odzież - biżuteria - książki - wykroje - sprzęty

31 października 2011

Tu można wygrać kosmiczne żelazko marki Philips

W związku z kampanią reklamową generatora pary Philips PerfectCare, dziś rozpoczynam konkurs, w którym...

... ale zacznijmy od regulaminu:

Co trzeba zrobić?
Aby wziąć udział w marchewkowym konkursie Philips, należy opowiedzieć o swojej największej katastrofie związanej z prasowaniem, której moglibyście uniknąć, używając żelazka Philips PerfeCare.

Odpowiedź należy zamieścić w komentarzu pod tą notką. Komentarz może mieć formę:
  • tekstu (opisu, opowiadania, dowcipu etc.)
  • odsyłacza do wykonanej przez Was grafiki (zdjęcia, rysunku, komiksu etc.), czyli grafikę wrzucanie na ImageShack, Flickr, TinyPic lub gdziekolwiek indziej, a tu zamieszczacie tylko link. Najlepiej aktywny! Nad polem komentarza znajduje się odpowiednia instrukcja.
Dodatkowo pracę konkursową przesyłacie na jz@marchewkowa.pl. Pamiętajcie, to bardzo ważne!

Do kiedy trwa konkurs i kiedy zostaną ogłoszone wyniki?
Konkurs rozpoczyna się dzisiaj (31.10.2011) i trwa do dnia 13.11.2011, do godziny 23.59. Wyniki pojawią się na blogu do dnia 20.11.2011.

Kto oceni prace i przyzna nagrody?
Wraz z panem Marchewką wybierzemy trzy najciekawsze prace. Wyboru najciekawszej z najciekawszych dokona przedstawiciel firmy Philips.

A teraz najlepsze, czyli NAGRODY:

Nagrodą główną jest wypasione żelazko parowe Azur GC4870.


marchewkowa, szafiarka, konkurs Philips, żelazko parowe azur, kampania PerfectCare


Pan Marchewka ufundował zaś dwie książkowe nagrody pocieszenia. Osoby, którym książki zostaną przyznane, będą miały możliwość wyboru spośród kilku tytułów.

Przed przystąpieniem do konkursu zapoznajcie się z pełnym regulaminem.

ŻYCZYMY POWODZENIA!

68 komentarzy:

  1. ciekawy konkurs, musze się zastanowić nad wzięciem udziału, bo nagroda mnie kusi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. MikalaFashion by Kalina: Zapraszam! Jest sporo czasu na przygotowanie pracy :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Już myślę bo nagroda bombowa :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Eslog: Miło mi, że nagroda się podoba :).

    OdpowiedzUsuń
  5. praca konkursowa wysyłana na maila to grafika tak? czy także opowiadanie:)?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mężczyzna :-) więc z prasowaniem miałem trochę przygód, na pewno coś opiszę, tylko martwi mnie to że zawszę na nas mówią że my ofermy w prasowaniu. Podejrzewam że tak w większości jest i będzie. Gdyby każdy miał takie cacko jak ta nagroda z pewnością przestał by każdy mężczyzna być ofermą.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Marta: Niezależnie od tego jaką formę ma praca konkursowa, należy zamieścić ją w komentarzu (tekst po prostu wkleić, a do grafiki zamieścić odsyłacz), a następnie przesłać na mój adres mailowy.

    OdpowiedzUsuń
  8. na pewno zastanowię się nad wzięciem udziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. W życiu miałam trzy zdarzenia z żelazkiem, których do końca życia chyba nie zapomnę.
    Za dzieciaka były zupełnie inne żelazka,miały pokrętło temperatury szumnie zwane termostatem i krótki przewód. Nie było jakichś szaleńczych desek do prasowania, a Panie Domu prasowały tak jak im wygodnie. Jako dzieciak byłam bardzo żywotnym i ruchliwym egzemplarzem, co zresztą się niewiele zmieniło. :)
    Mama prasowała na ławie, tuż przy wyjściu na balkon. Z boku stawiała żelazko by się nagrzało.
    Tego lata zapewniła mi ponad dwa miesiące latania w klapkach , których nienawidzę. Ganiając się z bratem, uciekając przed nim przykleiłam obie pięty do rozgrzanego na maksa żelazka. Bąble były dorodne,soczyste i bardzo duże. i dłłłłuuugo bolało.
    Drugie też nie było fajne ani bezpieczne. Co rano mama prasowała sobie sukienki do pracy, ja zresztą robię tak samo. Postawiła na półce by się rozgrzało,poszła zrobić loki lokówką. Kiedy weszli rodzice do sypialni stopa żelazka spływała srebrną strużką na dębową półkę i pierzynę z pierza. Szybkie odłączenie z prądu, i bieg z przeszkodami i lejącym się metalem do łazienki. Pozostała nam na wiele lat popalona wykładzina, bąbel z Taty stopy , gdyż wdepnął w to co ściekało, na szczęście zszedł szybko.
    Więcej nie stawialiśmy nad mocno palnymi rzeczami żadnego żelazka. Producent odpisał, że to nie jego wina, termostat dobry,reklamacji nie uwzględnia się. To było dobre 26-27 lat temu.
    Trzecie doświadczenie wymagało więcej mojej pracy. Trzy lata temu w sumie zawodowo prasując kiepskim,lekkim żelazkiem z uszkodzonym nadmuchem pary (musiałam psikać podlewaczką do kwiatów i bardzo mocno naciskać całym swym ciężąrem)ciuchy do sesji zdjęciowych, przez kilka miesięcy zarabiałam pieniądze by pomoc przyjaciołom uzbierać pięniądze na lekarstwa dla syna. I z tego jestem bardzo dumna, bo 8h prasowania na raz takim kiepskim żelazkiem to nie łatwe zajęcie. A namęczyłam się okropnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojajajaj, właśnie śniło mi się nowe żelazko!

