odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

3 czerwca 2017

Nasza wyprawa na Teneryfę, tom 1

19 raz(y) skomentowano
Z Teneryfy wróciliśmy w poniedziałek 29 maja, choć to nie było takie oczywiste, bo zamówiona na piątą rano taksówka nie raczyła się po nas zjawić. Środek nocy (o piątej na Teneryfie nadal jest całkowicie ciemno i głucho), klucze do wynajętego mieszkania nieodwracalnie zwrócone, telefon firmy taksówkowej nie odpowiada, samolot odlatuje za niewiele ponad godzinę - totalna panika.  Wiadomo, nie mogło być inaczej, bo marchewkowe wakacje bez jakiejś wpadki się nie liczą.

Ostatecznie pan Marchewka skontaktował się z naszymi gospodarzami, a ci przywołali dla nas jeżdżącą taksówką znajomą, która skutecznie dowiozła nas na lotnisko (próbowała nas przy tym zabawiać rozmową, niestety, byliśmy nazbyt zdenerwowani, by odszyfrować, gdzie kończy się angielski, a gdzie zaczyna hiszpański).

Dobra, dobra... Zacznijmy jednak od początku.

Na Teneryfę polecieliśmy Ryanairem. Pięciogodzinny lot był moim (w sensie Marchewkowej) 13. w lotniczej "karierze". Bilety na tygodniowe wakacje na wulkanicznej wyspie nabyliśmy na początku kwietnia. Cztery sztuki z rezerwacją miejsc kosztowały 1200 zł, czyli całkiem przyzwoicie, zważywszy że koniec maja to termin prawie "w sezonie", choć zatłoczone plaże sugerowały raczej, że to już raczej jego szczyt! 

Z Wrocławia na lotnisko Teneryfa Południe (wolałabym Północ, ale trzeba brać, co dają) dostaniemy się tylko raz w tygodniu - w poniedziałki - co nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem, bo - jak się później okazało - 7 dni (a właściwie 6, bo przylecieliśmy wieczorem, a odlatywaliśmy z samego rana) wśród kanaryjskich palm to za mało, a 14 to byłoby już za dużo. Choć tu duże znaczenie miał fakt, że mieszkaliśmy 250 m npm i 7 km od w miarę cichej plaży.  Ale o tym niżej!


ZAKWATEROWANIE

Po doświadczeniach z Malty (tych z czerwca 2015) staramy się wynajmować mieszkania na AirBnB wyłącznie od "superhostów". I tak zrobiliśmy tym razem! Za radą papierowego przewodnika wybraliśmy miejscowość oddaloną  na zachód od lotniska o 20 km, czyli COSTA ADEJE (stanowi ono jedność z wioską La Caleta, centrum turystycznym Playa de Las Americas i miastem Los Cristianos). A wszystko przez dogodne miejsca do pływania, na których, poza trasami do chodzenia, zależało nam najbardziej. Dodatkowo na zakwaterowanie w bardziej odległym od lotniska miejscu nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na wczesną porę wylotu - 6:55 (i, jak się potem okazało, ogromne problemy z taksówkami). Nie ma też co ukrywać, że przy tak późnym zakupie biletów lotniczych (zaledwie półtora miesiąca przed wylotem) nie było już szans na szerszą ofertę apartamentów  w przystępnej cenie.

Na szczęście  mieszkanko okazało się czyste i wyposażone we wszystko, co trzeba. Wyjątkiem była przedpotopowa pralka i zabytkowa łączność z netem - download 1MB/s, upload zaś tak wolny, że aż niemierzalny. Na szczęście te drobne niedogodności wynagrodził nam niesamowity widok z tarasu - zachód słońca nad oceanem z sąsiednią La Gomerą w tle to było coś!

