... jak głosi stare goblińskie przysłowie. Kto jest na tyle sędziwy, że czytał Magię i Miecz w latach '90 zeszłego wieku, ten wie, o co chodzi.
Po 15 (sic!) latach przerwy mam szansę znów zagrać w RPG. W ogólniaku i na początku studiów trudno było sobie wyobrazić egzystencję bez cotygodniowej sesji. Grało się a to w poczciwe polskie Kryształy Czasu, a to w popularnego Młotka, czyli Warhammer Fantasy Roleplay (w skrócie WFRP), a to w horrorowate Vampire i Wraith, wreszcie w systemy autorskie, przeze mnie zresztą wymyślone.
Potem jednak ludzie porozjeżdżali się po świecie i moja drużyna rozpadła się. Sądziłem, że dorosłe życie na dobre położyło kres przygodom w fantastycznych światach. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy starszy kolega z pracy na cotygodniowym zebraniu czwartkowym począł narzekać, że okrutnie jest zmęczony, gdyż wczorajsza przygoda przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Okazało się, że udało mu się skrzyknąć jego starą drużyną i spotykają się na sesjach co dwa tygodnie.
"Mogę dołączyć?", wypaliłem z miejsca i tak zostałem zaproszony na kolejną sesję. Na razie grać będziem w drugą edycję AD&D, jednak mam nadzieję sprawdzić, czy moje umiejętności MG nie zardzewiały i wypróbować świeżutkiego Rogue Tradera z uniwersum Warhammer 40,000 (w skrócie WH40K).
Po 15 (sic!) latach przerwy mam szansę znów zagrać w RPG. W ogólniaku i na początku studiów trudno było sobie wyobrazić egzystencję bez cotygodniowej sesji. Grało się a to w poczciwe polskie Kryształy Czasu, a to w popularnego Młotka, czyli Warhammer Fantasy Roleplay (w skrócie WFRP), a to w horrorowate Vampire i Wraith, wreszcie w systemy autorskie, przeze mnie zresztą wymyślone.
Potem jednak ludzie porozjeżdżali się po świecie i moja drużyna rozpadła się. Sądziłem, że dorosłe życie na dobre położyło kres przygodom w fantastycznych światach. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy starszy kolega z pracy na cotygodniowym zebraniu czwartkowym począł narzekać, że okrutnie jest zmęczony, gdyż wczorajsza przygoda przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Okazało się, że udało mu się skrzyknąć jego starą drużyną i spotykają się na sesjach co dwa tygodnie.
"Mogę dołączyć?", wypaliłem z miejsca i tak zostałem zaproszony na kolejną sesję. Na razie grać będziem w drugą edycję AD&D, jednak mam nadzieję sprawdzić, czy moje umiejętności MG nie zardzewiały i wypróbować świeżutkiego Rogue Tradera z uniwersum Warhammer 40,000 (w skrócie WH40K).
[kliknij, aby powiększyć - KONIECZNIE!]
Zdjęcia robiłam ja, Marchewkowa
Zdjęcia robiłam ja, Marchewkowa
Na zdjęciu, od lewej:
Pierwszy ja ma na sobie jakże adekwatną koszulkę RPG Battleground z Jinksa, niestety już nie produkowaną. Na tyłku – mało widoczne szorty Carry. W dłoniach kości czaszkowe – doskonale nieczytelne, ale za to piękne – oraz podręczniki do drugiej edycji WFRP. Niestety, nim zdążyłem sobie w nią pograć, wyparła ją jakaś zbastardyzowana edycja trzecia, bardziej przypominająca planszówkę niż rasowego erpega. Pozostało przesiąść się na Warhammera w wersji futurystycznej, czyli...
... WH40K Roleplay – podręczniki do tego systemu trzyma drugi ja. Ma on ma na sobie jinksową koszulkę z kosmicznym marine ze Starcrafta II. A czemuż to? A temuż to, że Starcraft miał być początkowo komputerową adaptacją WH40K, tyle że Games Workshop odebrał Blizzardowi licencję, a Blizzard postanowił wykorzystać dotychczasowy wkład pracy po swojemu. Marines jednak pozostali dziwnie podobni... Spodnie na tyłku – te same.
Trzeci ja założył prezentowaną już tu koszulkę zaprojektowaną dla Jinksa przez Willa Wheatona – adekwatną w każdej erpegowej sytuacji – a do tego spodnie z Zary. W dłoniach – znów WH40K i kości (ile ich tam zostało po rzucie).
Pierwszy ja ma na sobie jakże adekwatną koszulkę RPG Battleground z Jinksa, niestety już nie produkowaną. Na tyłku – mało widoczne szorty Carry. W dłoniach kości czaszkowe – doskonale nieczytelne, ale za to piękne – oraz podręczniki do drugiej edycji WFRP. Niestety, nim zdążyłem sobie w nią pograć, wyparła ją jakaś zbastardyzowana edycja trzecia, bardziej przypominająca planszówkę niż rasowego erpega. Pozostało przesiąść się na Warhammera w wersji futurystycznej, czyli...