    OdpowiedzUsuń
  11. cz.2 bo wlasciwie czemu nie:
    Moja Babcia byla krawcowa. Miala najlepsze na swiecie zelazko,tak ciezkie ze nie trzeba bylo dociskac. A gdy ja sie urodzilam a moja Mama prasowala pieluchy tetrowe, z wydzierajacym sie dzieciakiem na rekach, uczac sie do mgr Babcia wymyslila,ze po co Mama ma prasowac cos co zasikam za chwile. Brala sztapelek zlozonych pieluch i na nich siadala. Przy maszynie, po dniu pracy wszystkie byly pieknie wyprasowane:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja katastroficzna historia zwiazana z prasowaniem nie jest tak odlegla,i odbila sie na moim ukladzie nerwowym:)Szycie to moja pasja.Gdy szyje to zyje:)
    Odwiedzila mnie pewna Pani z ogromna prosba o zaprojektowanie i uszycie dla niej eleganckiej bluzki na wyjatkowa uroczystosc rodzinna.Przedstawilam jej projekt i tkanine z ktorej bluzka zostanie uszyta.Tkanina byla droga ,piekna i wymagala duzego zaangazowania by ja dostac.Ostatnim etapem wykonczenia bluzki bylo lekkie wyprasowanie garderoby.Zelazko ktorym prasowalam "nie od dzis" zrobilo mi niespodzianke i plunelo brudnym kamieniem.Plama na bluzce byla nie do usuniecia.Calodniowa akcja odplamnianie NIE DALA ZADNEGO EFEKTU!Poinformowalam klientke o zaistnialej sytuacji.Zaproponowalam jej uszycie bluzki raz jeszcze pokrywajac przy tym wszelkie koszty.Ku mojejmu szczesciu klientka sie zgodzila:)Czasu praktycznie nie bylo.Szylam w nocy.W dniu odbioru bluzki otrzymalam telefon o rezygnacji klientki z bluzki...Wniosek z historii jest taki ze potrzebuje zaopatrzyc sie w zelazko parowe PHILIPS:)!

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dziękuję za świetne prace!

    @IwonaB: Proszę o przesłanie pracy również na mojego maila :).

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej! Gdybym tylko mieszkala w Polsce... Ale z Kanady chyba nie mozna brac udzialu? :(

    OdpowiedzUsuń
  15. @Alicja: Zgodnie z regulaminem odbiorca nagrody musi mieszkać w Polsce. Chyba że masz kogoś, kto mógłby ewentualną nagrodę tu odebrać?
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja wracam do polski w przyszlym roku, wiec byloby w sam raz na nowa droge zycia mmm! Pomysl jest, wiec pora zakasac rekawy !!!:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy jest (tu) nadzieja?

    Osoby dramatu:
    Kobieta – przed trzydziestką, lecz niestateczna, bezdzietna, przez rodzinę spisana na straty.

    Babcia – babcia Kobiety, która uwielbia intrygi. Intrygi dotyczące swatania Kobiety.

    On – podobno najlepszy, podobno najpiękniejszy, podobno najbogatszy, podobno przeznaczony Kobiecie.

    AKT I
    W którym Kobiecie zostaje przedstawiony PLAN

    Kobieta właśnie wyszła z pracy, jest piątek, zapowiada się świetny wieczór przed telewizorem. Nagle dzwoni telefon.