Zachód słońca z tarasu wynajętego apartamentu:
zachód słońca, Hello, Tenerife!
[kliknij, aby powiększyć]

Tak jak wcześniej wspominałam, wynajęte lokum znajdowało na stromym zboczu (ok. 250 m npm),  1,7 km od najbliższego przystanku i tyleż samo od najbliższej plaży oraz sklepów spożywczych. Nie stanowiło to dla nas większego problemu, bo jesteśmy zaprawieni w boju, ale przy dłuższym pobycie mogłoby okazać się męczące, bo czasem człowiek chciałby dać nogom odpocząć, a tu nie było takiej możliwości. 

Wspomniane zbocze jest tym samym, które jesienią zeszłego roku zostało dotknięte prawie setką wstrząsów, mogących świadczyć o budzącym się wulkanie Teide.

Dreszczyk emocji, po którym przyda się coś zjeść...

JEDZENIE

Choć Teneryfa zakochała się w jedzeniu włoskim i amerykańskim, a głównymi pozycjami w menu są pizze i burgery, to można tu znaleźć restauracje podające prawdziwe hiszpańskie tapas oraz dania lokalne. Już pierwszego pełnego dnia trafiliśmy do miejsca, które zaspokoiło naszą żądzę kanaryjskiego jedzenia. Mowa tu o knajpce El Caldero w maleńkiej miejscowości La Caleta.  Zjedliśmy tu nie tylko nasze ukochane papryczki Padrón, ale i  mięsne klopsy w sosie z groszkiem oraz ośmiornicę* na ostro. Jako czekadełko (jego cena doliczana jest do rachunku) podano nam pieczywo z najpopularniejszymi na wyspach kanaryjskich sosami mojo picón i mojo verde. Sosy te są tak pyszne, że przywieźliśmy do domu kilka opakowań (zarówno dla siebie, jak i dla rodziny) w wersji suchej, do której przed podaniem dodaje się oliwy i octu. 

Papryczki Padrón, smażone z grubo mieloną solą i czosnkiem:
Teneryfa, La Caleta, tapas, Costa Adeje, papryczki Padron
[kliknij, aby powiększyć]


Klopsy w sosie:
wakacje, maj 2017, Teneryfa, Costa Adeje, , tapas, klopsy w sosie
[kliknij, aby powiększyć]

Ośmiornica na ostro:
Teneryfa, tapas, ośmiornica na ostro, wakacje, maj 2017
[kliknij, aby powiększyć]

A teraz najważniejsze! Absolutnym hitem Teneryfy są ziemniaki, ale nie takie zwykłe. Zwane są tu papas arrugada i są małe, okrągłe i nieco słodsze niż znane nam odmiany. Najcześciej podawane są ugotowane w mundurkach z dużą ilością soli i sosami mojo. Ale robi się z nich również charakterystyczne dla Hiszpanii patatas (a w wersji kanaryjskiej papas) bravas (ugotowane, obsmażone, polane sosem), panierowane krokiety z dodatkiem ryby czy sławnej hiszpańskiej szynki oraz frytki podane z roztopionym serem i boczkiem (po przejściu 20 km można sobie przecież pozwolić ;]). Dla osób, które mają dodatkowy żołądek na ziemniaki, Teneryfa to istny raj!

Ziemniaki w mundurkach i sosy mojo:
tapas, Teneryfa, Costa Adeje, południowo-zachodnie wybrzeże wyspy, ziemniaki w mundurkach
[kliknij, aby powiększyć]

Kolejną rzeczą wartą wspomnienia są ogólnodostępne w sklepach przyprawy pochodzenia hiszpańskiego i kanaryjskiego. Nie dość, że wybór zwala z nóg, to niskie ceny sprawiają, że człowiek ma ochotę kupić wszystko.   

Aha, zapomniałabym! We wszystkich lokalach gastronomicznych bez problemu dogadamy się po angielsku.

Najedzeni możemy ruszać na spacer...

WIDOKI

Tego się nie da opisać (więc dobrze, że robiliśmy zdjęcia)! 