... WH40K Roleplay – podręczniki do tego systemu trzyma drugi ja. Ma on ma na sobie jinksową koszulkę z kosmicznym marine ze Starcrafta II. A czemuż to? A temuż to, że Starcraft miał być początkowo komputerową adaptacją WH40K, tyle że Games Workshop odebrał Blizzardowi licencję, a Blizzard postanowił wykorzystać dotychczasowy wkład pracy po swojemu. Marines jednak pozostali dziwnie podobni... Spodnie na tyłku – te same.
Trzeci ja założył prezentowaną już tu koszulkę zaprojektowaną dla Jinksa przez Willa Wheatona – adekwatną w każdej erpegowej sytuacji – a do tego spodnie z Zary. W dłoniach – znów WH40K i kości (ile ich tam zostało po rzucie).
kiedyś brat mnie zaprowadził do takiego miejsca gdzie się gra w rpg i gdzie zgromadzeni chłopcy pierwszy raz widzieli kobietę niefigurkę ;)))
OdpowiedzUsuńczułam się jakbym weszła do inego świata:)
bardzo gustowne stylizacje ;)
Jejku, ale bym zagrała z ekipą, która uznaje jakikolwiek inny system niż Dungeons & Dragons, ale w mieście o liczbie ludności 7000 chyba nic z tego. Miłego mistrzowania :)
OdpowiedzUsuń@ Agata: W mojej drużynie (te 15 lat temu z okładem) było w porywach do 4 kobiet.
OdpowiedzUsuńW drużynie mojego kumpla jest jedna. Może to kwestia pokoleniowa?
@ Enten-Eller
Dziękuję! Chociaż zaczynam właśnie od grania w Ad&D...
To pisałem ja, pan Marchewka.
OMG jak bylam w liceum to grałam w Warhammera i Vampir Maskarada i jeszcze w Zew Cthulhu :) Jezu jak to dawno było!!! Nie myślałam, że ktokolwiek się tym jeszcze zajmuje :)
OdpowiedzUsuńWHFRP i Vampire nadal się ukazują i nawet je przez lata śledziłem - tyle że jako czytacz. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni.
OdpowiedzUsuńTo pisałem ja, pan Marchewka.
Ojej, chciałam kiedyś zagrać w tego typu grę, ale jakoś byłam jedyną osobą tym zainteresowaną. No i we dwie osoby (bo tyle byłabym w stanie załatwić :D ) to taka średnia gra by była :/
OdpowiedzUsuńFaktycznie, 3 osoby + MG to minimum, w drużynie mojego kumpla są teraz 4 osoby + MG... czyli ja będę 6.
OdpowiedzUsuńO jaaa...moja ulubiona driudka Wierzba, 3ed DD.. tylu mistrzów gry przettrwała.. panie Marchewko, dzięki za przypomnienie starych, dobrych czasów..
OdpowiedzUsuńdruidka of korz.
OdpowiedzUsuń@ Anonymous: Cała przyjemność po mojej stronie.
OdpowiedzUsuńJa zaczynałem w czasach tak zamierzchłych i w mieście tak małym, że D&D jeszcze tam nie dotarło... najcieplej z oryginalnych systemów Warhammera wspominam... stąd mój zapał do Rogue Tradera.
To pisałem ja, pan Marchewka.
a ja robiłam seminarium kursowe na temat zależnościpomiędzy samooceną a postacią 9 avatarem )RPG
OdpowiedzUsuńPan Marchewka jest super :D.
OdpowiedzUsuńo RPG ;D u mnie w LO była całkiem niezła grupka graczy, którzy co tydzień w piątek grali w szkole w tym jedna dziewczyna ( na marginesie chodziła z jednym z graczy, który ją w to wciągnął ).
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale ile razy poznaje kogoś kto lubi RPG itd. to są fajni ludzie :D
Bardzo przepraszam! 3 osoby + MG to faktycznie dobra drużyna, ale sesje tak zwane jeden na jeden też są doskonałe - tylko inne. O ile w większej grupie więcej śmiechu i akcji i toporów między oczy, o tyle w mniejszej - więcej klimatu, osobistych wątków, klimatu oraz klimatu.
OdpowiedzUsuńPanie Marchewka, chociaż żem białogłowa to koszulek namiętnie zazdroszczę. A że Wrocław mały to życzę sobie przypadkowego spotkania na jakiejś sesji :)
@ Anonymous (1): Mi się zdarzyło pisać pracę z literatury brytyjskiej z użyciem zapisu z sesji...
OdpowiedzUsuń@ Anonymous (2): Dziękuję!
