odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tenerife. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tenerife. Pokaż wszystkie posty

15 sierpnia 2019

Wyspa ziemniaka po raz drugi, część 3

14 raz(y) skomentowano
Tego wpisu chyba nikt tu się nie spodziewał. Nasza listopadowa wyprawa na Teneryfę (notki na jej temat znajdziecie tu i tu) wydała swoje plony, którymi nie mogę się nie pochwalić :].

Zwykle z każdego urlopu przywozimy nasionka i sadzonki roślin charakterystycznych dla danego kraju, a potem rozdzielamy je pomiędzy rodziców. I tak pod koniec zeszłego roku do moich rodziców trafiły nasiona papryczek padrón, kanaryjskich pomidorów oraz poziomki i marchwi z upraw hiszpańskich. Przywieźliśmy im też główkę uprawianego na Teneryfie czosnku oraz kilka małych ziemniaków, z których robi się papas arrugadas

Na poniższych zdjęciach zobaczycie, co z tego wyrosło.

Papryczki padrón to typowe hiszpańskie tapas. Grillowane z czosnkiem i grubą solą zjecie zarówno na lądzie, jak i na wyspach. Ich smaku nie da się porównać z żadną inną papryką. Bywają całkowicie słodkie, jak i piekielnie ostre, a wszystko zależy od metody uprawy (gleby, podlewania, nasłonecznienia...). 

Do moich rodziców trafiły nasiona od dwóch różnych kanaryjskich producentów. Jedne z nich w opakowaniu typowo ogrodniczym, a drugie pod turystów. Nasiona zostały posiane w domu, a następnie przesadzone pod folię i tam się zaczęło! Owocują jak szalone od czerwca i nadal nie zamierzają przestać. Większość papryczek jest bardzo ostra, a jedynie pojedyncze są słodkie, co akurat bardzo mnie cieszy. Choć czasem zdarzają się takie, które zabijają nawet mnie (a jestem zaprawiona w boju z jolokią).

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

A tu marchew Nantes 5, której nasiona kupiliśmy w sklepie ze wszystkim (od artykułów spożywczych po artykuły gospodarstwa domowego i typowo turystyczne pierdółki) w Los Gigantes. 
Jak widać na zdjęciu, wyrosły bardzo przyzwoicie. 

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

Pod folią w pobliżu padronów rosną też kanaryjskie pomidory (tak były opisane na opakowaniu). Nadal są zielone, ale powinny nabrać intensywnie czerwonego koloru. Te, które jedliśmy na Teneryfie, były bardzo słodkie i mniej kwaśne niż popularne u nas odmiany.

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

Poziomka Alexandria z upraw hiszpańskich dotarła z nami do Polski jako truskawka. Tak też głosił angielski opis - "strawberry" bez żadnego "wild" czy "Alpine". Zdjęcie też jakoś tak bardziej truskawkę przypominało... ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Na szczęście poziomka Alexandria żadnej truskawce nie ustępuje, bo jej owoce są dość duże i mają niewyobrażalnie intensywny i słodki smak. Jakby były sztucznie aromatyzowane!

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

Główkę kanaryjskiego czosnku i kilka małych kanaryjskich ziemniaków kupiliśmy tuż przed wylotem z Teneryfy - w Lidlu. Wszystko bez problemu przeszło hiszpańską kontrolę bezpieczeństwa ulokowane w walizce kabinowej i dotarło do moich rodziców, aby wydać przyzwoite plony. 

Z tych kilku przywiezionych przez nas bulw wyrosła taka ilość ziemniaków, że mogłam w domu kilkukrotnie przygotować papas arrugadas, czyli kanaryjskie małe ziemniaki gotowane w bardzo słonej wodzie (oryginalnie oceanicznej). Sól osadza się na skórce, tworząc chrupką skórkę. Tak przygotowane ziemniaki podaje się z sosami mojo.

Jeśli zaś o czosnek chodzi, to - tak jak oryginał - wyrósł duży i bardzo aromatyczny. Nie ma "pleśniowego" posmaku i można go bez problemu jeść na surowo, bo nie podrażnia aż tak bardzo żołądka. Co ciekawe, cebulki powietrzne tego czosnku formują się tuż nad ziemią (wyglądają jak dodatkowa główka czosnku z ząbkami), a nie na końcu łodygi.

Na zdjęciu oczywiście plony, a nie przywiezione oryginały.

marchewkowa, blog, podróże, Teneryfa, owoce, warzywa, nasiona, padrony, marchew, poziomka, kanaryjskie pomidorki, ziemniaki, czosnek, travel, Tenerife, gifts, padron peppers, carrot, Canary Islands, tomatoes, potatoes, garlic, wild strawberry
[kliknij, aby powiększyć] 

Za półtora tygodnia zmierzamy do Portugalii i stamtąd zapewne przywieziemy kolejne nasionka i sadzonki. 

A czy Wam zdarza się przywozić takie pamiątki z wakacyjnych wypraw?

17 grudnia 2018

Wyspa ziemniaka po raz drugi, część 2

7 raz(y) skomentowano
Jesteście gotowi na drugą część notki o Teneryfie (pierwsza tu)? Jeśli tak, to przejdźcie się z nami do Alcali.

marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

ALCALÁ

Puerto de Santiago i Alcalę (należącą do gminy Guía de Isora) dzieli zaledwie 5 km. Trasa spacerowa z jednej miejscowości do drugiej jest niezwykle przyjemna, bo prowadzi świeżo wybudowanym deptakiem wzdłuż wybrzeża. Co ciekawe, aby dostać się na ów deptak, trzeba oczywiście przekroczyć kolejny łańcuch i zakaz ("Tylko dla upoważnionego personelu"). Robią to jednak wszyscy - od licznych tu biegaczy (wspaniałe miejsce do treningu, pan Marchewka żałował, że nie zabrał stroju do biegania), poprzez ubranych wycieczkowo turystów, aż po mieszkańców Teneryfy w każdym wieku i stroju.

