Dla osób, którym nie uda się dotrzeć na dzisiejsze otwarcie Atelier Szpilki, restauracja przygotowała transmisję z pracowni.
Wszystko zaczyna się o godzinie 18:00. Do zobaczenia!
odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty
21 listopada 2014
19 listopada 2014
Today I don't feel like doing anything...
A wszystko dlatego, że ostatnie dwa dni spędziłam na ręcznym podszywaniu dołu spódnicy. Roboty przy tym sporo, ale nie mogłam sobie odpuścić, bo ta spódnica to część mojego stroju wieczorowego, który zostanie użyty już w ten piątek na otwarciu Atelier Szpilki.
Ale od początku.
W szafie od kilku lat dojrzewał piękny brokat (wyszukany przez moją bratową) w kolorze biskupim. Z nieco ponad dwóch metrów mogłam uszyć prostą sukienkę albo spódnicę z koła. Postawiłam na to drugie, bo takiej z brokatu jeszcze w swojej szafie nie mam. Tak, wiem - skandal!
Aby spódnica nie była zwykłym kołem, skorzystałam z wykroju sukienki Butterick 5605 (przedruk z 1956 roku), z którego zaczerpnęłam już górę do innego projektu. Prócz prostego, ciętego z dwóch kawałków przodu, mamy tu ozdobny tył, wyposażony w dwie głębokie kontrafałdy, które nie tylko wyglądają jak tren, ale nadają spódnicy sporo objętości.
Jako że użyty przeze mnie brokat jest dość masywny, choć to bawełna z niewielką domieszką czegoś sztucznego, postanowiłam pominąć podszewkę. Aby jednak halka nie kleiła się do nierównej faktury materiału, wszystkie zapasy oraz podłożenie olamówkowałam cienkim i śliskim materiałem (pozyskany z poliestrowych poszewek z Ikei).
Z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona!
Spójrzcie:
Spójrzcie:
[kliknij wybrane zdjęcie, aby je powiększyć]
PL
Wykrój: Butterick 5605
Tkanina: bawełniany brokat to prezent od bratowej - 2 mb kosztują od 60 do 100 zł
Lamówka: pozyskana z poszewek z Ikei - 13 zł (z kompletu powstają kilometry lamówki)
Dodatki pasmanteryjne: zatrzaska, zamek kryty, nici - 15 zł
EN
Pattern: Butterick 5605
Fabric: cotton brocade
Bias tape: polyester satin, IKEA
Opublikowano w dziale
clothes,
DIY,
Szpilka
| Masz pytanie? Przejrzyj dział F.A.Q.
13 listopada 2014
Wbijam szpilę
NIEAKTUALNE
***
Nadszedł czas, abym w końcu pochwaliła się, co tak skutecznie odciągało mnie od bloga.
21 listopada na ul. Oławskiej we Wrocławiu otwiera się Atelier Szpilki - czyli ogólnodostępna pracownia krawiecka przy działającej od czerwca restauracji z prawdziwego zdarzenia.
Na to nietypowe rozwiązanie (do tej pory trafić mogliśmy jedynie na kawiarenki szyciowe) wpadła marka Łucznik, która w sposób łatwy, lekki i przyjemny chciałaby wśród Wrocławian promować domowe szycie.
Szpilkowy lokal jest dwupoziomowy. Na poziomie 0 znajdziemy restaurację, zaś na -1 ogromną i jasną pracownie, wyposażoną we wszelkie niezbędne krawieckie sprzęty. Dodatkowo mamy tu ogromne lustro i przebieralnię, w której od razu przetestujemy uszytą odzież! Pomieszczenie to nie jest oczywiście oderwane od części kulinarnej i w każdej chwili możemy dokonać konsumpcji serwowanych w Szpilce potraw. A jedzenie jest tu wyborne! Podwędzany schab z kością i koktajl z pietruszki to moi faworyci.
No dobra, ale co ja tu robię - poza tym, że ekscytuję się otwarciem tak ważnego dla szyjącej społeczności miejsca?
Ano planuję i układam harmonogramy (pilnie pomaga mi w tym pan Marchewka), bo ekipa restauracji mianowała mnie gospodynią szpilkowej pracowni! Spotkacie mnie tu nie tylko w tej roli - poprowadzę również niektóre warsztaty, a raz w tygodniu przeniosę do Szpilki marchewkową pracownię, aby goście restauracji mogli do mnie wpaść i porozmawiać o szyciu.
W Atelier Szpilki zastosowaliśmy rozwiązania, których całkowicie brakuje na wrocławskim rynku szyciowym, więc każdy - niezależenie od stopnia krawieckiego zaawansowania - znajdzie tu coś dla siebie (nawet jeśli nie szuka kursów)! Pomyśleliśmy również o osobach, które z maszyną nigdy nie miały do czynienia. To tu w bezstresowej atmosferze, w trakcie niezobowiązujących do niczego spotkań przy maszynach, będzie można się dowiedzieć, jak wygląda domowe szycie.
