Czasem mam ochotę odetchnąć od szycia ubrań.
Czasem mam ochotę uszyć ubranie dla lalki.
Z resztek...
Od kilku miesięcy moja dyżurna Tilda (samą lalkę uszyła moja mama kilka lat temu) czekała na odświeżenie. Lata spędzone na przedpokojowej komodzie nieco ją przykurzyły, z jej twarzy zniknęły rumieńce i oczy, a sukienka wyblakła od słońca. Jako że w moim krawieckim pokoju walały się resztki po szyciu ostatniej sukienki (koniecznie rzućcie na nią okiem przed obejrzeniem zdjęć Tildy!), od razu wzięłam się za metamorfozę lalki.
Tildę pozbawiłam ubrań (poza pantalonami z koronką) i włosów, a następnie wrzuciłam ją do pralki. Bez problemu przetrwała 15 minut w trzydziestu stopniach. Kiedy już wyschła, odprułam częściowo nogę i uzupełniłam nieco zgniecione już wypełnienie. Wyszyłam oczy (zamiast je namalować), zaś nowe włosy zaplotłam na szpilkach, a potem przyszyłam. Zdecydowałam się na krótkiego boba z białej włóczki. Na twarzy namalowałam różem rumieńce, a potem całość utrwaliłam lakierem do włosów.
Następnie uszyłam i wykonałam dodatki, które - jak już pewnie zgadliście - oparłam na moim zdjęciu z poprzedniej notki:
- sukienkę uszyłam z tej samej żółtej mieszanki lnu i bawełny oraz z bawełny w muszle (niestety, zabrakło materiału w kwiaty) - nie mogła się ona oczywiście obyć bez dwukolorowych szlufek, kontrafałdy i guziczków;
- kapelusz zrobiłam z sinamay;
- torebkę typu shopper i buty z czubkiem - z cielisto-różowego żakardu;
- miniatura Burdy to wydruk, rozcięty, złożony i odpowiednio sklejony;
- podobnie telefon, który dodatkowo nakleiłam na cienki karton i pokryłam taśmą klejącą;
- najmniejszy element, czyli metalową spinkę do włosów, zrobiłam z kawałka drucika.
I wyszło tak:
🇵🇱
Tilda: uszyta przez mamę
🇬🇧
Tilda doll: made by my mom
Clothes and accesories: made by me