Ale do rzeczy... Deptak prowadzi przez niesamowicie malownicze tereny. Mamy tu wszystko: grające przy cofającej się fali kamieniste plaże (które są jednak dość niebezpieczne), plantacje bananów (działające i te dawno upadłe), kapliczkę nieuznawanej przez Kościół ludowej "świętej" - La Difunta Correa - przy której ludzie składają w "ofierze" plastikowe butelki z wodą, widok na Acantilados de los Gigantes i na wulkan Teide... oraz psy w murze (sic! - spójrzcie na zdjęcia). Krajobrazy w tym miejscu są tak niebywałe, że na zdjęciach człowiek wychodzi jak nałożony fotoszopem.

Piesza trasa w kierunku Alcali. W oddali Puerto de Santiago:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Kamienista plaża, pozostałości plantacji bananów i banany prawie dojrzałe:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Wieczorne widoki z deptaku. Na środku głównego zdjęcia widoczna słaba tęcza, zaś na miniaturce wulkan Teide:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Kapliczka La Difunta Correa i pies w murze okalającym plantacje bananów (dla rozrywki oszczekiwał spacerowiczów):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Ledwo zeszliśmy z deptaka, który kończy się kilkaset metrów przed Alcalą, a już żałowaliśmy, że to nie w tej miejscowości znaleźliśmy zakwaterowanie. Wszystko przez naturalne baseniki wydzielone z oceanu, przy których mamy betonowo-skalne plaże z ławeczkami. Tu człowiek po prostu przychodzi, przebiera się w kostium, wskakuje do wody, wychodzi, korzysta z prysznica, ubiera się i wraca do domu. Nie są to miejsca do zażywania kąpieli słonecznych (dlatego raczej omijane przez turystów), ale takie szczególnie nam pasują, bo oboje z panem Marchewką unikamy opalenizny, jak tylko się da.

Na szczęście dla osób preferujących nieco inny wypoczynek, nieopodal baseników znajdują się trzy czarno-piaszczyste plaże. Całość połączona jest kolejnym deptakiem i niesamowicie zadbaną infrastrukturą, przystosowaną dla osób niepełnosprawnych i rodziców z małymi dziećmi. Na Teneryfie właściwie wszędzie jest czysto (no, prawie czysto, jest jeden istotny wyjątek, o czym dalej), ale tak zadbanych ogólnodostępnych pryszniców, przebieralni i toalet jeszcze nie widziałam. Wydaje nam się, że znaczny wpływ na wygląd tego miejsca ma jeden z najpotężniejszych i najbardziej luksusowych hoteli na Teneryfie - Gran Meliá Palacio de Isora (luksusowy z wyglądu, internetowe recenzje nie zachęcają do odwiedzin, ale szanujemy za dbanie o całą miejscowość).

Jedyną wadą tych plaż, a właściwie wszystkich plaż na Teneryfie, jest obecność niedopałków. Są wszędzie! Nie tylko na brzegu, ale również w wodzie. Niestety, zarówno turyści jak i Hiszpanie przyzwyczajeni są do gaszenia papierosów w oceanie.

Pięknie zagospodarowany naturalny basen przy wejściu do Alcali.
Początkowo basen należał do kompleksu salin:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Pan Marchewka był pierwszy do wejścia:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Deptak przy hotelu, a w tle szereg plaż (naturalne baseny + czarne plaże piaszczyste):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Plażowy deptak zaprowadził nas do samego centrum maleńkiej Alcali, czyli placu targowego, przy którym w XIX wieku powstało 11 parterowych budynków, z których część stoi do tej pory! W pierwszej połowie XX wieku lokalni rybacy sprzedawali tu puszkowanego tuńczyka z dodatkiem soli z salin, których pozostałości stały się teraz wspomnianymi wcześniej naturalnymi basenikami. Przy placu znaleźliśmy dwie małe restauracje, podające lokalne tapas: Doña Carmela i De Carlos Bar, w których napchaliśmy się w końcu lokalnymi ziemniakami w soli z sosami mojo, rybami, papryczkami padrón i krokietami z kurczaka i tuńczyka. Co ciekawe, obiad dla dwóch osób kosztował nas tu za każdym razem 10-14 euro. Nasz żal, że to nie tu mieszkamy, pogłębił się. Postanowiliśmy, że zaradzimy temu w przyszłym roku. Przecież na pizzę można zawsze podejść deptakiem...

Widok na Alcalę od strony południa:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

... i od północy (po lewej plaża na falochronie):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Tapas: ziemniaki w soli i sosy mojo, smażone sardynki i papryczki padrón z sosem majonezowym:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Z Alcali można przejść klifami (terenami niezwykle pięknymi, ale nieco dzikimi) do miejscowości zwanej Playa San Juan, po drodze zahaczając o pozostałości maleńkich przystani rybackich. Niestety, całej trasy nie udało nam się przejść ze względu na dość silny wiatr, który zwiewał wątłą Marchewkową ;-) [dopisek pana Marchewki].

Wychodzimy za Alcalę w kierunku Playa San Juan:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok z klifów, znajdujących się pomiędzy Alcalą a Playa San Juan:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

PLAYA SAN JUAN

Do Playa San Juan można też podjechać autobusem! Co zrobiliśmy, choć nie była to łatwa droga. Zdecydowanie za dużo zakrętów!

Miasteczko, niegdyś wioska rybacka, żyje teraz głównie z turystów, ciągnących masowo na sporą piaszczysto-kamienistą plażę, połączoną z portem, przy których stoi odnowiony niedawno potężny wapiennik, czyli piec do wypalania skał wapiennych, a nad nim na wzgórzu - pomnik kulona zwyczajnego (nie, nie, nie wyjaśnimy, poszukajcie sobie sami ;-)). Od tego miejsca wzdłuż wybrzeża biegnie kolejna trasa spacerowa, prowadząca do zalanych ruin budynku. Niestety, zabrakło nam czasu na jej przejście. Może za rok?!

Port w Playa San Juan i jego okolice:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Centrum miejscowości, czyli plaża. W tle wapiennik:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Pomnik kulona i widok ze wzniesienia, na którym się znajduje:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok z tego samego wzniesienia na miasteczko:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

WRACAMY!

Ostatnią dobę spędziliśmy na pływaniu w Alcali. Wiadomo, to musiał być najcieplejszy i najpiękniejszy dzień naszego pobytu na Teneryfie, więc niechętnie myśleliśmy o powrocie. Ale zostało nam tylko spakowanie się, załadowanie do autobusu, samolotu, taksówki i położenie do własnego łóżeczka. Marchewki to jednak marchewki, więc nie mogło pójść łatwo. I tak, jak przy naszym poprzednim powrocie z wyspy, łatwo nie poszło.

