany twórczością z XIX wieku:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Museu Nacional de Arte Contemporânea do Chiado

🚃 Museu da Marioneta

Do Muzeum Lalkarstwa poszliśmy zwabieni reklamami w metrze. Inaczej pewnie byśmy tam nie trafili - ze szkodą dla siebie. Podczas naszego pobytu trwała wystawa czasowa przedstawiająca lalki z Azji (fascynujące - od znanego starszym czytelnikom z PRL-owskiej telewizji perskiego teatru cieni po teatr... wodny), ale i ekspozycja stała jest imponująca. Przedstawia i lalki europejskie, i całą bogatą historię lalkarstwa portugalskiego, od objazdowych teatrów dostarczających komentarze polityczne po współczesne lalki z filmów animowanych (część absolutnie zachwycająca, bo pokazuje cały proces animacji).

W tym roku wstęp do muzeum kosztował 5€.

Wystawa tymczasowa oraz pan Marchewka w swoim żywiole (czyli zabawa pacynkami):
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Museu da Marioneta

marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Museu da Marioneta


🚃 Tapada das Necessidades

O parku Necessidades nie wspomina się w przewodnikach, gdyż obecnie wchodzi w skład kompleksu przylegającego do budynku (czyli pałacu Necessidades) Ministerstwa Spraw Zagranicznych (mimo to większość parku jest ogólnodostępna). Pałac z potężnymi przyległościami został wybudowany w XVIII w. na polecenie króla portugalskiego Jana V Wielkodusznego dla filipinów, czyli stowarzyszenia księży katolickich. Następnie stał się stałą rezydencją władców z portugalskiej dynastii Bragança, którą obalono w 1910 r.

Te 10-hektarowe tereny zielone podzielone są na kilka sekcji - część wypoczynkową (tu znajdują się trawniki, jeziorka, baseniki, fontanny i oranżeria), lasek śródziemnomorski (porośnięty głównie iglakami), ogród kaktusowy, sekcję z zagrodami dla zwierząt, dawną szkołę oraz zamknięte dla zwiedzających partery, czyli niskie ogrody otoczone żywopłotem z bukszpanu. Partery przylegają bezpośrednio do budynku pałacu, co tłumaczy ich całkowite odcięcie. Po tych częściach terenów zielonych swobodnie przechadzają się pawie (oraz - zapewne - urzędnicy MSZ, ale żadnego nie zoczyliśmy... co innego pawie).
Partery przylegające do pałacu:
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Necessidades

Do parku Necessidades dotarliśmy z panem Marchewką w jeden z najcieplejszych dni lata lekko wykończeni. Nie tylko dlatego, że przeszliśmy już kilka ładnych kilometrów pod górę, ale też z powodu problemów ze znalezieniem wejścia, które znajduje się na na tyłach całej posiadłości i nie wygląda zachęcająco. A właściwie może odstraszać, bo ta "przedpokojowa" część parku jest dość zaniedbana, co zapewne wynika z braku funduszy. Na szczęście im bliżej pałacu, tym schludniej wyglądają obsadzone przestrzenie.

Naszą szczególną uwagę zwrócił wspomniany wcześniej ogród kaktusowy, w którym nadal rosną posadzone w XVIII w. sukulenty (potężne agawy, jukki, aloesy czy opuncje robią ogromne wrażenie, szczególnie jeśli jest się miłośnikiem tych gatunków roślin) oraz budynek oranżerii, połączony z łaźnią z basenem - oraz zamknięta część ogrodu, na którą można rzucić okiem przez stalową furtkę. Całość terenów zielonych skomponowana jest tak, że bardzo łatwo sobie wyobrazić rodzinę królewską spędzającą tam leniwe popołudnia.

U góry ogród kaktusowy, u dołu część wypoczynkowa (po prawej widoczna oranżeria):
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Necessidades

Dziwne coś na opuncji. Kto wie, co to?
marchewkowa, blog, podróże, urlop, wakacje, Portugalia, Lizbona, Mouraria, fado, travel, Lisboa, Necessidades

Koniec części pierwszej.
Część druga.