Choć początkowo planowaliśmy zwiedzanie dalszych miejsc autobusami, to perspektywa spędzenia kilku godzin dziennie w autokarach (i to po minimum 20 minutach spaceru na przystanek) wydała się nam na miejscu mało atrakcyjna. Do tego rozczarowała nas informacja, że muzea, które chcieliśmy odwiedzić w Santa Cruz, przygotowane są głównie dla turystów mówiących po hiszpańsku. Przeciw takim podróżom zaprotestowała również moja choroba lokomocyjna - autobus plus kręte górskie drogi to nie jest coś co marchewki lubią najbardziej - dlatego postawiliśmy wyłącznie na piesze wycieczki. I nie żałujemy! 

Południowo-zachodnie wybrzeże Teneryfy oferuje niesamowite trasy trekkingowe, zarówno wzdłuż wybrzeża, jak i ściany skalnej masywu Adeje.  Zachwyciło nas właściwie wszystko - czarne plaże, lazurowa woda, szczyty górskie, wypielęgnowana zieleń, architektura (mimo że współczesna), przemykające pod nogami lub po nogach jaszczurki gallotia (osiągają nawet 45 cm długości) i przesiadujące na palmach papugi (po kilkanaście osobników na jednej). Zaś ostatniego dnia udało nam się dostrzec płynącego wzdłuż brzegu grindwala krótkopłetwego, którego na początku uznałam za mikro motorówkę ;].

Na Teneryfie wystarczy wyjść z domu i ruszyć przed siebie, a wiadomo, że trafi się na coś godnego uwagi. Zobaczcie na zdjęciach:

Widok na masyw Adeje z Las Americas:
Teneryfa, góry, wulkan, maj 2017, widok na masyw Adeje z Las Americas
[kliknij, aby powiększyć]

Osiedle wbudowane w zbocze, Costa Adeje:
widok na osiedle wbudowane w zbocze górskie,  Costa Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Plantacja bananów w wąwozie. Wiem, że nie widać tego na zdjęciach, ale ściana urwiska miała ok. 90 metrów wysokości:
Teneryfa, Costa Adeje, maj 2017, wycieczka, trekking, plantacja bananów w wąwozie, Marchewkowa
trekking, Teneryfa, góry, Adeje, plantacja bananów w wąwozie, pan Marchewka
[kliknij, aby powiększyć]

Naturalna plaża w Costa Adeje, na której turyści układają wieże z kamieni:
plaża naturalna, Adeje, Teneryfa, Stone Pebble Beach
[kliknij, aby powiększyć]

"Wiatrołap" - dzieło Juana Lópeza Salvadora. Rzeźba stoi na wybrzeżu Las Americas:
Teneryfa, wyspa, maj 2017, rzeźba, Wiatrołap, Juan López Salvador
[kliknij, aby powiększyć]

Punkt obserwacji waleni, Costa Adeje:
Teneryfa, wyspa, maj 2017, rzeźba, Wiatrołap, Juan López Salvador
[kliknij, aby powiększyć]

Zmęczony plantator bananów - granica miejscowości Fañabé:
Teneryfa, maj 2017, wakacje, granica miejscowości Fañabé
[kliknij, aby powiększyć]

Kościół świętego Eugeniusza i sklep z bikini w jednym, Costa Adeje:
wakacje 2017, Teneryfa, Adeje, kościół św. Eugeniusza i sklep z bikini w jednym, Costa Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Pomnik mężczyzny, który zginął, ratując topiących się ludzi, Playa del Duque:
 Playa del Duque, ocean, błękit, maj 2017, pomnik ratownika
[kliknij, aby powiększyć]

Przejście między budynkami na kamienistą plażę w La Caleta:
La Caleta, przejście pomiedzy budynkami, prowadzące w stronę kamienistej plaży
[kliknij, aby powiększyć]

Białe osiedle na zboczu masywu Adeje:
góry, Teneryfa, trekking, osiedle na zboczu masywu Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Papugi w parku, Las Americas:
Teneryfa, maj 2017, papugi w parku, Las Americas
[kliknij, aby powiększyć]

Minusem wyruszania w trasę od strony Costa Adeje był zdecydowanie brak możliwości wejścia na Roque del Conde, czyli najwyższy szczyt wspomnianego masywu. Praktycznie cała ściana została zabudowana lub szczelnie opłocona i oznaczona jako "teren prywatny".