W dniu wyjazdu obudziliśmy się chorzy. Spóźnił się nasz pierwszy autobus. Spóźnił, a potem zepsuł nasz drugi autobus. Musieliśmy biec do bramy, gdzie okazało się, że nasz samolot nie doleciał na Teneryfę (po wylocie z Wrocławia został zawrócony do Faro) i musiano podstawić samolot zastępczy z Londynu, co zaowocowało pomyłkowym podwiezieniem pasażerów do innego samolotu i ponadgodzinnym opóźnieniem. Wreszcie przez cały pięciogodzinny lot raczono nas kopniakami w plecy, wrzaskiem i zapachem zużytych pieluch niemowlęcia, które wrzucano pod nasze siedzenia  (pieluchy, nie niemowlę, choć drugie dziecko też pod siedzenia wpełzało) - choć był to jeden z najnowszych Boeingów 737-800 z czterema toaletami i przebierakiem.

Dziękujemy za uwagę! Późnojesienną Teneryfę oboje z panem Marchewką polecamy - szczególnie miłośnikom ziemniaków - i sami ponownie się tam wybierzemy. Zaś o naszym poprzednim wyjeździe teneryfskim przeczytacie tu.

W SKRÓCIE

Miejsce pobytu: północno-zachodnie wybrzeże (od Los Gigantes do Playa San Juan).
Czas pobytu: 7-21 listopada.
Pogoda: 4 dni deszczowe, sztorm: 14 dni, silny wiatr na lądzie: 7 dni.
Temperatura: 19-28°C (dzień), 14-19°C (noc).
Zakupy: Lidl (ceny takie jak u nas + obfitość lokalnych produktów), Mercadona (nieco droższa niż Lidl, ale oferująca również lokalne produkty i świetne hiszpańskie kosmetyki kolorowe). 
Najlepsze plaże: naturalne baseny w Alcali oraz piaszczysto-kamienista plaża w Playa San Juan.

10 grudnia 2018

Wyspa ziemniaka po raz drugi, część 1

5 raz(y) skomentowano
Czy wiecie, że ziemniaki trafiły do Europy przez Wyspy Kanaryjskie? Bo my z panem Marchewką nie wiedzieliśmy, póki nie polecieliśmy na Teneryfę.

marchewkowa, blog, szycie, sewing, rękodzieło, handmade, moda, styl, vintage, retro, repro, 1950s, 1960s, Wrocław szyje, w starym stylu,
7-21 LISTOPADA

Tak późno na wakacje jeszcze nie jechaliśmy (najpóźniej kończyliśmy letnie wyjazdy w połowie października). W tym roku postanowiliśmy jednak nieco przedłużyć sobie i tak długie lato, które we Wrocławiu zaczęło się na początku kwietnia. 

Aby zapewnić sobie odpowiednią pogodę do "wypoczynku" (w cudzysłowie, bo nasz wypoczynek zwykle kończy się przejściem 200 km i kilkoma dniami zdychania po powrocie ;]), wybraliśmy Teneryfę, która po raz pierwszy zachwyciła nas w maju zeszłego roku. Tym razem zdecydowaliśmy się jednak na miejscowość nieco wyżej na północ, tuż pod majestatycznymi klifami Acantilados de los Gigantes (zwanymi również "murami piekieł"), czyli Puerto de Santiago. Miejscowość ta leży w gminie Santiado del Teide (40 km od lotniska południowego) i szczyci się zaledwie trzema deszczowymi dniami w listopadzie. Pogodę mieliśmy więc zapewnioną! A właściwie tak nam się wydawało.

Tradycyjnie każdą część urlopu zaplanowaliśmy oddzielnie - lot Ryanairem z Wrocławia, zakwaterowanie przez AirBnB, wyżywienie we własnym zakresie (albo samodzielne gotowanie z lokalnych produktów, albo poznawanie miejscowych knajpek). Takie rozwiązanie bije na głowę wszelkie oferty biur podróżny. Nie tylko jest przynajmniej połowę taniej, ale ma się pewność, że bankructwo jednej firmy nie sprawi, że stracimy zarówno zakwaterowanie, jak i możliwość powrotu do domu. Dodatkowo w przypadku AirBnb reklamacja zakwaterowania niezgodnego z opisem przebiega znacznie sprawniej. Niestety, i tym razem z możliwości reklamacji musieliśmy skorzystać. Mimo starannie wybranego mieszkania (Superhost, tylko pozytywne oceny), trafiliśmy na apartament z licznymi brakami. Nie będę tu jednak się nad nimi rozwodziła, bo AirBnb zaoferowało nam dobre rozwiązanie i bez przeszkód mogliśmy kontynuować nasz urlop.

Jak już wspominałam, wakacje zawsze spędzamy na podróżowaniu nożnym. Nie korzystamy z samochodu i bardzo rzadko z komunikacji lokalnej (czy to lądowej, czy wodnej). Nie tylko dlatego, że mam okropną chorobę lokomocyjną i nie jestem w stanie przejechać po serpentynach/przepłynąć nawet kilometra bez późniejszego odchorowywania, ale również dlatego, że po prostu szkoda nam spędzać wielu godzin w pojazdach. I tym razem przemieszczaliśmy się po zachodnim wybrzeżu Teneryfy głównie na nogach. Zdarzyło nam się kilka razy podjechać komunikacją miejską... a właściwie wyspiarską (zwącą się, za przeproszeniem, TITSA), jednak wymaga ona od pasażera znacznej cierpliwości, bo czas przyjazdu autobusu na przystanek nie ma nic wspólnego z rozkładem. A przynajmniej nie w listopadzie, kiedy mieszkańcy normalnie pracują czy chodzą do szkół, a turystów nadal znacząco nie ubywa (choć w zestawieniu z majem lekką różnicę widać). 

