odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

13 lipca 2015

TrauMalta, część 1

Kolejny raz o Malcie mieliśmy z panem Marchewką nie pisać. Właściwie wszystko zostało już powiedziane w notkach z zeszłego roku. Niestety, niezbyt miłe doświadczenia tegoroczne skłoniły nas do opisania naszej drugiej wyprawy na śródziemnomorską wyspę. A nuż jej opis ułatwi innym poradzenie sobie z podobnymi kłopotami.

Widok z przystani na Zatokę Św. Tomasza w Marsaskali.
Malta June/July 2015, vacation, holyday, sea, beach, Marsaskala, made by me, sewing, skirt, vintage, Burda, pattern
[kliknij, aby powiększyć]
Spódnica Capri: uszyłam sobie | Kostium: Panache Britt | Sandały: CCC | Kapelusz słomkowy: wyrób maltański

Na Maltę dolecieliśmy w środę rano, oczekując kolejnego bardzo udanego urlopu (po zeszłorocznym byliśmy zachwyceni). Niestety, już na progu dowiedzieliśmy się, że jedna z najważniejszych dla turystów spraw od 1 lipca ulega zmianie. Mowa tu oczywiście o rewolucji w maltańskiej komunikacji miejskiej. Wprowadzenie karty miejskiej dla mieszkańców wiązało się z przykrą dla przyjezdnych podwyżką i częściową likwidacją oferty biletowej - usunięto z niej bilet dobowy i dwutygodniowy, zaś cenę tygodniowego podniesiono z 6,5€ na 21€. Zmiana ta oznacza, że za bilet na prawie dwutygodniowy pobyt zapłacimy 42€, czyli przy dobrych wiatrach kursu walut ok. 170 zł na osobę. Bilety jednorazowe w ogóle nie wchodzą tu w grę - kżady kosztuje 2€ i obowiązuje na jeden przejazd w jednym autobusie.

Jako że na wyspę trafiliśmy 24 czerwca, został nam tydzień podróżowania na starych zasadach i zamierzaliśmy go w pełni wykorzystać. Niedoczekanie! Ale po kolei...

Na miejsce noclegu dotarliśmy błyskawicznie. Na nogach! A wszystko dlatego, że znajdowało się 700 metrów od lotniska, w miejscowości Gudja.

Od początku wiedzieliśmy, że wynajęty przez nas domek jest przystosowanym starym budynkiem gospodarczym (600-letnim!), więc luksusów żadnych nie oczekiwaliśmy, bo komu one na wakacjach potrzebne. Czysta łazienka, pościel i ręczniki to nasze jedynie wymagania - wszak na wakacjach w miejscu zakwaterowania tylko śpimy. Jak się jednak potem okazało, tu nawet tego nie dało się zrobić.

Na pierwszy rzut oka domek wyglądał OK , choć w opisie nie wspomniano, że każde pomieszczenie znajduje się w osobnym budynku - w tym toaleta, do której z sypialni trzeba było zejść po bardzo stromych i kiepsko zabezpieczonych kamiennych schodach. Taki na Malcie mają klimat! Po dokładniejszych oględzinach na jaw wyszło pewne niedopatrzenie - wynajętego przez nas mieszkania nie posprzątano po poprzednich lokatorach (i po tych przed nimi... i po jeszcze wcześniejszych... chyba w ogóle nigdy go nie sprzątano). Czystość toalety i prysznica śmiało konkurowała ze stanem toalet w naszych krajowych pociągach. Cała pościel, materace i ręczniki były zaś pokryte plamami krwio- i moczopodobnymi oraz włosami naszych poprzedników. Na podłodze w kuchni znajdowały się resztki jedzenia, oblegane przez przeróżne robactwo, a wnętrze czajnika pokrywała pleśń. Nie było nawet mowy o gotowaniu czy zrobieniu sobie kawy.

Widok mocno obrzydliwy, więc oszczędzamy Wam zdjęć.