Wszystkie szczegóły naszej działalności zostaną ogłoszone w trakcie otwarcia, na które serdecznie zapraszam, a następnie pojawią się na stronie Szpilki.
Otwarcie pracowni Szpilki :
Data: 21 listopada 2014
Czas: 18:00
Miejsce: Szpilka Hobby Restaurant, Oławska 4
Wstęp: wolny
W programie: szpilkowy poczęstunek, pokaz szycia, konkurs (do wygrania maszyna do szycia marki Łucznik) i wiele innych atrakcji.
Prowadzący: Marchewkowa oraz pan Remigiusz Chrzanowski prezes spółki ASPA ELECTRO, firmy zarządzającej marką Łucznik
Wsparcie emocjonalne Marchewkowej: pan Marchewka
Opublikowano w dziale
Szpilka
| Masz pytanie? Przejrzyj dział F.A.Q.
5 listopada 2014
Uszyłam płaszcz i nie zawaham się go użyć
Od kilku lat w szafie na swoją kolejkę oczekiwał gruby, ale wyjątkowo miękki flausz wełniany w kolorze kasztanowym - na kostium za ciężki, a na płaszcz wydawało się go zbyt mało (niewiele ponad 2 metry). Ostatecznie w zeszłym miesiącu postanowiłam uszyć najprostszy model płaszcza z Beyer Mode 9/1960.
Wykrój #0904 to płaszcz pozbawiony wszelkich ozdobników. Dopasowany jest jedynie głębokimi zaszewkami, biegnącymi od ramion w kierunku biustu oraz łopatek. Dodatkowo szwy ramion są wdawane i przedłużone, co sprawia, że główka rękawa wypada nieco poniżej ramienia. Takie rozwiązanie stosowano w odzieży na przełomie lat '50 i '60.
Tak w płaszczu prezentowała się modelka:
[kliknij, aby powiększyć]
Co ciekawe, wykroje z tego magazynu właściwie nie wymagają poprawek (w przeciwieństwie do wykrojów ze starej Burdy) - biust i talia wypadają tam, gdzie powinny, podkroje pach mają właściwą wysokość, zgadza się też szerokość ramion. Wystarczy dobrać właściwy rozmiar zgodnie z tabelą i można ciachać!
Aby upchnąć wykrój płaszcza na dwóch metrach flauszu, skróciłam rękawy (na 7/8, z możliwością podwinięcia do moich ulubionych 3/4), a odszycia przodu podzieliłam na dwie części. Zrezygnowałam również z ozdobnych patek, choć tu kierowałam się raczej wyglądem płaszcza.
Zapięcie, zgodnie z moimi upodobaniami, stanowią cztery duże złote zatrzaski. Guziki to jedynie ozdoba.
Aby upchnąć wykrój płaszcza na dwóch metrach flauszu, skróciłam rękawy (na 7/8, z możliwością podwinięcia do moich ulubionych 3/4), a odszycia przodu podzieliłam na dwie części. Zrezygnowałam również z ozdobnych patek, choć tu kierowałam się raczej wyglądem płaszcza.
Zapięcie, zgodnie z moimi upodobaniami, stanowią cztery duże złote zatrzaski. Guziki to jedynie ozdoba.
[kliknij, aby powiększyć]
Płaszcz wyposażyłam w cienką wzorzystą podszewkę (gruby flausz i pikówka to złe połączenie), którą zamówiłam na Allegro jako "resztkę podszewki poliestrowej". Okazało się jednak, że jest to tkanina jedwabna - takie miałam szczęście!
Zgodnie ze starymi instrukcjami, dolny brzeg podszewki wszyłam ręcznie jedynie do szwów bocznych płaszcza, zaś plecy pozostawiłam luźne. Aby zbytnio nie uciekały, przymocowałam je do środka tyłu łańcuszkiem z nitki.
Luźna podszewka to nie tylko możliwość dostania się do wnętrza płaszcza w razie awarii, ale i gwarancja ładnie rozkloszowanego i układającego się tyłu.
[kliknij, aby powiększyć]
Z resztek flauszu wykonałam kokardę do ozdobienia toczka, który będzie nieodłącznym towarzyszem płaszcza.
[kliknij, aby powiększyć]
PL
Płaszcz z lat '60.: uszyłam sobie
Wykrój: 0904 z Beyer Mode 9/1960
Flausz wełniany: prezent od Piegatexu (na 2 mb flauszu wydamy ok. 140 zł)
Guziki i zatrzaski: pasmanteria na ul. Kiełbaśniczej we Wrocławiu (zapłaciłam 20 zł za zatrzaski i 24 zł za guziki)
Opublikowano w dziale
clothes,
DIY
| Masz pytanie? Przejrzyj dział F.A.Q.
3 listopada 2014
"I Find Your Lack of Pants Disturbing..."
Spodnie - rzecz mężczyźnie niezbędna. Spodnie - rzecz dla mężczyzny problematyczna.