LOS GIGANTES

Jako się rzekło, wyruszaliśmy z miejscowości Puerto de Santiago, nad którą leży (i łączy się z nią) niewielki kurort Los Gigantes. Składają się na niego hotele, apartamenty, baseny i kluby, które jednak nie są wstanie przysłonić niesamowitych widoków. Bo to właśnie w Los Gigantes podejdziemy pod samą ścianę klifów Acantilados de los Gigantes. Niestety, brakuje tu ogólnodostępnych tras hikingowych. W podobnym miejscu w Polsce wyznaczono by ze trzy szlaki wspinaczkowe. W Czechach lub na Słowacji wyznaczono by pięć i postawiono punkt sprzedaży map. W Hiszpanii stawia się... zakaz wstępu, a wejście na pogórze zagradza siatką lub łańcuchem. Za jeden z takich łańcuchów udało nam się wejść, jednak szlak skończył się równie szybko, jak się zaczął, a dalsza podróż była nie tylko zabroniona, ale i niemożliwa bez odpowiedniego sprzętu. Udało nam się jednak wykonać wspaniałe zdjęcia, choć w nawet najmniejszym stopniu nie oddają one wielkości i uroku klifów, u podnóża których leży (zwykle, bo teraz była prawie cała zalana) spora czarna plaża, zwana po prostu plażą w Los Gigantes.

Los Gigantes widziane z góry:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok na jeden z hoteli w Los Gigantes i klify:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa w listopadzie

Wejście na szlak:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa w listopadzie

Szybko urywający się szlak w Los Gigantes:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa, Wyspy Kanaryjskie, Canary Islands

Widok ze szlaku na klify:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa, jesień-zima

Kawałek plaży (czerwona flaga i ratownik surowo zabraniali wejścia do wody):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa, listopad

W Los Gigantes znajduje się też piękna marina, o którą w trakcie pieszych wędrówek warto zahaczyć. Nie tylko z powodu widoków! To z tego miejsca odpływa większość statków turystycznych, pozwalających osobom bez choroby morskiej na zwiedzenie cudownego wybrzeża Teneryfy lub obserwację waleni i żółwi (zachęca do tego wystawa fotograficzna, poświęcona naszym walenim braciom w rozumie). Jako że moja wersja choroby morskiej nie obowiązuje w kajaku (bo nie obwiązuje w każdym pojeździe, nad którym mam kontrolę oraz w pociągu i samolocie), postanowiliśmy z panem Marchewką takowy sprzęt wodny wypożyczyć. Plany jednak pokrzyżował nam sztorm, który zaczął się przed naszym przyjazdem i nie ustał do wyjazdu. Przy okazji doprowadził do znacznych zniszczeń na terenie północnej Teneryfy (po szczególnie sztormowej nocy rodziny i przyjaciele dopytywali się przez telefon, czy też nam odleciał balkon, ale nie, to nie u nas).

Marina w Los Gigantes:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

W poszukiwaniu widoków na najwyżej położonej ulicy Los Gigantes:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Na styku Los Gigantes i Puerto de Santiago troszkę wiało:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

PUERTO DE SANTIAGO

Sztorm sztormem, ale na lądzie na pogodę nie mogliśmy narzekać. To znaczy mogliśmy, przez cztery dni naszego pobytu, w trakcie których padało. Na szczęście pozostałe dni były słoneczne lub względnie słoneczne, a temperatura sięgała 25-28 stopni, co pozwoliło nam popływać. Niestety, w Puerto de Santiago jedynie w basenie znajdującym się pod budynkiem, w którym mieszkaliśmy (choć woda była w nim lodowata), gdyż wszystkie plaże, w tym największa czarna plaża - La Arena - oraz naturalny basen, na kąpiel w którym tak liczyliśmy, były stale zamknięte z powodu wysokich fal. W takiej sytuacji główną atrakcja miasteczka stają się krajobrazy, które praktycznie codziennie zdobi tęcza (chyba nigdzie do tej pory nie trafiliśmy na taką obfitość tęcz o przeróżnych kształtach). Gdzie człowiek nie spojrzy, tam zobaczy coś ciekawego i wartego sfotografowania. 

Widok z naszego balkonu i tęcza (klasyczna oraz pozioma). Dzień bez tęczy to był dzień stracony!
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Naturalny basen, w którym z powodu bardzo wysokich fal nie udało nam się popływać:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok na zalany falami naturalny basen, hotel w Puerto de Santiago i wyspę La Gomerę.
Chwilę później turyści uciekali w popłochu, bo potężne fale zaczęły zalewać plażę:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Kamienista plaża (tylko dla odważnych) w samym centrum Puerto de Santiago:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Przed panem Marchewką plaża La Arena (czerwona flaga przez cały nasz pobyt). W oddali widoczne ostrzeżenie o skalnych osuwiskach:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Nie warto ich jednak podziwiać z popularnego punktu widokowego Archipenque, gdyż znaczną część panoramy przysłaniają drzewa i budynki. Niby recenzje na Google ostrzegają, ale musieliśmy sprawdzić. No i sprawdziliśmy, a potem ruszyliśmy w kierunku najwyżej położonego osiedla, czyli San Francisco (tak, dobrze czytacie).

Idąc w tamtym kierunku, liczyliśmy nie tylko na piękne widoki, ale również na możliwość wyjścia poza Puerto de Santiago. Niestety, po raz kolejny natknęliśmy się na tereny zamknięte - każdą wolną przestrzeń wypełniają plantacje bananów lub budowy kolejnych osiedli, osadzonych w zboczach - oraz drogi bez poboczy. Oj, nie ułatwia się tu życia osobom bez samochodu!

Widok i zejście na plażę Chica w Puerto de Santiago.
W trakcie naszego pobytu plaża ta była stale zamknięta:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Schodki, prowadzące na kamienistą cześć plaży Chica:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Wybrzeże Puerto de Santiago (kawałek za piaszczystą plażą La Arena):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Osiedle San Francisco:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Jako że Puerto de Santiago było początkowo po prostu portem miejscowości Santiago, nie ma tu niestety zabytków do zwiedzenia. W samym centrum miasteczka znajduje się jedynie muzeum rybołówstwa z mikroskopijną darmową wystawą. Jednak najciekawszą rzeczą w muzeum jest front budynku, przedstawiający przekrój oceanu.