@ msh: IMVHO sesje "jeden na jeden" dobre są do wprowadzania/budowania postaci, ale jednak najlepsza zabawa jest w większym gronie. Zazwyczaj udawało mi się nawet przy wielu graczach uzyskać klimat... a toporów między oczy nie było za dużo (mieliśmy kiedyś takiego jednego, który rwał się przede wszystkim do bitki... kiepsko skończył - do końca przygody wisiał związany pod brzuchem muła).
OdpowiedzUsuńo co chodzi nic a nic nie łapię..... ale koszulki fajne są i już :D
OdpowiedzUsuń:) te męskie akcenty na blogu Marchewkowej mnie rozkładają na łopatki ;)))
OdpowiedzUsuńI podpisuje się pod przedmówczynią odnośnie "o co chodzi..."
Pozdrowienia dla Państwa Marchewek :P
Nie mam ostatnio za wiele czasu i rzadko zaglądam na blogi, a jeszcze rzadziej komentuję, ale skoro w jednym poście jest i o modzie, i o RPGach, to jak tu nie skomentować :) Gratuluję rewelacyjnej kolekcji koszulek i rulebooków :) Ja sama T-shirtów co prawda nie zbieram, ale szafki pękają w szwach od rozmaitych podręczników roleplayowych. I jako osoba, która miała okazaję pomistrzować w drugiej i trzeciej edycji WFRP, muszę powiedzieć, że trzecia wcale nie jest zła, a nawet ma większy potencjał aktywizowania graczy (przynajmniej moich) :)
OdpowiedzUsuńI przy okazji - ubóstwiam sukienki Marchewkowej!!!
Zaczęłam czytać tekst bez zerknięcia na tytuł i zdjęcia i myślę sobie: no pamiętam, że parę bywałaś na jakiś mityngach rpg z bandą w kantorku bibliotecznym, czy co to było tam u na w LO koło sekretariatu, ale żeby aż taką wiedzę tam nabyć, no chyba było coś czego nie zauważyłam u Cię w szkole :D A tu patrzę, pan Marchewka i wszystko jasne. Swoją drogą przypominam sobie jak mi opowiadałaś, co oni tam robią w tym kantorku i, że to rpg, ale zawsze wyobrażałam sobie te gry inaczej. Dopiero po latach dowiedziałam się jak wyglądają, dzięki bogowi internetowi :D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla was, Marchewkowie :)
@ karolina-g, ach, Merrymaking: pan Marchewka dziękuje! :-)
OdpowiedzUsuń@ Merrymaking: z trzecią edycją mam ten problem, że jeden z graczy w potencjalnej nowej grupie gra zza granicy, więc wszelkie akcesoria odpadają - ciężko je "obsłużyć" przez Skype'a. Poza tym oglądałem sobie to wydanie w sklepie i jakoś odstręcza mnie liczba znaczników, kart etc. Co zrobić, jak ich zabraknie? Czy nie ograniczają wyobraźni?
Pod tym względem jakoś Dark Heresy mi bardziej odpowiada.
Kart i znaczników jest faktycznie sporo, ale nie ma obowiązku ich wszystkich używać :) Bardzo fajne są karty lokacji (typu drewniany most, zniszczona kapliczka, opuszczony zajazd etc). Ja zawsze na sesje mam narysowane mapki albo rysuję w trakcie gry w zależności od rozwoju akcji i kiedy w jakimś miejscu coś ciekawego się dzieje, kładę na mapce odpowiednią (lub podobną) kartę lokacji. Pod koniec sesji na mapce jest już kilka takich kart, które w jakiś sposób obrazują przebieg przygody. Z kolei kiedy ktoś jest ranny, zamiast rzucać kością sięgam ze stosiku losową kartę obrażeń z opisem, mają ciekawe efekty i przy okazji pomagają wymyślać fajne, realistyczne obrażenia. Znaczniki też całkiem nieźle działają w walce. Ogólnie mechanika jest dość mocno uproszczona, co mnie osobiście odpowiada, bo pomaga skupić się na fabule. Ale faktycznie gadżety mogą być problematyczne, jeśli nie wszyscy gracze są na miejscu.
OdpowiedzUsuńW Dark Heresy nie grałam szczerze mówiąc, więc nie mogę porównać.
Pozdrawiam!
@ Merrymaking
OdpowiedzUsuńToś mnie trochę zachęciła... może warto dać Młotkowi III drugą szansę... tylko z kim bym grał?
Co do DH (a raczej Rogue Tradera), to dopiero jestem na etapie studiowania podręcznika, ale tak na oko to mechanika zbliżona jest do starego WFRP. No ale to tzw. setting najbardziej mnie ujął.
O tak, ja bym sobie znów pograła. Ale chyba się nie zapowiada. Mój ulubiony system: Wampir Maskarada. Ale Warhammerem też nie gardziłam :D
OdpowiedzUsuń