Świadomie nie skorzystaliśmy również z obleganych parków rozrywki - Aqualand, Siam Park czy Jungle Park. Niestety, w wymienionych miejscach uprawia się cyrkową tresurę zamkniętych na niewielkich przestrzeniach zwierząt, czym parki chwalą się w oficjalnych materiałach.

Mimo minusów po tygodniu chodzenia nasz licznik kilometrów dobił do 110!

Po wyrobieniu kilometrów przydałoby się popływać...

PLAŻE I PŁYWANIE

Zgodnie z tym, co napisano w przewodniku, Costa Adeje i okoliczne miejscowości oferują spory wybór pięknych plaż, niestety w większości już sztucznych. Nielubiane przez turystów naturalne czarne wulkaniczne plaże przykrywane są sprowadzanym z Sahary żółtym piaskiem. Większość południowo-zachodniego wybrzeża odgrodzają od otwartego oceanu falochrony, które minimalizują fale i zapobiegają uciekaniu żółtego piasku, który jednak i tak z biegiem czasu miesza się ciemnym podłożem, przybierając brunatno-szary kolor i kleistą konsystencję - ciężko zmyć go z ciała, odzieży i ręczników.  Na szczęście na plażach nie leżeliśmy! Zresztą, tu i tak nie byłoby takiej możliwości, bo w nieprzebrane tłumy na większości z nich bardzo utrudniły nam znalezienie miejsca na zrzucenie plecaków.

Prawie pusta Playa del Duque. Mimo słońca, woda była bardzo zimna:
plaża, woda, ocean, Teneryfa, Playa del Duque
[kliknij, aby powiększyć]

Przedpołudnie na plaży Fañabé:
maj 2017, Teneryfa, pływanie, Playa Fañabe
[kliknij, aby powiększyć]

Pływacy będą natomiast zadowoleni. Zatoczki stworzone przez falochrony są dość spokojne (większe fale i zimne prądy też się zdarzają), a woda błękitna i czysta. Najbardziej do gustu przypadła nam plaża Las Vistas w Los Cristianos. Nie dość, że jest długa (prawie kilometr) i szeroka, to przy większym zachmurzeniu i popołudniami zaczyna się wyludniać. 

Czarna plaża La Enramada w La Caleta:
maj 2017, Teneryfa, pływanie, czarna plaża La Enramada
[kliknij, aby powiększyć]


Test brunatno-szarego piasku na Playa del Duque:
czepek retro, kostium Panache, test piasku na playa del Duque
[kliknij, aby powiększyć]


Niestety, snorkelingujący nie znajdą tu niczego ciekawego, bo dno pozbawione jest roślinności (pan Marchewka dokładnie sprawdził). Do zatoczek nie wpływają też żadne ryby. Zapewne jest to wina siatek zabezpieczających przed meduzami, które jednak dają spore poczucie bezpieczeństwa (strach o nagłe rażenie "prądem" szybko mija, a na Teneryfie można spotkać żeglarza portugalskiego).

Ale czy pływaliśmy tu godzinami? Właściwie nie, bo bardzo zimny wiatr z gór często przyprawiał nas o gęsią skórkę…

Dodatkowy minus: na plażach, tak jak we wszystkich właściwie miejscach publicznych, dozwolone jest palenie. Na szczęście zazwyczaj da się znaleźć kawałek piachu palaczy pozbawiony.

POGODA

Ach ta kanaryjska pogoda! Kiedy chcesz iść popływać, zrywa się wiatr, kiedy chcesz się przejść, robi się za gorąco.

I tak z pogodą było różnie. Można ją określić jako zimno-ciepłą, bo żar lejący się z majowego nieba chłodzony był wręcz lodowatym, czasem dość gwałtownym wiatrem, wiejącym od strony wulkanu.  Żadna prognoza pogody nie ma tutaj zastosowania. W trakcie naszego pobytu praktycznie każdego dnia nad wyspą wisiała dość gruba warstwa chmur, które w naszym klimacie spokojnie można by określić jako deszczowo-burzowe. Tam jednak nie spadła ani kropla. Chmury te nieco obniżały temperaturę odczuwalną, ale raczej do przyjemnego i w końcu dającego się znieść poziomu (26  °C  - temperatura faktyczna, 30 °C  - temperatura odczuwalna). Tak czy siak, bez filtra SPF 50 daleko tu nie zajdziemy, a wielu turystów (nawet o ciemniejszej karnacji) nosi na ciałach ślady poparzeń.

Zejście  na północą część plaży Fañabé:
roślinność, Teneryfa, maj 2017, zejście na plażę Fañabé
[kliknij, aby powiększyć]


Jedynym dość chłodnym dniem był dzień naszego przylotu. W dżinsach, koszuli z długim rękawem i parce czułam się komfortowo. Był to jednak wyjątek. Zwykle stawiałam na ubrania obszerne i przewiewne, a wszystko przez bardzo dużą wilgotność powietrza. Tylko wieczorami zarzucałam na siebie cienki sweter. Pan Marchewka natomiast żałował, że nie zabrał żadnej lnianej koszuli z długim rękawem, która idealnie sprawdziłaby się wieczorem.

Ruszając na Teneryfę, liczyliśmy na możliwość obserwacji gwiazd. To w końcu jedno z najlepszych miejsc na ziemi do rozwijania tego typu zainteresowań. Niestety, mimo że chmury znikały z nocnego nieba, intensywnie oświetlenie miasta całkowicie uniemożliwiało zobaczenie czegokolwiek poza wywalonym do góry kołami Wielkim Wozem (tu bardziej Wielką Chochlą).

ZAKUPY

Nieodłączną towarzyszką naszych podróży jest plastikowa kawiarka przelewowa z młynkiem  (ostatnio stale na kontrolach bezpieczeństwa uznawana za bombę), dlatego wszędzie naszym pierwszym zakupem jest paczka ziarnistej kawy.  I tak też było tutaj! A właściwie miało być, bo w żadnym z odwiedzonych tutaj sklepów nie można było dostać kawy w ziarnach.

W Costa Adeje i miejscowościach przyległych na większe czy mniejsze supermarkety trafimy na każdym kroku. Szczególnie gęsto występują wzdłuż wybrzeża, ale nieco wyżej również można je spotkać. Najbardziej popularne są rodzime sieci (ale Lidla też tu mają) HiperDino oraz Mercadona, która była naszym głównym źródłem codziennych zakupów. Odpowiadała nam zarówno pod względem cen, jak i szerokiej gamy produktów hiszpańskich i kanaryjskich (od owoców, warzyw, wędlin i nabiału po przyprawy, a nawet kosmetyki). 

Niestety, na południowo-zachodnim wybrzeżu nie znajdziemy lokalnej piekarni. Chleb czy inne pieczywo występuje tu wyłącznie w postacie mrożonej, odmrożonej lub foliowanej. Zapewne jest to wina typowo turystycznego klimatu położonych tu miejscowości i w innych częściach wyspy jest inaczej.

No dobra, ale pieniądze można wydać jeszcze w inny sposób...

ŻYCIE NOCNE

W tym rozdziale nie napiszemy za wiele, bo właściwie nie korzystaliśmy z życia nocnego, a przesiadywaliśmy do późna na tarasie. Nie da się jednak nie zauważyć, że najczęściej spotykane są tu puby w stylu brytyjskiem, które oferują cowieczorne koncerty naśladowców Elvisa i Toma Jonesa. Nadmorskimi lokalami rządzi również karaoke. Niestety, dźwięków muzyki hiszpańskiej w Costa Adeje nie uświadczyliśmy (to zapewne znowu syndrom chleba).  