Front muzeum rybołówstwa i ozdobna latarnia morska podtrzymująca promenadę, przy której muzeum się znajduje (nie wiem, jak to się stało, ale nie wykonałam dobrych zdjęć tego miejsca):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Mimo że Puerto de Santiago polecane jest jako świetne miejsce wypadowe, to ciężko tu o dobre hiszpańskie jedzenie po powrocie z całodziennej wędrówki. Gdzie te papas arrugadas (małe ziemniaki gotowane w dużej ilości soli) z sosami mojo? Dominują przede wszystkim restauracje brytyjskie, włoskie oraz indyjskie, które niestety w wielu przypadkach można określić mianem "tourist trap". Chlubnym wyjątkiem jest maleńka pizzeria Aldo's Pizza. Obsługa jest tu przemiła, zawsze uśmiechnięta, zaś pizza - jedna z najlepszych, jakie w życiu konsumowaliśmy. U Aldo jedliśmy kilkukrotnie, ale większość kolacji robiliśmy sobie sami z hiszpańskich składników (w tym   oczywiście z kanaryjskich ziemniaczków), dostępnych w Lidlu, który znajdował praktycznie na dachu budynku, w którym mieszkaliśmy.

Przy okazji zakupów w Lidlu odkryliśmy hiszpańskie ciastka bożonarodzeniowe polvorón i mantecado
Teoretycznie powinna być miedzy nimi różnica w konsystencji i składnikach, tu jednak taka nie występowała. 
Obie formy ciastek były przepyszne!
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Zaś prawdziwe kanaryjskie tapas zjedliśmy jednak dopiero w oddalonej o 5 kilometrów Alcali...
Ale o tym poczytacie w kolejnej notce.

3 czerwca 2017

Nasza wyprawa na Teneryfę, tom 1

19 raz(y) skomentowano
Z Teneryfy wróciliśmy w poniedziałek 29 maja, choć to nie było takie oczywiste, bo zamówiona na piątą rano taksówka nie raczyła się po nas zjawić. Środek nocy (o piątej na Teneryfie nadal jest całkowicie ciemno i głucho), klucze do wynajętego mieszkania nieodwracalnie zwrócone, telefon firmy taksówkowej nie odpowiada, samolot odlatuje za niewiele ponad godzinę - totalna panika.  Wiadomo, nie mogło być inaczej, bo marchewkowe wakacje bez jakiejś wpadki się nie liczą.

Ostatecznie pan Marchewka skontaktował się z naszymi gospodarzami, a ci przywołali dla nas jeżdżącą taksówką znajomą, która skutecznie dowiozła nas na lotnisko (próbowała nas przy tym zabawiać rozmową, niestety, byliśmy nazbyt zdenerwowani, by odszyfrować, gdzie kończy się angielski, a gdzie zaczyna hiszpański).

Dobra, dobra... Zacznijmy jednak od początku.

Na Teneryfę polecieliśmy Ryanairem. Pięciogodzinny lot był moim (w sensie Marchewkowej) 13. w lotniczej "karierze". Bilety na tygodniowe wakacje na wulkanicznej wyspie nabyliśmy na początku kwietnia. Cztery sztuki z rezerwacją miejsc kosztowały 1200 zł, czyli całkiem przyzwoicie, zważywszy że koniec maja to termin prawie "w sezonie", choć zatłoczone plaże sugerowały raczej, że to już raczej jego szczyt! 

Z Wrocławia na lotnisko Teneryfa Południe (wolałabym Północ, ale trzeba brać, co dają) dostaniemy się tylko raz w tygodniu - w poniedziałki - co nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem, bo - jak się później okazało - 7 dni (a właściwie 6, bo przylecieliśmy wieczorem, a odlatywaliśmy z samego rana) wśród kanaryjskich palm to za mało, a 14 to byłoby już za dużo. Choć tu duże znaczenie miał fakt, że mieszkaliśmy 250 m npm i 7 km od w miarę cichej plaży.  Ale o tym niżej!


ZAKWATEROWANIE

Po doświadczeniach z Malty (tych z czerwca 2015) staramy się wynajmować mieszkania na AirBnB wyłącznie od "superhostów". I tak zrobiliśmy tym razem! Za radą papierowego przewodnika wybraliśmy miejscowość oddaloną  na zachód od lotniska o 20 km, czyli COSTA ADEJE (stanowi ono jedność z wioską La Caleta, centrum turystycznym Playa de Las Americas i miastem Los Cristianos). A wszystko przez dogodne miejsca do pływania, na których, poza trasami do chodzenia, zależało nam najbardziej. Dodatkowo na zakwaterowanie w bardziej odległym od lotniska miejscu nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na wczesną porę wylotu - 6:55 (i, jak się potem okazało, ogromne problemy z taksówkami). Nie ma też co ukrywać, że przy tak późnym zakupie biletów lotniczych (zaledwie półtora miesiąca przed wylotem) nie było już szans na szerszą ofertę apartamentów  w przystępnej cenie.

Na szczęście  mieszkanko okazało się czyste i wyposażone we wszystko, co trzeba. Wyjątkiem była przedpotopowa pralka i zabytkowa łączność z netem - download 1MB/s, upload zaś tak wolny, że aż niemierzalny. Na szczęście te drobne niedogodności wynagrodził nam niesamowity widok z tarasu - zachód słońca nad oceanem z sąsiednią La Gomerą w tle to było coś!

Zachód słońca z tarasu wynajętego apartamentu:
zachód słońca, Hello, Tenerife!
[kliknij, aby powiększyć]

Tak jak wcześniej wspominałam, wynajęte lokum znajdowało na stromym zboczu (ok. 250 m npm),  1,7 km od najbliższego przystanku i tyleż samo od najbliższej plaży oraz sklepów spożywczych. Nie stanowiło to dla nas większego problemu, bo jesteśmy zaprawieni w boju, ale przy dłuższym pobycie mogłoby okazać się męczące, bo czasem człowiek chciałby dać nogom odpocząć, a tu nie było takiej możliwości. 

Wspomniane zbocze jest tym samym, które jesienią zeszłego roku zostało dotknięte prawie setką wstrząsów, mogących świadczyć o budzącym się wulkanie Teide.

Dreszczyk emocji, po którym przyda się coś zjeść...