Jako że do domku wpuściło nas starsze (oboje grubo po osiemdziesiątce) małżeństwo, niebędące właścicielami posesji, nie mieliśmy do kogo zwrócić się w tej dość nietypowej sprawie (właścicielka nie raczyła się z nami spotkać).

Pan Marchewka zadzwonił zatem do AirBnB i po konsultacji z pracownikiem postanowiliśmy posprzątać i wymienić pościel (koszty miało nam zwrócić AirBnB). Niestety, obrana przez nas strategia okazała się naiwna - w warunkach, jakie panowały w owym domostwie o posprzątaniu nie było mowy. Owszem, udało się umyć prysznic i toaletę, ale już wypranie pościeli przerosło możliwości nie tyle nasze, co prymitywnej pralki stojącej na podwórku (sic!) za łazienką (łazienka była pomieszczeniem przechodnim). I tak około 21:00 znów musieliśmy skontaktować się z AirBnB...

Żeby nie przedłużać, powiedzmy o prostu, jak należy postępować w takich sytuacjach. Gdybyśmy zrobili tak od razu, oszczędzilibyśmy sobie sporo nerwów. Za drugim razem (tak, był jeszcze, o zgrozo, drugi raz!) przekonaliśmy się, że poniższa strategia działa!

Załóżmy więc, że przyjeżdżacie na wynajęte za pośrednictwem AirBnB miejsce i okazuje się ono niezdatne do zamieszkania - nie mówimy tu o jakichś drobnych niezgodnościach z ofertą, a o poważnych problemach - brud, zagrożenie zdrowia (np. pleśń), niebezpieczna okolica etc.:

1) Kontaktujecie się z właścicielem - osobiście (jeśli nas wpuścił) lub telefonicznie - tak, by od razu uzyskać odpowiedź. Wbrew pozorom kontakt telefoniczny jest lepszy, bo nie grozi Wam bezpośrednia konfrontacja. Grzecznie acz stanowczo prosicie o usunięcie problemu - posprzątanie, dostarczenie świeżej pościeli, przekwaterowanie do innego miekszania (wielu wynajmujących to mieszkaniowi potentaci) etc. - w zależności od sytuacji. Jeśli problem zostanie rozwiązany - super... jednak nam się to nie zdarzyło. Jeśli zaś właściciel nie chce wywiązać się ze swoich zobowiązań lub wręcz mówi nam, że jak się nie podoba, to możecie spadać (zdarzyło się nam dwukrotnie!), przechodzicie do punktu 2).

2) Dokumentujecie zastane problemy na zdjęciach. Najlepiej użyć aparatu w telefonie, bo łatwo z niego potem przesłać fotki. Róbcie jak najwięcej zdjęć! Jeśli jest pleśń na ścianach, sfotografujcie ją w każdym pomieszczeniu. Jeśli pościel jest brudna, zróbcie zdjęcie każdej poszewki.

3) Dzwonicie do AirBnB. Pora dnia jest bez znaczenia, chociaż w nocy i w święta przyjdzie Wam dłużej poczekać na zgłoszenie operatora, połączenie może też się zrywać. Należy próbować do skutku! Po zgłoszeniu się operatora opisujecie sytuację i reakcję gospodarza. Przyda się dobra znajomość angielskiego! Zostaniecie poproszeni o udokumentowanie problemu. Macie już zrobione zdjęcia, więc je przesyłacie niezwłocznie, zgodnie z instrukcją.

4) AirBnB pomoże Wam znaleźć nowe miejsce zakwaterowania - docelowe lub tymczasowe, do czasu, gdy będziecie mogli w spokoju poszukać docelowego. Szczegóły zależą od pory dnia i sezonu, ale bądźcie pewni, że nie zostawią Was samych.

5) Podczas rozmów warto zachować spokój i opowiadać o problemach rzeczowo. Pracownicy AirBnB naprawdę chcą Wam pomóc, a zachowanie gospodarza nie jest ich winą!

