8 (słownie: OSIEM!!!) lat temu zdecydowałam, że będę sobie szyć ubrania.
Wszystko zaczęło się od zestawu nici i maszyny SilverCrest. I choć obsługa maszyny nie była mi obca - nauczyłam się jej jako dziecko (oboje rodzice szyli, więc taki sprzęt zawsze był w domu; nawlekania maszyny i wykonania podstawowych szwów uczono również w 4 klasie szkoły podstawowej) - to o szyciu odzieży nie miałam bladego pojęcia. Wszycie zamka, odszycia czy lamówki było dla mnie czarną magią. Nie mówiąc już o dopasowaniu wykroju do moich wymiarów!
Bez jakiejkolwiek krawieckiej wiedzy skoczyłam na głęboką wodę i od razu wzięłam się za wyprodukowanie sukienki z Szycia krok po kroku, wiosna-lato 2009. I to była świetna decyzja, bo dzięki instrukcjom dołączonym do tego wykroju nauczyłam się szyć! Z późniejszą pomocą przyszła mi nie tylko Burda, ale i inne krawieckie wydawnictwa (na przykład pojedyncze wykroje Simplicity, McCall's czy Butterick, które zawierają bardzo szczegółowe i jasno przedstawione obrazkowe instrukcje) oraz wskazówki znalezione w sieci. Niezastąpiony okazał się również stały kontakt z rodzicielską bazą.
A wspominam o tym wszystkim nie tylko z okazji ósmej rocznicy (co roku się dziwię, że aż tyle w tym krawieckim świecie wytrwałam), ale w związku z licznymi prośbami o polecenie kursów. Niestety, nie jestem w stanie Wam tu w ogóle pomóc, bo sama nigdy z tego typu wspomagania nie korzystałam. I naprawdę nie wiem, czy kursy w ogóle mają sens, bo wszystkich potrzebnych mi technik krawieckich nauczyłam się w domu metodą prób i błędów.
Przypomnę jednak to, o czym wspominałam już na blogu i staram się napisać każdej z pytających mnie o krawieckie szkolenia osób. Jeśli uczestnictwo w takim kursie wydaje się Wam niezbędne, rozglądajcie się za miejscami, które prowadzą zajęcia od lat, a w sieci i/lub wśród Waszych znajomych cieszą się dobrą opinią. Niestety, rynek wyczuł biznes w powracającym do polskich domów krawiectwie i zdarza się, że oferowane zajęcia są sposobem na wyciągnięcie pieniędzy od zainteresowanych. Dlatego uważajcie na drogie oferty, obiecujące spektakularne efekty (a szczególnie te, które promują kursy zdalne, na przykład na YouTube), wciskające dziwaczne gratisy w zamian za szybką wpłatę czy przesyłane w postaci nachalnego spamu (ja również dostaję je na Facebooku). Dobrzy nauczyciele nie muszą w agresywny sposób zabiegać o uczniów. Przed uiszczeniem jakiejkolwiek opłaty skontaktujcie się z prowadzącym i zapytajcie o jego doświadczenie oraz o szczegółowy program zajęć. Uczciwi organizatorzy nie będą mieli żadnych problemów z odpowiedzią.
Nim ostatecznie pojmiecie decyzję o kursie, zasiądźcie do maszyny, nawleczcie ją zgodnie z instrukcją i spróbujcie wykonać krótkie szwy na kawałku złożonej bawełny. Na początku będzie strasznie (każdy szyjący kiedyś miał wrażenie, że nie ma żadnej kontroli nad prędkością szycia), ale szybko okaże się, że maszyna wcale nie jest taka straszna i nie zrobi nikomu krzywdy, póki celowo nie podłoży się palca pod igłę!
Trzymam kciuki (wielokrotnie przeszyte, choć nie celowo ;])!
A że ten blog nie samym tekstem żyje, to poniżej zobaczycie sukienkę z łączonych materiałów na mnie. To będzie moja tegoroczna letnia miłość, bo nosi się wybornie!