JEDZENIE

Choć Teneryfa zakochała się w jedzeniu włoskim i amerykańskim, a głównymi pozycjami w menu są pizze i burgery, to można tu znaleźć restauracje podające prawdziwe hiszpańskie tapas oraz dania lokalne. Już pierwszego pełnego dnia trafiliśmy do miejsca, które zaspokoiło naszą żądzę kanaryjskiego jedzenia. Mowa tu o knajpce El Caldero w maleńkiej miejscowości La Caleta.  Zjedliśmy tu nie tylko nasze ukochane papryczki Padrón, ale i  mięsne klopsy w sosie z groszkiem oraz ośmiornicę* na ostro. Jako czekadełko (jego cena doliczana jest do rachunku) podano nam pieczywo z najpopularniejszymi na wyspach kanaryjskich sosami mojo picón i mojo verde. Sosy te są tak pyszne, że przywieźliśmy do domu kilka opakowań (zarówno dla siebie, jak i dla rodziny) w wersji suchej, do której przed podaniem dodaje się oliwy i octu. 

Papryczki Padrón, smażone z grubo mieloną solą i czosnkiem:
Teneryfa, La Caleta, tapas, Costa Adeje, papryczki Padron
[kliknij, aby powiększyć]


Klopsy w sosie:
wakacje, maj 2017, Teneryfa, Costa Adeje, , tapas, klopsy w sosie
[kliknij, aby powiększyć]

Ośmiornica na ostro:
Teneryfa, tapas, ośmiornica na ostro, wakacje, maj 2017
[kliknij, aby powiększyć]

A teraz najważniejsze! Absolutnym hitem Teneryfy są ziemniaki, ale nie takie zwykłe. Zwane są tu papas arrugada i są małe, okrągłe i nieco słodsze niż znane nam odmiany. Najcześciej podawane są ugotowane w mundurkach z dużą ilością soli i sosami mojo. Ale robi się z nich również charakterystyczne dla Hiszpanii patatas (a w wersji kanaryjskiej papas) bravas (ugotowane, obsmażone, polane sosem), panierowane krokiety z dodatkiem ryby czy sławnej hiszpańskiej szynki oraz frytki podane z roztopionym serem i boczkiem (po przejściu 20 km można sobie przecież pozwolić ;]). Dla osób, które mają dodatkowy żołądek na ziemniaki, Teneryfa to istny raj!

Ziemniaki w mundurkach i sosy mojo:
tapas, Teneryfa, Costa Adeje, południowo-zachodnie wybrzeże wyspy, ziemniaki w mundurkach
[kliknij, aby powiększyć]

Kolejną rzeczą wartą wspomnienia są ogólnodostępne w sklepach przyprawy pochodzenia hiszpańskiego i kanaryjskiego. Nie dość, że wybór zwala z nóg, to niskie ceny sprawiają, że człowiek ma ochotę kupić wszystko.   

Aha, zapomniałabym! We wszystkich lokalach gastronomicznych bez problemu dogadamy się po angielsku.

Najedzeni możemy ruszać na spacer...

WIDOKI

Tego się nie da opisać (więc dobrze, że robiliśmy zdjęcia)! 

Choć początkowo planowaliśmy zwiedzanie dalszych miejsc autobusami, to perspektywa spędzenia kilku godzin dziennie w autokarach (i to po minimum 20 minutach spaceru na przystanek) wydała się nam na miejscu mało atrakcyjna. Do tego rozczarowała nas informacja, że muzea, które chcieliśmy odwiedzić w Santa Cruz, przygotowane są głównie dla turystów mówiących po hiszpańsku. Przeciw takim podróżom zaprotestowała również moja choroba lokomocyjna - autobus plus kręte górskie drogi to nie jest coś co marchewki lubią najbardziej - dlatego postawiliśmy wyłącznie na piesze wycieczki. I nie żałujemy! 

Południowo-zachodnie wybrzeże Teneryfy oferuje niesamowite trasy trekkingowe, zarówno wzdłuż wybrzeża, jak i ściany skalnej masywu Adeje.  Zachwyciło nas właściwie wszystko - czarne plaże, lazurowa woda, szczyty górskie, wypielęgnowana zieleń, architektura (mimo że współczesna), przemykające pod nogami lub po nogach jaszczurki gallotia (osiągają nawet 45 cm długości) i przesiadujące na palmach papugi (po kilkanaście osobników na jednej). Zaś ostatniego dnia udało nam się dostrzec płynącego wzdłuż brzegu grindwala krótkopłetwego, którego na początku uznałam za mikro motorówkę ;].

Na Teneryfie wystarczy wyjść z domu i ruszyć przed siebie, a wiadomo, że trafi się na coś godnego uwagi. Zobaczcie na zdjęciach:

Widok na masyw Adeje z Las Americas:
Teneryfa, góry, wulkan, maj 2017, widok na masyw Adeje z Las Americas
[kliknij, aby powiększyć]

Osiedle wbudowane w zbocze, Costa Adeje:
widok na osiedle wbudowane w zbocze górskie,  Costa Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Plantacja bananów w wąwozie. Wiem, że nie widać tego na zdjęciach, ale ściana urwiska miała ok. 90 metrów wysokości:
Teneryfa, Costa Adeje, maj 2017, wycieczka, trekking, plantacja bananów w wąwozie, Marchewkowa
trekking, Teneryfa, góry, Adeje, plantacja bananów w wąwozie, pan Marchewka
[kliknij, aby powiększyć]

Naturalna plaża w Costa Adeje, na której turyści układają wieże z kamieni:
plaża naturalna, Adeje, Teneryfa, Stone Pebble Beach
[kliknij, aby powiększyć]

"Wiatrołap" - dzieło Juana Lópeza Salvadora. Rzeźba stoi na wybrzeżu Las Americas:
Teneryfa, wyspa, maj 2017, rzeźba, Wiatrołap, Juan López Salvador
[kliknij, aby powiększyć]

Punkt obserwacji waleni, Costa Adeje:
Teneryfa, wyspa, maj 2017, rzeźba, Wiatrołap, Juan López Salvador
[kliknij, aby powiększyć]

Zmęczony plantator bananów - granica miejscowości Fañabé:
Teneryfa, maj 2017, wakacje, granica miejscowości Fañabé
[kliknij, aby powiększyć]

Kościół świętego Eugeniusza i sklep z bikini w jednym, Costa Adeje:
wakacje 2017, Teneryfa, Adeje, kościół św. Eugeniusza i sklep z bikini w jednym, Costa Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Pomnik mężczyzny, który zginął, ratując topiących się ludzi, Playa del Duque:
 Playa del Duque, ocean, błękit, maj 2017, pomnik ratownika
[kliknij, aby powiększyć]

Przejście między budynkami na kamienistą plażę w La Caleta:
La Caleta, przejście pomiedzy budynkami, prowadzące w stronę kamienistej plaży
[kliknij, aby powiększyć]

Białe osiedle na zboczu masywu Adeje:
góry, Teneryfa, trekking, osiedle na zboczu masywu Adeje
[kliknij, aby powiększyć]

Papugi w parku, Las Americas:
Teneryfa, maj 2017, papugi w parku, Las Americas
[kliknij, aby powiększyć]

Minusem wyruszania w trasę od strony Costa Adeje był zdecydowanie brak możliwości wejścia na Roque del Conde, czyli najwyższy szczyt wspomnianego masywu. Praktycznie cała ściana została zabudowana lub szczelnie opłocona i oznaczona jako "teren prywatny".