Jako że poproszona o świeżą pościel właścicielka domku odmówiła współpracy i kazała nam się wynieść, tego samego dnia zaliczyliśmy północną podróż do hotelu Seabreeze w Birżebbuġa, a następnego kilkugodzinną bezdomność i koczowanie w hotelowym lobby (właściciele byli tak mili, że pozwolili nam tam siedzieć do oporu), w trakcie którego AirBnB próbowało znaleźć nam nowe lokum (co w sezonie okazało się wyjątkowo trudne, niezbędna okazała się pomoc mojej bratowej, siedzącej przed komputerem w Polsce). Ostatecznie wylądowaliśmy w miejscowości Marsaskala, znajdującej się na wschodnim wybrzeżu Malty.

Panorama Zatoki Marsaskala. Przy promenadzie znajdowało się nasze lokum.
Malta June/July 2015, Marsaskala, bay, boats, summer, vacation
[kliknij, aby powiększyć]

Ogólnodostępny plac zabaw (Family Park) w Marsaskali.
Malta June/July 2015, Marsaskala, Family Park
[kliknij, aby powiększyć]

Tłumy na skrawku piaszczystej plaży w Zatoce Św. Tomasza w Marsaskali.
Malta June/July 2015, Marsaskala, sandy beach, st Thomas bay,
[kliknij, aby powiększyć]

Zatoka Marsaskala nocą.
Malta June/July 2015, Marsaskala, bay,
[kliknij, aby powiększyć]

Tu nasze problemy się nie skończyły, bo w związku z początkiem sezonu musieliśmy w pośpiechu zabukować dwa mieszkania, z których jedno okazało się zapleśniałą otchłanią (zostało zalane w zeszłym roku, a właściciel nie usunął szkód, które doprowadziły do zagrzybienia wszystkich ścian).

Na całe przeprawy i dzwonienie zmarnowaliśmy 3 dni z 11, czyli 3 dni z 7-dniowego biletu autobusowego. Posypał się cały nasz plan zwiedzania, tworzony skrupulatnie od końca maja. A po bezproblemowych wakacjach w zeszłym roku takie atrakcje były dla nas szokiem.

O tym, co jednak udało nam się zwiedzić poczytacie w kolejnej notce.

19 komentarzy:

  1. Czy AirBnB zwróciło Wam koszty za skandaliczne warunki mieszkaniowe? Rozumiem, że dwa zarezerwowane domki okazały się nie do mieszkania - szczerze współczuję. Czy te zarezerwowane domki zostały usunięte ze strony AirBnB w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosztowo wyszliśmy na zero (część kosztów zwrócono nam w gotówce, część w kuponie na kolejne wakacje). Generalnie AirBnB zwraca koszty noclegu, z którego nie można było skorzystać, a jeśli ze względu na okoliczności nie można znaleźć już niczego w takiej samej cenie, pokrywa różnicę (w rozsądnych granicach).

      Niestety nie wiemy, czy i jakie konsekwencje ponieśli nieuczciwi gospodarze - takie informacje nie są dostępne dla wynajmujących (co w sumie jest zrozumiałe, nawet jeśli wolelibyśmy inaczej). Podejrzewamy, że nakłada się na nich kary finansowe, ale to już tylko nasza hipoteza.

      Usuń
    2. Dodam jeszcze, że z jednej strony ostateczne miejsce naszego zamieszkania było w wyższym standardzie, z drugiej jednak trzech straconych dni nikt nam nie zwróci... zdecydowanie jednak dobrze, że mieliśmy po swojej stronie AirBnB, a nie musieliśmy sami dochodzić swoich praw konsumenckich z lekceważącymi klientów gospodarzami.