Wszystko zaczęło się od zestawu nici i maszyny SilverCrest. I choć obsługa maszyny nie była mi obca - nauczyłam się jej jako dziecko (oboje rodzice szyli, więc taki sprzęt zawsze był w domu; nawlekania maszyny i wykonania podstawowych szwów uczono również w 4 klasie szkoły podstawowej) - to o szyciu odzieży nie miałam bladego pojęcia. Wszycie zamka, odszycia czy lamówki było dla mnie czarną magią. Nie mówiąc już o dopasowaniu wykroju do moich wymiarów!
Bez jakiejkolwiek krawieckiej wiedzy skoczyłam na głęboką wodę i od razu wzięłam się za wyprodukowanie sukienki z Szycia krok po kroku, wiosna-lato 2009. I to była świetna decyzja, bo dzięki instrukcjom dołączonym do tego wykroju nauczyłam się szyć! Z późniejszą pomocą przyszła mi nie tylko Burda, ale i inne krawieckie wydawnictwa (na przykład pojedyncze wykroje Simplicity, McCall's czy Butterick, które zawierają bardzo szczegółowe i jasno przedstawione obrazkowe instrukcje) oraz wskazówki znalezione w sieci. Niezastąpiony okazał się również stały kontakt z rodzicielską bazą.
A wspominam o tym wszystkim nie tylko z okazji ósmej rocznicy (co roku się dziwię, że aż tyle w tym krawieckim świecie wytrwałam), ale w związku z licznymi prośbami o polecenie kursów. Niestety, nie jestem w stanie Wam tu w ogóle pomóc, bo sama nigdy z tego typu wspomagania nie korzystałam. I naprawdę nie wiem, czy kursy w ogóle mają sens, bo wszystkich potrzebnych mi technik krawieckich nauczyłam się w domu metodą prób i błędów.
Przypomnę jednak to, o czym wspominałam już na blogu i staram się napisać każdej z pytających mnie o krawieckie szkolenia osób. Jeśli uczestnictwo w takim kursie wydaje się Wam niezbędne, rozglądajcie się za miejscami, które prowadzą zajęcia od lat, a w sieci i/lub wśród Waszych znajomych cieszą się dobrą opinią. Niestety, rynek wyczuł biznes w powracającym do polskich domów krawiectwie i zdarza się, że oferowane zajęcia są sposobem na wyciągnięcie pieniędzy od zainteresowanych. Dlatego uważajcie na drogie oferty, obiecujące spektakularne efekty (a szczególnie te, które promują kursy zdalne, na przykład na YouTube), wciskające dziwaczne gratisy w zamian za szybką wpłatę czy przesyłane w postaci nachalnego spamu (ja również dostaję je na Facebooku). Dobrzy nauczyciele nie muszą w agresywny sposób zabiegać o uczniów. Przed uiszczeniem jakiejkolwiek opłaty skontaktujcie się z prowadzącym i zapytajcie o jego doświadczenie oraz o szczegółowy program zajęć. Uczciwi organizatorzy nie będą mieli żadnych problemów z odpowiedzią.
Nim ostatecznie pojmiecie decyzję o kursie, zasiądźcie do maszyny, nawleczcie ją zgodnie z instrukcją i spróbujcie wykonać krótkie szwy na kawałku złożonej bawełny. Na początku będzie strasznie (każdy szyjący kiedyś miał wrażenie, że nie ma żadnej kontroli nad prędkością szycia), ale szybko okaże się, że maszyna wcale nie jest taka straszna i nie zrobi nikomu krzywdy, póki celowo nie podłoży się palca pod igłę!
Trzymam kciuki (wielokrotnie przeszyte, choć nie celowo ;])!
A że ten blog nie samym tekstem żyje, to poniżej zobaczycie sukienkę z łączonych materiałów na mnie. To będzie moja tegoroczna letnia miłość, bo nosi się wybornie!