Świadomie nie skorzystaliśmy również z obleganych parków rozrywki - Aqualand, Siam Park czy Jungle Park. Niestety, w wymienionych miejscach uprawia się cyrkową tresurę zamkniętych na niewielkich przestrzeniach zwierząt, czym parki chwalą się w oficjalnych materiałach.

Mimo minusów po tygodniu chodzenia nasz licznik kilometrów dobił do 110!

Po wyrobieniu kilometrów przydałoby się popływać...

PLAŻE I PŁYWANIE

Zgodnie z tym, co napisano w przewodniku, Costa Adeje i okoliczne miejscowości oferują spory wybór pięknych plaż, niestety w większości już sztucznych. Nielubiane przez turystów naturalne czarne wulkaniczne plaże przykrywane są sprowadzanym z Sahary żółtym piaskiem. Większość południowo-zachodniego wybrzeża odgrodzają od otwartego oceanu falochrony, które minimalizują fale i zapobiegają uciekaniu żółtego piasku, który jednak i tak z biegiem czasu miesza się ciemnym podłożem, przybierając brunatno-szary kolor i kleistą konsystencję - ciężko zmyć go z ciała, odzieży i ręczników.  Na szczęście na plażach nie leżeliśmy! Zresztą, tu i tak nie byłoby takiej możliwości, bo w nieprzebrane tłumy na większości z nich bardzo utrudniły nam znalezienie miejsca na zrzucenie plecaków.

Prawie pusta Playa del Duque. Mimo słońca, woda była bardzo zimna:
plaża, woda, ocean, Teneryfa, Playa del Duque
[kliknij, aby powiększyć]

Przedpołudnie na plaży Fañabé:
maj 2017, Teneryfa, pływanie, Playa Fañabe
[kliknij, aby powiększyć]

Pływacy będą natomiast zadowoleni. Zatoczki stworzone przez falochrony są dość spokojne (większe fale i zimne prądy też się zdarzają), a woda błękitna i czysta. Najbardziej do gustu przypadła nam plaża Las Vistas w Los Cristianos. Nie dość, że jest długa (prawie kilometr) i szeroka, to przy większym zachmurzeniu i popołudniami zaczyna się wyludniać. 

Czarna plaża La Enramada w La Caleta:
maj 2017, Teneryfa, pływanie, czarna plaża La Enramada
[kliknij, aby powiększyć]


Test brunatno-szarego piasku na Playa del Duque:
czepek retro, kostium Panache, test piasku na playa del Duque
[kliknij, aby powiększyć]


Niestety, snorkelingujący nie znajdą tu niczego ciekawego, bo dno pozbawione jest roślinności (pan Marchewka dokładnie sprawdził). Do zatoczek nie wpływają też żadne ryby. Zapewne jest to wina siatek zabezpieczających przed meduzami, które jednak dają spore poczucie bezpieczeństwa (strach o nagłe rażenie "prądem" szybko mija, a na Teneryfie można spotkać żeglarza portugalskiego).

Ale czy pływaliśmy tu godzinami? Właściwie nie, bo bardzo zimny wiatr z gór często przyprawiał nas o gęsią skórkę…

Dodatkowy minus: na plażach, tak jak we wszystkich właściwie miejscach publicznych, dozwolone jest palenie. Na szczęście zazwyczaj da się znaleźć kawałek piachu palaczy pozbawiony.

POGODA

Ach ta kanaryjska pogoda! Kiedy chcesz iść popływać, zrywa się wiatr, kiedy chcesz się przejść, robi się za gorąco.

I tak z pogodą było różnie. Można ją określić jako zimno-ciepłą, bo żar lejący się z majowego nieba chłodzony był wręcz lodowatym, czasem dość gwałtownym wiatrem, wiejącym od strony wulkanu.  Żadna prognoza pogody nie ma tutaj zastosowania. W trakcie naszego pobytu praktycznie każdego dnia nad wyspą wisiała dość gruba warstwa chmur, które w naszym klimacie spokojnie można by określić jako deszczowo-burzowe. Tam jednak nie spadła ani kropla. Chmury te nieco obniżały temperaturę odczuwalną, ale raczej do przyjemnego i w końcu dającego się znieść poziomu (26  °C  - temperatura faktyczna, 30 °C  - temperatura odczuwalna). Tak czy siak, bez filtra SPF 50 daleko tu nie zajdziemy, a wielu turystów (nawet o ciemniejszej karnacji) nosi na ciałach ślady poparzeń.

Zejście  na północą część plaży Fañabé:
roślinność, Teneryfa, maj 2017, zejście na plażę Fañabé
[kliknij, aby powiększyć]


Jedynym dość chłodnym dniem był dzień naszego przylotu. W dżinsach, koszuli z długim rękawem i parce czułam się komfortowo. Był to jednak wyjątek. Zwykle stawiałam na ubrania obszerne i przewiewne, a wszystko przez bardzo dużą wilgotność powietrza. Tylko wieczorami zarzucałam na siebie cienki sweter. Pan Marchewka natomiast żałował, że nie zabrał żadnej lnianej koszuli z długim rękawem, która idealnie sprawdziłaby się wieczorem.

Ruszając na Teneryfę, liczyliśmy na możliwość obserwacji gwiazd. To w końcu jedno z najlepszych miejsc na ziemi do rozwijania tego typu zainteresowań. Niestety, mimo że chmury znikały z nocnego nieba, intensywnie oświetlenie miasta całkowicie uniemożliwiało zobaczenie czegokolwiek poza wywalonym do góry kołami Wielkim Wozem (tu bardziej Wielką Chochlą).

