odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

8 lutego 2013

Marchewkowa recenzuje: Kosmetyki Mariza, cześć 2

Pamiętacie jeszcze notkę o kosmetykach Marizy? Oto kolejna partia kosmetyków, które miałam przyjemność nakładać na i wklepywać w marchewkową skórę.

Mariza, part 2
[kliknij, aby powiększyć]

Zacznijmy od lakierów, które poprzednim razem okazały się wielkim hiciorem. Aż nabyłam kilka sztuk dla przyjaciółki (jest z nich równie zadowolona).

Lakier Brilliant o numerze 7689 (chłodny, przydymiony róż) okazał się równie trwałym i wydajnym bratem wersji mini. Tu także do całkowitego pokrycia płytki paznokcia wystarczy jedna warstwa (widoczna na zdjęciu powyżej)!  Kolor na paznokciach jest zgodny z tym, co widzimy w buteleczce i w katalogu. Mimo brokatu (lśniące drobinki są naprawdę mikroskopijne) - nienachalny. To zdecydowanie mój lakier na co dzień. Schnie niezwykle szybko, nie wymaga użycia przyśpieszacza i, wbrew pozorom, bardzo łatwo go zmyć (dobrze wiem, jaki opór czasem stawiają brokatowe drobinki).

Trwałość lakieru możemy przedłużyć, pokrywając paznokcie porcelanowym preparatem z ceramidami (nr 6604). U mnie bez odprysków przetrwały 5 dni! Sam preparat nadaje płytce mleczny odcień i mocno ją wygładza. Wszelkie nierówności znikają w okamgnieniu. Dodatkowo świetnie zabezpiecza płytkę przed rozdwajaniem, które u osób szyjących jest częste.

Mariza, part 2
[kliknij, aby powiększyć]

W przesyłce znalazła się również pomadka ochronna cappucino - 2622. Pan Marchewka w ostatniej chwili powstrzymał mnie przed jej pochłonięciem, bo słodki zapach i kawowy smak sprawiają, że ma się ją ochotę skonsumować.
Pomadka bardzo ładnie natłuszcza moje spierzchnięte usta (w trakcie szycia pracuję językiem ;-]), wygładza i opóźnia ponowne pojawienie się wysuszonych skórek. Ale to nie wszystko, nadaje wargom perłowo-złoty blask. Miodnie, a właściwie kawowo!
Kosztuje zaledwie 4,70 zł. A w kolekcji znajdziemy również inne wersje smakowe - poziomkę (i perłową, i matową) oraz wiśnię i pomarańczę.

Wodoodporny eyeliner - chłodny brąz (5340) to produkt, który spełnia wszystkie obietnice producenta. Wodoodporny jest i to bardzo (po kilku godzinach płyn do demakijażu może mieć problem z jego usunięciem).  Nie ulega rozmazaniu nawet w przypadku mocno opadających powiek. Kolor to faktycznie chłody, ciemny brąz, pozbawiony jakichkolwiek rozświetlających drobinek. Nie posiada również metalicznego efektu, jak na przykład popularny brązowy eyeliner firmy Wibo. Końcówka jest precyzyjna - ułatwia nałożenie prostej, cienkiej linii. Ten eyeliner pojawił się już na zdjęciach, chociaż niekoniecznie go widać - wszystko przez moje niesforne powieki i aparat, który nie widzi makijażu.
 
Mariza, part 2
[kliknij, aby powiększyć]

No to kremy!
Łagodzący krem z ekstraktem z bawełny (w składzie ma również aloes, kolagen, masło shea) o numerze 5432 to wyjątkowo lekki i puszysty (jak pianka) produkt.  Po zetknięciu ze skórą szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Bardzo ładnie wygładza marchewkową paszczę i świetnie nadaje się pod makijaż. Zapach jest delikatny i szybko zanika.

