PL
Pamiętacie moje przygody z Pocztą Polską? A to dostarczają mi pigułki dla pakerów zamiast sukienki, a to próbują wcisnąć przesyłkę jako zwrot... że nie wspomnę już o paczkach zostawianych na wycieraczce albo upchniętych do skrzynki tak, że trzeba je było wydłubywać śrubokrętem.
Tym razem poczta zafundowała nam nieco inną przyjemność. Wrobiono nas w reklamację przesyłki, która pocztowego okienka nigdy nie ujrzała. Na nic tłumaczenia, że to pomyłka, że takiej paczki nigdy nie zamawialiśmy, więc nie miała ona prawa do nas dotrzeć.
Na moje nieszczęście do najbliższego urzędu pocztowego zaglądam ostatnio coraz częściej (to przez fartuszki). Wszystkie panie pracują tu za karę (czasem mam wrażenie, że to skazańcy na robotach publicznych). Męczą się okrutnie każdym peten... klientem. Zawsze naburmuszone i zdenerwowane. A odpowiedzenie na proste "dzień dobry" na pewno by je zabiło.
Czy Poczta Polska aż tak dobrze płaci, że warto tam pracować nawet jak się takiej pracy nienawidzi? Może powinnam zmienić profesję?
Ale zanim tę profesję zmienię, spójrzcie na wełnianą spódnicę, która, dzięki pierwszym mroźnym dniom, wkroczyła właśnie do akcji. Tym razem w zestawieniu z również wełnianym swetrem marki King Louie (w Polsce sprzedawanej przez Zalando.pl).
EN
Polish postal service has always been giving me a looot of trouble.
Once, they mixed up two different parcels and delivered me a package full of bodybuilding supplements instead of the ordered dress. The other day, I received a return shipment of a parcel I had never sent. Our postmen tend to abandon my mail on the doormat or bend my parcels and shove them into the mailbox, so I need to use a screwdriver to get the packages out.
And this month, Polish postal service gave me the dubious pleasure of being bamboozled into a parcel complaint lodged by the sender. They said the package hadn't hit the road. No wonder! I haven't ordered it.
To my own undoing, I visit the nearest post office on regular basis (my handmade aprons are to blame!). All the ladies working there do their job as if they were convicts assigned to public work, huffy and fed up with every single client. You can actually believe a simple "Hello" would get them killed.
If they hate the job so much, why they stay with it? Is it the money?
Pamiętacie moje przygody z Pocztą Polską? A to dostarczają mi pigułki dla pakerów zamiast sukienki, a to próbują wcisnąć przesyłkę jako zwrot... że nie wspomnę już o paczkach zostawianych na wycieraczce albo upchniętych do skrzynki tak, że trzeba je było wydłubywać śrubokrętem.
Tym razem poczta zafundowała nam nieco inną przyjemność. Wrobiono nas w reklamację przesyłki, która pocztowego okienka nigdy nie ujrzała. Na nic tłumaczenia, że to pomyłka, że takiej paczki nigdy nie zamawialiśmy, więc nie miała ona prawa do nas dotrzeć.
Na moje nieszczęście do najbliższego urzędu pocztowego zaglądam ostatnio coraz częściej (to przez fartuszki). Wszystkie panie pracują tu za karę (czasem mam wrażenie, że to skazańcy na robotach publicznych). Męczą się okrutnie każdym peten... klientem. Zawsze naburmuszone i zdenerwowane. A odpowiedzenie na proste "dzień dobry" na pewno by je zabiło.
Czy Poczta Polska aż tak dobrze płaci, że warto tam pracować nawet jak się takiej pracy nienawidzi? Może powinnam zmienić profesję?
Ale zanim tę profesję zmienię, spójrzcie na wełnianą spódnicę, która, dzięki pierwszym mroźnym dniom, wkroczyła właśnie do akcji. Tym razem w zestawieniu z również wełnianym swetrem marki King Louie (w Polsce sprzedawanej przez Zalando.pl).
EN
Polish postal service has always been giving me a looot of trouble.
Once, they mixed up two different parcels and delivered me a package full of bodybuilding supplements instead of the ordered dress. The other day, I received a return shipment of a parcel I had never sent. Our postmen tend to abandon my mail on the doormat or bend my parcels and shove them into the mailbox, so I need to use a screwdriver to get the packages out.
And this month, Polish postal service gave me the dubious pleasure of being bamboozled into a parcel complaint lodged by the sender. They said the package hadn't hit the road. No wonder! I haven't ordered it.
To my own undoing, I visit the nearest post office on regular basis (my handmade aprons are to blame!). All the ladies working there do their job as if they were convicts assigned to public work, huffy and fed up with every single client. You can actually believe a simple "Hello" would get them killed.
If they hate the job so much, why they stay with it? Is it the money?
Should I change my profession? ;]
Before that, take a look at my wool skirt paired with King Louie cardigan (you can buy it at Zalando).
Before that, take a look at my wool skirt paired with King Louie cardigan (you can buy it at Zalando).
[kliknij, aby powiększyć]
Fot.: pan Marchewka
[kliknij, aby powiększyć]
Fot.: pan Marchewka
PL
Tak, to miało być zbliżenie na kwiatuszki ;].
EN
Yes, this was supposed to be a close-up on those tiny flowers ;].
[kliknij, aby powiększyć]
PL
Sweter w stylu lat '50.: King Louie, Zalando
Apaszka w koniki: lumpeks (wyszukana przez mamę)
Torebka z lat '60: lumpeks (wyszukana przez mamę)
Skórzane rękawiczki: T. Kowalski, Ko-Moda
Spódnica z połówki koła: uszyłam sobie, tkanina z Piegatexu
Zamszowe buty na obcasie: Deichmann
EN
Cardie: King Louie, Zalando
Scarf: vintage
Bag: vintage (60s)
Gloves: T. Kowalski, Ko-Moda
Skirt: made by me
Shoes: Deichmann