      Usuń
  2. ajjj ajjj a takie piękne wspomnienia ostatnio mieliście!
    dobrze że Airbnb zachowało się jak trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ha! sama właśnie zabieram się za opisywanie naszych przygód :) stąd mam do Was dwa pytania :)
    czy wybrane oferty miały recenzje?
    patrzyliście na status Waszej rezerwacji?
    U nas niestety z automatu taki nieuczciwy host zamiast naszego komentarza otrzymał "automatyczne anulowanie noclegu" co w sumie nie jest prawdą i od teraz jeśli gdziekolwiek widzę taką recenzję to omijam szerokim łukiem :)
    Czy dobrze rozumiem, że domek numer 2 też był zły?
    mam nadzieje, że pozostałe dni były super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolei (uwaga, długie będzie, bo w każdym miejscu było inaczej)...

      Ostatecznie byliśmy w 3 miejscach (nie licząc 1 nocy w hotelu):

      1. miejsce rezerwowaliśmy jeszcze z Wrocławia (miało być na cały pobyt). Recenzji brak, bo był to nowo zaadaptowany lokal, ale właścicielka miała pozytywne recenzje innych wynajmowanych mieszkań. W międyczasie (między rezerwacją a naszym wyjazdem) pojawiły się recenzje i były raczej pozytywne. Jako że anulowanie nastąpiło już w nocy, policzono należność za jedną noc (nie był to problem, bo i tak to nam zrekompensowano), zaś obie strony mogły wystawić recenzję. Pani nawypisywała jakieś banialuki kiepską angielszczyzną, jacy to marudni jesteśmy, a my opisaliśmy ze szczegółami jak sprawy się miały naprawdę.

      2. i 3. miejsce rezerwowaliśmy już w sytuacji kryzysowej, więc nie mieliśmy czasu przyjrzeć się dokładnie, acz recenzje były w większości pozytywne.

      W 2. miejscu trafilśmy super - jakość hotelowa + wszystkie udogodnienia jak w domu, do tego przemili gospodarze. Niestety, zarezerwowaliśmy tylko na 3 dni, potem musieliśmy się przenieść do miejsca 3.

      3. miejsce okazało się zagrzybioną norą, niebezpieczną dla zdrowia. Nauczeni doświadczeniem tym razem zareagowaliśmy jak trzeba i wynieśliśmy się od razu. Tym samym rezerwacja została anulowana po stronie gospodarza i ani my, ani on recenzji nie mogliśmy napisać (to się zgadza z Twoimi doświadczeniami).

      Potem wróciliśmy do miejsca numer 2. (był wolny inny apartament), ale zapłaciliśmy już własną kartą, a nie za pośrednictwem AirBnB - sytuacja zmusiła nas do omienięcia tej drogi. Za to został nam kupon...

      Usuń
    2. Wnioski na przyszłość dotyczące czytania ze zrozumieniem recenzji na AirBnB:
      Jeśli gospodarz anulował rezerwację w dniu przyjazdu, może to oznaczać, że został do tego zmuszony przez AirBnB; jeśli można, wystrzegać się takich ofert.
      Jeśli są jakiekolwiek zastrzeżenia dotyczące kwestii zdrowia i higieny, omijać szerokim łukiem. Wielu gości, zwłaszcza młodych i/lub nie zostających długo w ogóle nie zwraca na te kwestie uwagi, więc ich recenzje mogą być pozytywne, jednak w końcu znajdzie się ktoś, kto nie lubi brudu i pleśni.
      Jeśli gospodarz odpowiada arogancko i agresywnie, to na 99% jest arogancki i agresywny. Nie ryzykować szukania 1% i unikać jak ognia.
      Śledzić historię komentarzy. Gdybyśmy mieli czas i warunki, to w miejscu 3. moglibyśmy wyłapać komentarz o zalaniu mieszkania podczas ulewnych deszczy i późniejszy dotyczący rozwijającego się grzyba.
      Najlepiej w ogóle unikać starych budynków. Choć część z nich może być urocza, mogą skrywać niespodzianki w postaci pleśni, robactwa, szkód budowlanych etc.