[kliknij, aby powiększyć]
Tak mi się jakoś po szafiarsku stanęło:
[kliknij, aby powiększyć]
[kliknij, aby powiększyć]
Wersja związana:
[kliknij, aby powiększyć]
I selfie na koniec:
[kliknij, aby powiększyć]
🇵🇱
Sukienka: uszyłam sobie
Torebka: prezent od rodziców, Big Star
Pasek: vintage
Buty: Sca'Viola
Okulary: prezent od pana Marchewki, Opposit
Kapelusz: przywiozłam z Malty
🇬🇧
60s style drese: made by me
Shopper bag: a gift from my parents, Big Star
Belt: vintage
Shoes: Sca'Viola
Sunglasses: a gift from Mr Carrot, Opposit
Sun hat: bought in Malta
Sun hat: bought in Malta
Cudowna Marchewkowa ♥
OdpowiedzUsuńZ szyciem jak ze wszystkim innym - praktyka i zaangażowanie czyni mistrza ;-) mam nadzieję, że w końcu będę mieć czas na zaangażowane praktykowanie, bo pomysłów kilka jest, a zapotrzebowanie na kilka sztuk odzieży także (się okazało, że mam całą jedną pasującą koszulę, pffff...)
UsuńAno, zgadza się. Szycie to głównie praktyka. Niestety, pojawiły się osoby, którym zamarzyło się zrobić biznes na oszukiwaniu pasjonatów krawiectwa :/.
Dzięki Ci wielki i owocnego szycia, Lenny! 💋
Kiedyś, na razie se rozrysowuję co chcę ;-)
UsuńA czy potrafisz policzyć ile sukienek sobie uszyłaś? Ta jest świetna, noszona z paskiem czy bez :)
OdpowiedzUsuńOkoło 20, ale w szafie zostało mi już tylko kilka. Część sprzedałam, część się zużyła (na początku szyłam z tanich i kiepskiej jakości materiałów).
UsuńSerdecznie dziękuję!
O, teraz to dopiero widać długość! Fajna sukienka (kciuk w górę)
OdpowiedzUsuńOgromnie dziękuję! 🧡
UsuńWszystkiego szyciowo najlepszego z okazji jubileuszu🎈
OdpowiedzUsuńDzięki przeogromne, Grando! 😘
UsuńWspaniała sesja, a ten wzór spódniczki po prostu do Ciebie pasuje ;-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za miłe słowa!
UsuńDroga Marchewko,
OdpowiedzUsuńjakie to szczęście, że 8 lat temu chwyciłaś za igłę (i nić. I tkaninę). Nie tylko zmieniło to polską blogosferę szyciową, ale dało mi bezpośredni bodziec do zostania kolejnym samoukiem szyciowym. Wiele Ci zawdzięczam!
Sukienka jest wyborna, szczególnie w wersji bez paska. Masz niesamowitą, dziewczęcą urodę - mieszanka młodej Mii Farrow i Audrey Hepburn - dzięki czemu styl lat 60 bardzo Ci służy (nawet bardziej niż późne lata 50). A detale (zdjęcie szlufki z Instagrama!) dosłownie zapierają dech w piersiach. Sewing porn! :D
Dzięki Ci przeogromne za tak miłe słowa! 💋 Motywacją są dla mnie wielką.
Usuń8 lat ! Moje gratulacje :-) Ja jestem również szyciowym samoukiem, który podobnie jak Ty jest zdania, że jeśli tyko bardzo ci zależy na nauce szycia - to zasiądź do maszyny i po prostu zacznij szyć. Choć wiem, że są osoby które bez takiego kursu - ani rusz. Kwestia bardzo indywidualna :-)
OdpowiedzUsuńNiemniej - gratulacje raz jeszcze. A w sukience wyglądasz pięknie - tak letnio i radośnie. Niech się dobrze nosi :-)
Pokłony biję w podzięce! 🙇♀️
UsuńTo już wszystko trwa aż od 8 lat? No to gratuluję wytrwałości, ja to bym się załamała pewnie na starcie ;p
OdpowiedzUsuńSam blog to już prawie 10 lat! :D Serdecznie dziękuję 🙇♀️.
UsuńFajna przyjemna i kolorowa sesja :)
OdpowiedzUsuńNa prawdę ładna, typowo letnia stylizacja, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń