To druga część notki poświęconej Lizbonie i jej okolicom. Jeśli nie widzieliście pierwszej, przejdźcie tu.
🚃 Estufa Fria
Estufa Fria to największa szklarnia jaką kiedykolwiek udało nam się zwiedzić. Jest to potężny (11 500 m² powierzchni) kompleks trzech krytych ogrodów, przylegających do popularnego wśród turystów Parku Edwarda VII. Pierwszą ze szklani otwarto w 1933 roku, zaś kolejne w 1975.
Oczywiście jest to przede wszystkim raj dla miłośników roślin (do jakich się zaliczamy), ale każdy miłośnik dzikiej przyrody znajdzie tu coś fascynującego. No właśnie, dzikiej, bo Estufa Fria zupełnie nie przypomina polskich ogrodów botanicznych. Nie dość, że kompleks wpasował się w skalne urwisko (wcześniej był tu kamieniołom bazaltu), nie dość, że po części przykrywa go bambusowe zadaszenie, przypominające jakąś konstrukcję zamieszkującego dżunglę plemienia, to cały ogród skonstruowano tak, by spacer po nim przywodził na myśl zwiedzanie naturalnego środowiska zamieszkujących go roślin. A ich bogactwo jest wprost nieprzebrane - od wiekowych drzew, po imponujące sukulenty. Naprawdę warto doświadczyć tego samemu bo słowa - a nawet zdjęcia - nie oddadzą całkowitego oszołomienia tym zielonym światem.
W zeszłym roku za wstęp do Estufa Fria zapłaciliśmy jedynie 3,5€.
Alejki i fontanny:
Kwitnąca monstera (pan Marchewka jej nie dotykał, a jedynie robił dłonią tło) oraz widok z góry:
Nawet kwiaty są tu zielone:
Po lewej w tle widoczna wewnętrzna restauracja, a po prawej wkomponowane w zieleń schodki:
Strumyk, w którym żyją raki, oraz nawis skalny:
Stawik:
🚃 Panorâmico de Monsanto
Punkt widokowy Panorâmico de Monsanto odwiedziliśmy w trakcie zeszłorocznej wyprawy do Lizbony. Aby do niego dotrzeć, musieliśmy przebrnąć przez prawdziwą miejską dżunglę, czyli park leśny Florestal de Monsanto. To faktycznie las w środku miasta - o tyle nietypowy, że stworzony przez człowieka, w 1. połowie XX wieku - i pomyślany jako płuca Lizbony. Jest dziki, piękny... i stosunkowo zapomniany nawet przez mieszkańców, nie mówiąc już o turystach. Plan połączenia go obecnie budowanym zielonym korytarzem z innymi terenami zielonymi w Lizbonie (na początek - Parkiem Edwarda) ma to zmienić.
Florestal de Monsanto usytuowany jest na zboczu wniesienia, dodatkowo okala niewielki wąwóz i porasta ruiny starych zabudowań. Znaleźć tu też można - niestety nieczynny - park linowy. Na szczęście w zarośla weszliśmy z naładowanym telefonami. Mapy i GPS bardzo się tu przydają, bo ścieżki turystyczne są w wielu miejscach całkowicie zarośnięte, oznakowań brak i można spokojnie się tu zgubić ;].
Park widoczny z góry i pan Marchewka, korzystający ze zjeżdżalni w nieczynnym już parku linowym:
Ostatecznie udało nam się dotrzeć na szczyt wzniesienia, na którym od lat '60. ubiegłego wieku stoi niezwykła okrągła restauracja, która mimo ciekawego wyglądu nigdy normalnie nie funkcjonowała (choć wielokrotnie próbowano ją ratować) i w tej chwili stanowi wyłącznie punkt widokowy (jeden z najlepszych w Lizbonie!) oraz miejsce w którym artystycznie wyżywają się lizbońscy grafficiarze. Mimo że zewnętrze Panorâmico de Monsanto zostało dość mocno zniszczone, zaś wszystkie szyby powybijane, we wnętrzu można stale podziwiać oryginalne azulejo, niezwykłe ceramiczne płaskorzeźby (przedstawiające sceny z życia lizbończyków, anioły czy dziwne pojazdy przypominające statki kosmiczne) oraz niespotykane rozwiązania architektoniczne.
Wchodzimy! Z zewnątrz obiekt nie wygląda zbyt zachęcająco:
Na parterze nadal można podziwiać nienaruszoną ceramiczną płaskorzeźbę wykonaną przez artystkę Manuelę Madureirę:
Wnętrze prawie w całości pokryte jest graffiti:
Ostatni poziom restauracji, który pełnił i nadal pełni rolę punktu widokowego. Niestety, wybito wszystkie szyby. Na szczęście na parapecie zachowały się kafle przedstawiające Lizbonę. Malunek odpowiada temu, co widoczne jest w oddali:
🚃 Jardim Botto Machado
Tę ciekawostkę można zobaczyć w przelocie, zwiedzając ulice Alfamy (my z panem Marchewką zrobiliśmy to w zeszłym roku). I nie o sam park tu chodzi, a o okalający go mur, który pokryto kaflami przedstawiającymi najbardziej znane miasta świata, w tym oczywiście Lizbonę!
Ten niesamowicie kolorowy ceramiczny mural został wykonany w 2016 r. przez szwedzkiego artystę André Saraivę (przypadkowa zbieżność nazwisk z autorem komiksu) i ciągnie się przez prawie 200 metrów. Warto podejść do niego choć na chwilę i przyjrzeć się namalowanym detalom.
Koniec części drugiej.
Ależ cuda! Wszystko mi się podoba! ♥ Ale zieloność najbardziej :-D
OdpowiedzUsuńEstufa Fria to jest coś! Normalnie nie chce się stamtąd wychodzić.
UsuńI dziwi mnie bardzo, jak oni to w takim stanie utrzymują za 3,5€, bo tłumów turystów tam nie ma, a mieszkańcy Lizbony mają wejście za darmo.