Nagietek (nr 3216) to krem wygładzający dla naprawdę suchej cery. Jest gęsty i, uwaga, dosyć ciężki. Na twarzy pozostawia tłustawą warstewkę, która wchłania się około godziny, co dla mnie jest ogromnym plusem - pozostawia długotrwałe uczucie nawilżenia i odżywienia skóry. Nagietek skutecznie zlikwidował zaczerwienia i miejscowe przesuszenia. Zapach, podobnie jak u poprzednika, jest delikatny i bardzo roślinny. Aż żałuję, że tak szybko ucieka.

Oba kremy nie przyprawiły mnie o uczuleniową wysypkę, a to dzięki krótkim i konkretnym składom.

Rozświetlająca baza pod makijaż o numerze 5708 jest dla mnie objawieniem. W buteleczce wygląda na mocno błyszcząca i wypełnioną drobinkami, a w katalogu na różową. Nic z tego jednak w niej nie znajdziemy. Na skórze twarzy zostawia jedynie delikatny blask, nie mający nic wspólnego z brokatem. Preparat w cudowny sposób wyrównuje wszelkie nierówności i ujednolica koloryt skóry. Znacznie ułatwia nakładanie podkładu i pudru oraz przedłuża jego trwałość. Świetnie spisuje się również jako baza pod cienie i kredki. Nawet u mnie wszystko zostaje na swoim miejscu.
Pachnie podobnie jak inne preparaty do makijażu tej firmy - kwiatowo. 
Solidnie wykonane opakowanie wyposażono w pompkę. Bez problemu możemy ją odkręcić i wydobyć resztki bazy.

Mleczko do demakijażu - ekstrakt z róży (5043) jest kolejnym produktem, który mnie zaskoczył. Tak, jak wspominałam w poprzedniej notce z recenzjami kosmetyków Mariza, twarz myję wyłącznie mocno natłuszczającym mydłem marsylskim, gdyż mleczka czy wody micelarne przyczyniają się do wysuszenia i podrażnienia skóry, a przy tym nieprzyjemnego uczucia pieczenia i ściągnięcia. Produkt Marizy zachował się jednak zupełnie inaczej. Z eyelinerem, o którym wcześniej wspominałam, sobie nie radzi, ale wszystkie pozostałe mazidła zmywa bez problemu. A co najważniejsze - w ogóle nie podrażnia i nie przesusza. Wielki plus należy mu się za przepiękny różany zapach!

Bawełniany krem do rąk (6316) okazał się największym rozczarowaniem. Ładnie pachnie, jego konsystencja jest lekka i szybo się wchłania, jednak działanie jest praktycznie niezauważalne. Skóra moich dłoni jest wrażliwa i mocno przesuszona częstym myciem (w trakcie szycia często szoruję ręce, aby nie pobrudzić tkanin, szczególnie tych, których nie można prac w warunkach domowych). A o tym, co zimno z nimi wyrabia, nie będę już nawet pisać. 
Krem bawełniany, mimo że ochronny, nie zabezpieczył moich dłoni przed dalszym przesuszaniem. Wprawdzie po wchłonięciu skóra jest nieco gładsza, jednak to uczucie znika bardzo szybko, szczególnie kiedy wychodzę na mróz. Odnoszę wrażenie, że konsystencja jest zbyt lekka i za mało natłuszczająca.

Mariza, part 2
[kliknij, aby powiększyć]

Jeśli interesują Was kosmetyki polskiej firmy Mariza zajrzyjcie na stronę konsultantki.
W sprawie zamówień kontaktujcie się z panią Grażyną mailowo.
A tu znajdziecie aktualny katalog.

15 komentarzy:

  1. Kurcze, zainteresowałaś mnie ich kosmetykami... Chyba sobie zamówię co nie co, chociaż coś mi pachnie formą podobną do starszej z Avonu ;) ale tutaj mamy polską firmę a to należy docenić skoro produkuje coś porządnego.
    PS: ja wiem, że to krypo reklama będzie ale zaproponuję Ci na ręce Planet Spa z masłem shea do rąk od Avonu, ja dostałam od rodzicielki swojej i podziałało świetnie nawet na bardzo zniszczone mrozem dłonie (porządne zaczerwienienia, popękana skóra itd) - po jednym dniu ani śladu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też mam problem z dłoniami i dopiero Garnier pomógł, na szczęście pomógł :)

      Usuń
    2. zgadzam się co do kremu Planet Spa z Avonu :) bardzo dobrze nawilżał i chronił, tylko wkurzał mnie nieco jego zapach i dlatego przerzuciłam się na inny, z minerałami z Morza Martwego - również polecam ;)

      Usuń
    3. Dzięki, dziewczyny :). Wypróbuję!
      Teraz używam nierafinowanego masła shea. Porządnie natłuszcza, ale po wchłonięciu nie widzę długotrwałych efektów.