ZAKUPY

Nieodłączną towarzyszką naszych podróży jest plastikowa kawiarka przelewowa z młynkiem  (ostatnio stale na kontrolach bezpieczeństwa uznawana za bombę), dlatego wszędzie naszym pierwszym zakupem jest paczka ziarnistej kawy.  I tak też było tutaj! A właściwie miało być, bo w żadnym z odwiedzonych tutaj sklepów nie można było dostać kawy w ziarnach.

W Costa Adeje i miejscowościach przyległych na większe czy mniejsze supermarkety trafimy na każdym kroku. Szczególnie gęsto występują wzdłuż wybrzeża, ale nieco wyżej również można je spotkać. Najbardziej popularne są rodzime sieci (ale Lidla też tu mają) HiperDino oraz Mercadona, która była naszym głównym źródłem codziennych zakupów. Odpowiadała nam zarówno pod względem cen, jak i szerokiej gamy produktów hiszpańskich i kanaryjskich (od owoców, warzyw, wędlin i nabiału po przyprawy, a nawet kosmetyki). 

Niestety, na południowo-zachodnim wybrzeżu nie znajdziemy lokalnej piekarni. Chleb czy inne pieczywo występuje tu wyłącznie w postacie mrożonej, odmrożonej lub foliowanej. Zapewne jest to wina typowo turystycznego klimatu położonych tu miejscowości i w innych częściach wyspy jest inaczej.

No dobra, ale pieniądze można wydać jeszcze w inny sposób...

ŻYCIE NOCNE

W tym rozdziale nie napiszemy za wiele, bo właściwie nie korzystaliśmy z życia nocnego, a przesiadywaliśmy do późna na tarasie. Nie da się jednak nie zauważyć, że najczęściej spotykane są tu puby w stylu brytyjskiem, które oferują cowieczorne koncerty naśladowców Elvisa i Toma Jonesa. Nadmorskimi lokalami rządzi również karaoke. Niestety, dźwięków muzyki hiszpańskiej w Costa Adeje nie uświadczyliśmy (to zapewne znowu syndrom chleba).  

Playa la Pinta Puerto Colon nocą: 
Teneryfa, maj 2017, plaża, noc
[kliknij, aby powiększyć]


Absolutnym jednak hitem wybrzeża od Los Cristianos po La Caleta są luksusowe kluby na plażach, w których od rana do nocy można leżeć przy lub w basenie, słuchając muzyki i popijając drinka. 

PRZYKŁADOWE CENY
  • Tapas z ziemniaków: 2,5 € - 5 € za sporą porcję (w dwójkę najadaliśmy się trzema).
  • Papryczki Padrón: 4 € (w restauracji), 1,89 € (surowe z marketu)
  • Ośmiornica na ostro w wersji tapas: 4,80 €
  • Pulpety mięsne w wersji tapas: 4,20 €
  • Burgerowa kanapka z szarpaną wieprzowiną: 8,50 €
  • Frytki z boczkiem i serem: 5 €
  • Tradycyjne frytki z dwoma sosami w lokalu typu fastfood: 2,50 €
  • Karton mleka bez laktozy: 0,76 €
  • Opakowanie przypraw: 1 €
  • Chorizo w plastrach: 1,45 €
  • Kilogram bananów: 1 €
  • Kilogram pomarańczy: 0,90 €
  • Opakowanie kawy mielonej: 1,30 €
  • Opakowanie płatków śniadaniowych: 1,90 €
  • Mozarella w kulkach: 1,70 €
  • Taksówka z Costa Adeje na lotnisko: 28 €
  • Bilet autobusowy z lotniska do Costa Adeje: 3,75 €

CIEKAWOSTKI
A na koniec kilka ciekawostek:
  • Nie spotkaliśmy tu ani świateł ulicznych, ani korków. Wszystko załatwia się rondami i obwodnicą. 
  • Piesi mają absolutne pierwszeństwo na pasach i są wyjątkowo uprzywilejowani - wszędzie znajdziemy tu chodniki. 
  • Karaluchy rządzą ulicami, choć za czystość mieszkańcy Teneryfy mogliby dostać medal. Nie ma tu charakterystycznej dla krajów południowych polityki śmieciowej, która pozwala na pozostawianie worków z odpadami na ulicach i chodnikach, nie mamy więc pojęcia, czym żywią się karaczany. 
  • Wszystkie rośliny mają stałe łącze z wodociągami. Codziennie podlewa się tu nawet samotną palmę stojącą na poboczu obwodnicy.
  • Centra handlowe to pomieszanie najtańszej chińszczyzny (wśród asortymentu najbardziej popularny był otwieracz z rączką w kształcie penisa, często ozdobionego mapą wyspy i brokatowymi jaszczurkami ;]) z niesłychanym wręcz luksusem.
  • Turysta to dla mieszkańca Teneryfy ten, który spędza urlop na leżaku, popijając drinka z palemką. Nasi gospodarze dziwili się, że jesteśmy w stanie przejść 1,7 km od autobusu, pod górę, z torbami i jakoś specjalnie się przy tym nie zmęczyć. 
  • Turyści płacą 2-3 razy więcej niż Hiszpanie za bilety wstępu do parków rozrywki, parków przyrody czy muzeów.

PODSUMOWANIE

Na Teneryfę na pewno wrócimy! I to może nawet jeszcze w tym roku, bo warunki pogodowe właściwie są tam niezmienne. Pokusimy się jednak o nieco inne miejsce zamieszkania - położone niżej i bliżej lotniska - oraz o wypożyczenie rowerów, którym łatwiej będzie wyruszyć w nieco wyższe partie południowej części wyspy. A po cichu liczymy na to, że kiedyś Wrocław połączą z jej północą.

Goodbye, Tenerife!
[kliknij, aby powiększyć]


* Nie wiem, czy Wam kiedyś opowiadałam, że milion lat temu na kolonii w Chorwacji pewna ośmiornica postanowiła bardzo ukochać większością swoich macek moją nogę.  Od tamtej pory pałam żądzą zemsty w postaci konsumpcji.

SaveSave