Umówmy się, niewielu z nas ma budowę ciała podobną do sklepowych manekinów czy eterycznych modeli firm odzieżowych. Tymczasem większość producentów odzieży uparła się, by spodnie sprzedawać w kilku tylko rozmiarach i to zazwyczaj pozbawionych miejsca a to na biodra, a to na tyłek. Jeśli przypadkiem utrafią w ten właściwy rozmiar, okazuje się, że “rzucili” trzy sztuki na całą Polskę. Nie wspomnę już o trwałości takiego produktu spodniopodobnego - będziemy mieli szczęście, jeśli przetrzyma jeden sezon. A przecież my, mężczyźni, przywiązujemy się do rzeczy i najchętniej nosilibyśmy spodnie do czasu, kiedy prawnuki porysują je kredkami.
Dlatego właśnie podczas ubiegłowiosennych targów Wrocław Fashion Meeting rzuciłem się na spodnie Benevento.
Benevento nie jest zwykłą firmą odzieżową. To krawcowie do zadań specjalnych - od wielu lat zajmują się wyłącznie spodniami. Ale jak się zajmują! Nie dość, że można wybrać swój rozmiar, żeby spodnie leżały jak ulał, nie dość że wszystko załatwisz bez ruszania się z fotela (no bo jak tu wyjść do sklepu, skoro nie ma się spodni?), z darmową dostawą i możliwością zwrotu, to jeszcze spodnie wykonane są z materiałów takiej jakości, że Marchewkowa aż westchnęła z zachwytu. Do tego dostępne są w różnych fasonach - od szortów, poprzez lekko rozciągliwe spodnie codzienne, aż po spodnie na specjalne okazje - i w niesamowitej gamie kolorów - od klasycznie stonowanych po szaleńczo hipsterskie.
Wady? Mankamentem może być czas oczekiwania, jednak otrzymany produkt je wynagradza. Można by też ponarzekać na cenę, gdyby nie to, że jak na ręczną robotę i tak wysoką jakość materiałów to naprawdę okazja.
Zobaczcie, jak noszą się moje pierwsze (ale, jak sądzę, nie ostatnie) spodnie Benevento w dość wczesnojesiennym (wpis spóźnił się nieco, na szczęście pogoda dopisuje) kolorze szarego wilka...
To pisałem ja, pan Marchewka.
Wpis częściowo sponsorowany przez Benevento, które udzieliło rabatu na swoje wypasione spodnie, a częściowo przez portfel pana Marchewki, który zapłacił za resztę.
Umówmy się, niewielu z nas ma budowę ciała podobną do sklepowych manekinów czy eterycznych modeli firm odzieżowych. Tymczasem większość producentów odzieży uparła się, by spodnie sprzedawać w kilku tylko rozmiarach i to zazwyczaj pozbawionych miejsca a to na biodra, a to na tyłek. Jeśli przypadkiem utrafią w ten właściwy rozmiar, okazuje się, że “rzucili” trzy sztuki na całą Polskę. Nie wspomnę już o trwałości takiego produktu spodniopodobnego - będziemy mieli szczęście, jeśli przetrzyma jeden sezon. A przecież my, mężczyźni, przywiązujemy się do rzeczy i najchętniej nosilibyśmy spodnie do czasu, kiedy prawnuki porysują je kredkami.
Dlatego właśnie podczas ubiegłowiosennych targów Wrocław Fashion Meeting rzuciłem się na spodnie Benevento.
Benevento nie jest zwykłą firmą odzieżową. To krawcowie do zadań specjalnych - od wielu lat zajmują się wyłącznie spodniami. Ale jak się zajmują! Nie dość, że można wybrać swój rozmiar, żeby spodnie leżały jak ulał, nie dość że wszystko załatwisz bez ruszania się z fotela (no bo jak tu wyjść do sklepu, skoro nie ma się spodni?), z darmową dostawą i możliwością zwrotu, to jeszcze spodnie wykonane są z materiałów takiej jakości, że Marchewkowa aż westchnęła z zachwytu. Do tego dostępne są w różnych fasonach - od szortów, poprzez lekko rozciągliwe spodnie codzienne, aż po spodnie na specjalne okazje - i w niesamowitej gamie kolorów - od klasycznie stonowanych po szaleńczo hipsterskie.
Wady? Mankamentem może być czas oczekiwania, jednak otrzymany produkt je wynagradza. Można by też ponarzekać na cenę, gdyby nie to, że jak na ręczną robotę i tak wysoką jakość materiałów to naprawdę okazja.
Zobaczcie, jak noszą się moje pierwsze (ale, jak sądzę, nie ostatnie) spodnie Benevento w dość wczesnojesiennym (wpis spóźnił się nieco, na szczęście pogoda dopisuje) kolorze szarego wilka...
To pisałem ja, pan Marchewka.
Wpis częściowo sponsorowany przez Benevento, które udzieliło rabatu na swoje wypasione spodnie, a częściowo przez portfel pana Marchewki, który zapłacił za resztę.
Opublikowano w dziale
Mr. Carrot
| Masz pytanie? Przejrzyj dział F.A.Q.
Subskrybuj:
Posty (Atom)