odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

17 grudnia 2018

Wyspa ziemniaka po raz drugi, część 2

Jesteście gotowi na drugą część notki o Teneryfie (pierwsza tu)? Jeśli tak, to przejdźcie się z nami do Alcali.

marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

ALCALÁ

Puerto de Santiago i Alcalę (należącą do gminy Guía de Isora) dzieli zaledwie 5 km. Trasa spacerowa z jednej miejscowości do drugiej jest niezwykle przyjemna, bo prowadzi świeżo wybudowanym deptakiem wzdłuż wybrzeża. Co ciekawe, aby dostać się na ów deptak, trzeba oczywiście przekroczyć kolejny łańcuch i zakaz ("Tylko dla upoważnionego personelu"). Robią to jednak wszyscy - od licznych tu biegaczy (wspaniałe miejsce do treningu, pan Marchewka żałował, że nie zabrał stroju do biegania), poprzez ubranych wycieczkowo turystów, aż po mieszkańców Teneryfy w każdym wieku i stroju.

Ale do rzeczy... Deptak prowadzi przez niesamowicie malownicze tereny. Mamy tu wszystko: grające przy cofającej się fali kamieniste plaże (które są jednak dość niebezpieczne), plantacje bananów (działające i te dawno upadłe), kapliczkę nieuznawanej przez Kościół ludowej "świętej" - La Difunta Correa - przy której ludzie składają w "ofierze" plastikowe butelki z wodą, widok na Acantilados de los Gigantes i na wulkan Teide... oraz psy w murze (sic! - spójrzcie na zdjęcia). Krajobrazy w tym miejscu są tak niebywałe, że na zdjęciach człowiek wychodzi jak nałożony fotoszopem.

Piesza trasa w kierunku Alcali. W oddali Puerto de Santiago:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Kamienista plaża, pozostałości plantacji bananów i banany prawie dojrzałe:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Wieczorne widoki z deptaku. Na środku głównego zdjęcia widoczna słaba tęcza, zaś na miniaturce wulkan Teide:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Kapliczka La Difunta Correa i pies w murze okalającym plantacje bananów (dla rozrywki oszczekiwał spacerowiczów):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Ledwo zeszliśmy z deptaka, który kończy się kilkaset metrów przed Alcalą, a już żałowaliśmy, że to nie w tej miejscowości znaleźliśmy zakwaterowanie. Wszystko przez naturalne baseniki wydzielone z oceanu, przy których mamy betonowo-skalne plaże z ławeczkami. Tu człowiek po prostu przychodzi, przebiera się w kostium, wskakuje do wody, wychodzi, korzysta z prysznica, ubiera się i wraca do domu. Nie są to miejsca do zażywania kąpieli słonecznych (dlatego raczej omijane przez turystów), ale takie szczególnie nam pasują, bo oboje z panem Marchewką unikamy opalenizny, jak tylko się da.

Na szczęście dla osób preferujących nieco inny wypoczynek, nieopodal baseników znajdują się trzy czarno-piaszczyste plaże. Całość połączona jest kolejnym deptakiem i niesamowicie zadbaną infrastrukturą, przystosowaną dla osób niepełnosprawnych i rodziców z małymi dziećmi. Na Teneryfie właściwie wszędzie jest czysto (no, prawie czysto, jest jeden istotny wyjątek, o czym dalej), ale tak zadbanych ogólnodostępnych pryszniców, przebieralni i toalet jeszcze nie widziałam. Wydaje nam się, że znaczny wpływ na wygląd tego miejsca ma jeden z najpotężniejszych i najbardziej luksusowych hoteli na Teneryfie - Gran Meliá Palacio de Isora (luksusowy z wyglądu, internetowe recenzje nie zachęcają do odwiedzin, ale szanujemy za dbanie o całą miejscowość).

Jedyną wadą tych plaż, a właściwie wszystkich plaż na Teneryfie, jest obecność niedopałków. Są wszędzie! Nie tylko na brzegu, ale również w wodzie. Niestety, zarówno turyści jak i Hiszpanie przyzwyczajeni są do gaszenia papierosów w oceanie.

Pięknie zagospodarowany naturalny basen przy wejściu do Alcali.
Początkowo basen należał do kompleksu salin:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Pan Marchewka był pierwszy do wejścia:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Deptak przy hotelu, a w tle szereg plaż (naturalne baseny + czarne plaże piaszczyste):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Plażowy deptak zaprowadził nas do samego centrum maleńkiej Alcali, czyli placu targowego, przy którym w XIX wieku powstało 11 parterowych budynków, z których część stoi do tej pory! W pierwszej połowie XX wieku lokalni rybacy sprzedawali tu puszkowanego tuńczyka z dodatkiem soli z salin, których pozostałości stały się teraz wspomnianymi wcześniej naturalnymi basenikami. Przy placu znaleźliśmy dwie małe restauracje, podające lokalne tapas: Doña Carmela i De Carlos Bar, w których napchaliśmy się w końcu lokalnymi ziemniakami w soli z sosami mojo, rybami, papryczkami padrón i krokietami z kurczaka i tuńczyka. Co ciekawe, obiad dla dwóch osób kosztował nas tu za każdym razem 10-14 euro. Nasz żal, że to nie tu mieszkamy, pogłębił się. Postanowiliśmy, że zaradzimy temu w przyszłym roku. Przecież na pizzę można zawsze podejść deptakiem...