      Usuń
    3. Wow, dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
      Ja do Waszej listy dodam aby (co potwierdzi się z Waszą przygodą) omijać wynajmujących, którzy robią to "zawodowo". Z tymi osobami mamy mniej fajne doświadczenia niż z ludźmi, którzy faktycznie wynajmują mieszkanie, takie swoje :)
      My w naszej podróży teraz wynajmowaliśmy ok. 11-12 mieszkań z airbnb, większość super, ale ile się czasem natrudziłam by znaleźć z dobrymi opiniami, minimum dwoma, tyle że mieliśmy internet, uff :D
      Jeszcze raz dzięki za odpowiedź. Bardzo.

      Usuń
    4. Z tymi "zawodowymi" to jest trochę bardziej złożona sprawa...

      Pani 1. i pan 3. to byli "zawodowcy", którzy mają mieszkania na całej wyspie albo i na całym świecie i wydaje im się, że jak kupili mieszkanie, to ono teraz na siebie zarobi i nic już robić nie trzeba. Porażka.

      Ale była też pani 2., której cała rodzina zajmuje się wynajmowaniem apartamentów w czymś w rodzaju pensjonatu - i tam było rewelacyjnie... czy to dlatego, że w jednym miejscu, czy to dlatego, że rodzina się tym zajmuje osobiście... czy to dlatego, że wkładają w to mnóstwo pracy i serca - i to widać. Choć faktem też jest, że nie jest tam tanio :-). Ale warto!

      Usuń
  4. ło masz... :-/ przykro mi :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie rzeczy też trzeba w życiu przeżyć. Mam nadzieję, że więcej się tak nie władujemy.

      Usuń
    2. no wiesz, można to potraktować jako eksperyment naukowy w sumie ;-) jak już będziecie publikować te przewodniki za ciężkie pieniądze, to jak znalazł.
      ale i tak przykro. uściski!

      Usuń
  5. Justynko, czekałam na tą relację po przeczytaniu Waszego statusu na Fb po przybyciu na Maltę i jestem ciekawa dalszej części. Szkoda tylko pięknych laleczek uszytych dla tak beznadziejnych gospodarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lalka poszła do tego starszego małżeństwa (ponoć rodziców właścicielki), a ono raczej tu nie jest niczemu winne, bo ludzie w ich wieku już po prostu nie są w stanie zajmować się takim domem. Córka ich ewidentnie wykorzystuje.

      Co do dalszej części, to tak okropnie już nie będzie. Po tych trzech dniach tułaczki jakoś udało nam się sprawy ogarnąć.


      Usuń
  6. A mnie po przeczytaniu tej - jakże traumatycznej relacji - prześladuje jedno pytanie: kiedy zdążyłaś wręczyć właścicielce lalę? jak unikała kontaktu czy wtedy gdy odmówiła zmiany zaflejonej pościeli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lalkę wręczyliśmy - jakże pochopnie - starszym rodzicom właścicielki, kiedy dawali nam klucze. Dopiero po ich wyjściu zorientowaliśmy się w rozmiarach katastrofy (na pierwszy rzut oka, kiedy jeszcze ktoś zagaduje, trudno zauważyć brudne ręczniki czy toaletę). Inna sprawa, że trudno oczekiwać od państwa po osiemdziesiątce szorowania łazienki - mieliśmy wrażenie, że zostali w tej sytuacji wykorzystani przez córkę.

      A i tak żal mi tej tildy...

      Usuń
  7. Nie wiedziałam, że Malta zmieniła bilety autobusowe. Ja na szczęście załapałam się jeszcze na te po 6,5e i byłam zachwycona, że zwiedziłam wyspę prawie za darmo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Zmianę wprowadzono 1 lipca i już tak fajnie turystom w tamtejszej komunikacji miejskiej nie będzie :(.

      Usuń
  8. widziałam twoje zdjęcie w niemieckiej Burdzie... gratulacje! ;)
    Paulina

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw komentarz lub skontaktuj się ze mną mailowo - jz@marchewkowa.pl.