      Usuń
  2. bardzo dobre opinie na temat tej firmy słyszałam i chętnie bym spróbowała, ale nie bardzo jest jak :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można je swobodnie zamówić u konsultantki, której namiary podałam w notce :).

      Usuń
  3. Bardzo ciekawie i dokładnie opisane, co zaowocowało moim zainteresowaniem, jako osoby o bardzo bardzo kapryśnej skórze.
    Ale ja w zasadzie chciałam nie o kosmetycznej ciekawości, a o rozdwajaniu się płytek paznokci u szyjących: nie masz, droga Marchewko, wrażenia, że to wpływ krawieckiego mydełka? Przez krótki czas szyjąc intensywnie (kilka miesięcy zajmowałam się poprawkami krawieckimi, chociaż to nie jest mój zawód :) miałam taki problem z paznokciami, zwłaszcza kciuków. Potem przerzuciłam się na zmydlone resztki zwykłego mydła i pomogło - paznokcie nie ulegają rozwarstwieniu i jest metoda na zużycie tych kawałków mydła, które się już łamią przy próbie namydlenia gąbki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wiele czynników ma na paznokcie wpływ. Mydełka akurat nie używam, ale kredy tak. Po każdym pruciu i ciągnięciu za nitki paznokcie też są mocno osłabione. No i to częste mycie rąk...

      Wystarczy, że dwa tygodnie nie szyję i wszystko wraca do normy.

      A teraz pomaga mi ten porcelanowy preparat, bo ostatnio od maszyny nie odchodzę :).



      Usuń
  4. A ja mam pytanie dotyczące tego mydła marsylskiego (wspominałaś nie raz, że myjesz nim twarz) - czy jest ono dostępne w aptekach lub popularnych drogeriach, czy można je dostać tylko w specjalnych sklepach? I chciałabym jeszcze wiedzieć czy ono nie zatyka porów? Mam cerę skłonną do niespodzianek, a przy okazji suchą i wrażliwą (jakby to pierwsze nie wystarczyło;]) i ciągle szukam czegoś do mycia twarzy, co jej ani nie wysuszy, ani nie spowoduje "zapychania"... Szukam, szukam i nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio mydło marsylskie 72% oliwy z oliwek kupuję na Allegro. Trzeba jednak dokładnie sprawdzić skład - nie może zawierać barwników, perfum, konserwantów ani EDTA (jeśli skład nie jest podany na aukcji warto dopytać).
      Można je również nabyć w internetowych sklepach z naturalnymi kosmetykami.

      Takie mydło bardzo ładnie oczyszcza i natłuszcza skórę. Również tę delikatną i atopową. Mojej w ogóle nie ściąga. O zatykaniu porów nie ma tu mowy.

      Prócz mydła marsylskiego warto wypróbować oliwkowo-laurowe z Aleppo (ale z minimalną zawartością olejku laurowego, który działa wysuszająco), skutecznie leczy wszelkie niespodzianki.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję!
      Nie pozostanie mi nic innego, jak tylko wypróbować;)

      Usuń
  5. Lakiery z serii Brilliant są całkiem przyzwoite, ale reszta kosmetyków tej firmy zupełnie mi nie odpowiada.
    Od pół roku leczę twarz po ich kremach, tak mnie zapchały:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. hej, uwielbiam ich kosmetyki Spa. Ostatnio spodobał m się też tusz do rzęs Long & Black. w przeciwieństwie do Rimmela, po nim nie łzawią mi oczy i nie zlepiają tak rzęs.

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw komentarz lub skontaktuj się ze mną mailowo - jz@marchewkowa.pl.