Playa la Pinta Puerto Colon nocą: 
Teneryfa, maj 2017, plaża, noc
[kliknij, aby powiększyć]


Absolutnym jednak hitem wybrzeża od Los Cristianos po La Caleta są luksusowe kluby na plażach, w których od rana do nocy można leżeć przy lub w basenie, słuchając muzyki i popijając drinka. 

PRZYKŁADOWE CENY
  • Tapas z ziemniaków: 2,5 € - 5 € za sporą porcję (w dwójkę najadaliśmy się trzema).
  • Papryczki Padrón: 4 € (w restauracji), 1,89 € (surowe z marketu)
  • Ośmiornica na ostro w wersji tapas: 4,80 €
  • Pulpety mięsne w wersji tapas: 4,20 €
  • Burgerowa kanapka z szarpaną wieprzowiną: 8,50 €
  • Frytki z boczkiem i serem: 5 €
  • Tradycyjne frytki z dwoma sosami w lokalu typu fastfood: 2,50 €
  • Karton mleka bez laktozy: 0,76 €
  • Opakowanie przypraw: 1 €
  • Chorizo w plastrach: 1,45 €
  • Kilogram bananów: 1 €
  • Kilogram pomarańczy: 0,90 €
  • Opakowanie kawy mielonej: 1,30 €
  • Opakowanie płatków śniadaniowych: 1,90 €
  • Mozarella w kulkach: 1,70 €
  • Taksówka z Costa Adeje na lotnisko: 28 €
  • Bilet autobusowy z lotniska do Costa Adeje: 3,75 €

CIEKAWOSTKI
A na koniec kilka ciekawostek:
  • Nie spotkaliśmy tu ani świateł ulicznych, ani korków. Wszystko załatwia się rondami i obwodnicą. 
  • Piesi mają absolutne pierwszeństwo na pasach i są wyjątkowo uprzywilejowani - wszędzie znajdziemy tu chodniki. 
  • Karaluchy rządzą ulicami, choć za czystość mieszkańcy Teneryfy mogliby dostać medal. Nie ma tu charakterystycznej dla krajów południowych polityki śmieciowej, która pozwala na pozostawianie worków z odpadami na ulicach i chodnikach, nie mamy więc pojęcia, czym żywią się karaczany. 
  • Wszystkie rośliny mają stałe łącze z wodociągami. Codziennie podlewa się tu nawet samotną palmę stojącą na poboczu obwodnicy.
  • Centra handlowe to pomieszanie najtańszej chińszczyzny (wśród asortymentu najbardziej popularny był otwieracz z rączką w kształcie penisa, często ozdobionego mapą wyspy i brokatowymi jaszczurkami ;]) z niesłychanym wręcz luksusem.
  • Turysta to dla mieszkańca Teneryfy ten, który spędza urlop na leżaku, popijając drinka z palemką. Nasi gospodarze dziwili się, że jesteśmy w stanie przejść 1,7 km od autobusu, pod górę, z torbami i jakoś specjalnie się przy tym nie zmęczyć. 
  • Turyści płacą 2-3 razy więcej niż Hiszpanie za bilety wstępu do parków rozrywki, parków przyrody czy muzeów.

PODSUMOWANIE

Na Teneryfę na pewno wrócimy! I to może nawet jeszcze w tym roku, bo warunki pogodowe właściwie są tam niezmienne. Pokusimy się jednak o nieco inne miejsce zamieszkania - położone niżej i bliżej lotniska - oraz o wypożyczenie rowerów, którym łatwiej będzie wyruszyć w nieco wyższe partie południowej części wyspy. A po cichu liczymy na to, że kiedyś Wrocław połączą z jej północą.

Goodbye, Tenerife!
[kliknij, aby powiększyć]


* Nie wiem, czy Wam kiedyś opowiadałam, że milion lat temu na kolonii w Chorwacji pewna ośmiornica postanowiła bardzo ukochać większością swoich macek moją nogę.  Od tamtej pory pałam żądzą zemsty w postaci konsumpcji.

SaveSave