Widok na Alcalę od strony południa:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

... i od północy (po lewej plaża na falochronie):
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Tapas: ziemniaki w soli i sosy mojo, smażone sardynki i papryczki padrón z sosem majonezowym:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Z Alcali można przejść klifami (terenami niezwykle pięknymi, ale nieco dzikimi) do miejscowości zwanej Playa San Juan, po drodze zahaczając o pozostałości maleńkich przystani rybackich. Niestety, całej trasy nie udało nam się przejść ze względu na dość silny wiatr, który zwiewał wątłą Marchewkową ;-) [dopisek pana Marchewki].

Wychodzimy za Alcalę w kierunku Playa San Juan:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok z klifów, znajdujących się pomiędzy Alcalą a Playa San Juan:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

PLAYA SAN JUAN

Do Playa San Juan można też podjechać autobusem! Co zrobiliśmy, choć nie była to łatwa droga. Zdecydowanie za dużo zakrętów!

Miasteczko, niegdyś wioska rybacka, żyje teraz głównie z turystów, ciągnących masowo na sporą piaszczysto-kamienistą plażę, połączoną z portem, przy których stoi odnowiony niedawno potężny wapiennik, czyli piec do wypalania skał wapiennych, a nad nim na wzgórzu - pomnik kulona zwyczajnego (nie, nie, nie wyjaśnimy, poszukajcie sobie sami ;-)). Od tego miejsca wzdłuż wybrzeża biegnie kolejna trasa spacerowa, prowadząca do zalanych ruin budynku. Niestety, zabrakło nam czasu na jej przejście. Może za rok?!

Port w Playa San Juan i jego okolice:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Centrum miejscowości, czyli plaża. W tle wapiennik:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Pomnik kulona i widok ze wzniesienia, na którym się znajduje:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

Widok z tego samego wzniesienia na miasteczko:
marchewkowa, blog, travel, vacation, Tenerife, urlop, wyprawa, wakacje, Teneryfa

WRACAMY!

Ostatnią dobę spędziliśmy na pływaniu w Alcali. Wiadomo, to musiał być najcieplejszy i najpiękniejszy dzień naszego pobytu na Teneryfie, więc niechętnie myśleliśmy o powrocie. Ale zostało nam tylko spakowanie się, załadowanie do autobusu, samolotu, taksówki i położenie do własnego łóżeczka. Marchewki to jednak marchewki, więc nie mogło pójść łatwo. I tak, jak przy naszym poprzednim powrocie z wyspy, łatwo nie poszło.

W dniu wyjazdu obudziliśmy się chorzy. Spóźnił się nasz pierwszy autobus. Spóźnił, a potem zepsuł nasz drugi autobus. Musieliśmy biec do bramy, gdzie okazało się, że nasz samolot nie doleciał na Teneryfę (po wylocie z Wrocławia został zawrócony do Faro) i musiano podstawić samolot zastępczy z Londynu, co zaowocowało pomyłkowym podwiezieniem pasażerów do innego samolotu i ponadgodzinnym opóźnieniem. Wreszcie przez cały pięciogodzinny lot raczono nas kopniakami w plecy, wrzaskiem i zapachem zużytych pieluch niemowlęcia, które wrzucano pod nasze siedzenia  (pieluchy, nie niemowlę, choć drugie dziecko też pod siedzenia wpełzało) - choć był to jeden z najnowszych Boeingów 737-800 z czterema toaletami i przebierakiem.

Dziękujemy za uwagę! Późnojesienną Teneryfę oboje z panem Marchewką polecamy - szczególnie miłośnikom ziemniaków - i sami ponownie się tam wybierzemy. Zaś o naszym poprzednim wyjeździe teneryfskim przeczytacie tu.

W SKRÓCIE

Miejsce pobytu: północno-zachodnie wybrzeże (od Los Gigantes do Playa San Juan).
Czas pobytu: 7-21 listopada.
Pogoda: 4 dni deszczowe, sztorm: 14 dni, silny wiatr na lądzie: 7 dni.
Temperatura: 19-28°C (dzień), 14-19°C (noc).
Zakupy: Lidl (ceny takie jak u nas + obfitość lokalnych produktów), Mercadona (nieco droższa niż Lidl, ale oferująca również lokalne produkty i świetne hiszpańskie kosmetyki kolorowe). 
Najlepsze plaże: naturalne baseny w Alcali oraz piaszczysto-kamienista plaża w Playa San Juan.

7 komentarzy:

  1. Zupełnie nie rozumiem takich zachowań (pieluchowych), dla mnie takie utrudnianie podróży to byłby wyłącznie powód do wstydu...
    Pięknie tam! ♥ Świetne zdjęcia!
    Uściski i miłego tygodnia! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    Naprawdę jak Photoshop. Niesamowite zdjęcia :D koniecznie musimy tam z mężem polecieć. :)
    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe miejsce, chętnie bym je odwiedziła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ tam pięknie, tylko pozazdrościć takiej wycieczki. I zdjęcia super powychodziły, modelka jaka ładna :)

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw komentarz lub skontaktuj się ze mną mailowo - jz@marchewkowa.pl.