Czy szyjąc odzież wyłącznie dla siebie, inspirujecie się istniejącymi już modelami z kolekcji znanych projektantów czy popularnych sieciówek? Bo ja tak!
Często zwracam uwagę na ciekawy kołnierz, na kształt spódnicy, na wykończenia... Interesujące mnie zdjęcia zapisuję na dysku lub przypinam na pinterestowej tablicy. I nigdy nie pomyślałabym, że tego typu praktyki to coś złego. Nie łamię prawa, szyjąc na własny użytek spódnicę, zainspirowaną najnowszą kolekcją Diora. Nie tworzę dokładnej kopii, która zostaje zwielokrotniona i wykorzystana komercyjnie (otworzenie danej rzeczy, powielenie jej i podpisanie jako własnej jest przestępstwem!). I sama nie oburzam się, kiedy moje projekty lądują w katalogach "Do uszycia".
Inaczej pomyślała jednak pewna znana amerykańska modelka pin-up (od jakiegoś czasów również projektantka odzieży w tym stylu), której sukienką (dodajmy, że wzorowaną na modelach z lat '50.) zainspirował się szyjący dla żony mężczyzna. Przypiął wspomnianą sukienkę w katalogu "Sewing Ideas", za co posypały się na niego gromy. Pani modelka nie tylko zabroniła mu inspirowania się jej odzieżą, ale całą sprawę zgłosiła swoim prawnikom! Próżne tłumaczenia użytkownika Pinterestu, że nie chodziło mu o skopiowanie, czy też sprzedawanie wykonanej przez niego sukienki.
Czy jej reakcja była usprawiedliwiona? Zdecydowanie nie! Bo czy taka inspiracja może wyrządzić projektantowi jakąś krzywdę? Wręcz przeciwnie. Większość szyjących i blogujących osób informuje swoich czytelników o źródle inspiracji, co tylko zwiększa zainteresowanie daną marką. Ja w ten sposób dowiedziałam się o Lenie Hoschek, Uljanie Siergiejenko i Katie Ermilio.
Irracjonalna reakcja modelki nie spodobała się nie tylko mnie, ale i sporej grupie fanów, którzy tłumnie odlubili jej profil na Facebooku. Rozzłoszczona tym faktem, demonstracyjnie usunęła konto na "złodziejskim" Pintereście oraz wszelkie ślady dyskusji z mężczyzną.
Wróćmy jednak do świata Marchewek.
Szmizjerka, uszyta kilka dni temu, sprawuje się wręcz wzorowo.
Często zwracam uwagę na ciekawy kołnierz, na kształt spódnicy, na wykończenia... Interesujące mnie zdjęcia zapisuję na dysku lub przypinam na pinterestowej tablicy. I nigdy nie pomyślałabym, że tego typu praktyki to coś złego. Nie łamię prawa, szyjąc na własny użytek spódnicę, zainspirowaną najnowszą kolekcją Diora. Nie tworzę dokładnej kopii, która zostaje zwielokrotniona i wykorzystana komercyjnie (otworzenie danej rzeczy, powielenie jej i podpisanie jako własnej jest przestępstwem!). I sama nie oburzam się, kiedy moje projekty lądują w katalogach "Do uszycia".
Inaczej pomyślała jednak pewna znana amerykańska modelka pin-up (od jakiegoś czasów również projektantka odzieży w tym stylu), której sukienką (dodajmy, że wzorowaną na modelach z lat '50.) zainspirował się szyjący dla żony mężczyzna. Przypiął wspomnianą sukienkę w katalogu "Sewing Ideas", za co posypały się na niego gromy. Pani modelka nie tylko zabroniła mu inspirowania się jej odzieżą, ale całą sprawę zgłosiła swoim prawnikom! Próżne tłumaczenia użytkownika Pinterestu, że nie chodziło mu o skopiowanie, czy też sprzedawanie wykonanej przez niego sukienki.
Czy jej reakcja była usprawiedliwiona? Zdecydowanie nie! Bo czy taka inspiracja może wyrządzić projektantowi jakąś krzywdę? Wręcz przeciwnie. Większość szyjących i blogujących osób informuje swoich czytelników o źródle inspiracji, co tylko zwiększa zainteresowanie daną marką. Ja w ten sposób dowiedziałam się o Lenie Hoschek, Uljanie Siergiejenko i Katie Ermilio.
Irracjonalna reakcja modelki nie spodobała się nie tylko mnie, ale i sporej grupie fanów, którzy tłumnie odlubili jej profil na Facebooku. Rozzłoszczona tym faktem, demonstracyjnie usunęła konto na "złodziejskim" Pintereście oraz wszelkie ślady dyskusji z mężczyzną.
Wróćmy jednak do świata Marchewek.
Szmizjerka, uszyta kilka dni temu, sprawuje się wręcz wzorowo.
Mimo że talia jest mocno dopasowana (pasek to jedynie ozdoba), takiej wygody dawno nie zaznałam. Dużo dają tu cztery zakładki pod biustem.
Dodatkowo krój i tkanina sprawiają, że wyjdę w niej tak na bardziej oficjalne spotkanie, jak i na zakupy w Lidlu :P.
Rzućcie okiem na zdjęcia (zrobione przed wczorajszą wyprawą do Ikei):
Dodatkowo krój i tkanina sprawiają, że wyjdę w niej tak na bardziej oficjalne spotkanie, jak i na zakupy w Lidlu :P.
Rzućcie okiem na zdjęcia (zrobione przed wczorajszą wyprawą do Ikei):
[kliknij, aby powiększyć]
W notce udział wzięły:
Sukienka-szmizjerka w stylu lat '50.: uszyłam sobie (Simplicity 2047 i model #3 z Szycia krok po kroku 1/2013)
Bordowa bawełna w kwiaty: Piegatex
Baleriny ze złotą klamrą: Me Too Shoes
Broszka: Movitex
Kanotier: internetowy sklep z odzieżą używaną (chyba Vintage Square)
PS W kolejce do zdjęć oczekuje dżinsowa syrena.
Kanotier: internetowy sklep z odzieżą używaną (chyba Vintage Square)