    Kobieta (patrzy na wyświetlacz komórki) – Cześć babciu!
    Babcia – Kochana, znalazłam Ci męża!
    Kobieta – Mhmm... Świetnie.
    Babcia – 35 lat, kawaler, z dobrej rodziny, piękny samochód. Czerwony!
    Kobieta – Super, ale ja...
    Babcia – Nie chce tego słyszeć, wsiadaj do pociągu i przyjeżdżaj. Umówiłam was na wieczór!
    Kobieta – Babciu, mam inne plany.
    Babcia – Wiesz, że każda chwila spędzona ze mną może być ostatnia? Mam już swoje lata. Nie marudź. Masz pociąg o 17, sprawdziłam. A, weź jakąś ładną sukienkę, bez tego ani rusz do chłopa.

    AKT II

    W którym szantażowana emocjonalnie Kobieta stara się spełnić wolę Babci.

    W mieszkaniu Babci. Wokół dużo paprotek, haftowanych serwetek, robionych na szydełku bieżników.

    Kobieta – Babciu, nie wiem czy to dobry pomysł... Ja chyba...
    Babcia – Masz sukienkę?
    Kobieta – No mam, na sobie.
    Babcia – Boże, dziecko. Przecież to jak psu z gardła wyjęte! Zdejmuj i bierz się za prasowanie! Przecież on zaraz tu będzie. Żelazko jest w szafie. Idę pokroić szarlotkę. Dziecko, co ja się z tobą mam.

    Babcia wychodzi do kuchni, kobieta zdejmuje sukienkę, włącza żelazko, zaczyna prasować i jak to zwykle w takich chwilach bywa... coś jej przerywa.

    Babcia (woła z kuchni) – Dzieecko! Spróbuj, czy dobra ta szarlotka!

    W kuchni

    Kobieta (tylko w bieliźnie, kończy jeść solidny kawałek) – Szarlotka pierwsza klasa, mogę jeszcze?
    Babcia – Nie powinnaś zadbać o linię? Wyprasowałaś już sukienkę?
    Kobieta (z szarlotką w buzi) – O cholera!!!

    Szanowny Czytelnik zapewne domyślił się już, że żelazko babcine, jak najbardziej tradycyjne, przypaliło materiał sukienki. I to na biuście. Nie wpłynęło to pozytywnie na atrakcyjność ubioru, a nawet więcej – pozbawiło go resztek tegoż. Nie trzeba Kochanemu Czytelnikowi wyjaśniać, że jeśli byłoby to żelazko Philips PerfectCare, sprawa mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej... A pisząca ten tekst Kobieta mogłaby być szczęśliwą mężatką i współwłaścicielką czerwonego auta.

    AKT III

    W którym Kobieta unika konfrontacji z Nim, za to nie unika konfrontacji z Babcią.

    Dzwonek do drzwi. Babcia jest zrozpaczona, zamyka kobietę w bieliźnie w pokoju. Sama otwiera drzwi wejściowe. Kobieta podsłuchuje.

    On – Dobry, miałem przyjść, to jestem. Przyszłem znaczy się.
    Babcia – A wie pan. Ha ha ha. Ależ ze mnie gapa. No gapa straszna, ja zupełnie zapomniałam, że to dzisiaj, i nie zadzwoniłam do wnuczki...
    On – Znaczy się co? Nie ma kobity?
    Babcia – No właśnie tak się zdarzyło, że nie ma. Ale będzie! Ja już nie zapomnę, ja sobie zapiszę na karteczce, albo i nawet w komórce. Tylko na kiedy? Na kiedy was umówić?
    On – Pani mi dupy nie zawraca! Nie ma, to nie! Ja swój honor mam, nie będę się prosił.

    Drzwi zamykają się. Babcia wchodzi do pokoju.

    Babcia (zrezygnowana patrzy na Kobietę) – Nie ma dla ciebie nadziei.
    Kobieta (ubrana w zniszczoną sukienkę) – Nie ma. Dla mojej sukienki również... Jest jeszcze szarlotka?

    Pozdrawiam Cię Marchewkowa! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No proszę jaki fajny konkurs :) Może i ja coś sobie przypomnę w związku z żelazkiem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  19. A o co chodzi z tym obrazkim, bo nie rozumiem. ?

    OdpowiedzUsuń
  20. @Pracownia weekendowa: A zapraszam, zapraszam! :)

    @MaryŚś: Jeśli pytasz, co przedstawia grafika w tej notce, to jest to nawiązanie do wykonanych przeze mnie magnesów.

    OdpowiedzUsuń
  21. Miałam tu wpisać swoją opowieść, ale przeczytałam dramat Anonimki i... zostałam wbita w ziemię, przysypana, przyklepana, ba, chyba nawet jakieś stokrotki nade mną zakwitły. REWELACJA! :D

    OdpowiedzUsuń
  22. @Ryfka: Oj tam, nic tu jeszcze nie jest przesądzone, a żelazko i książki czekają :D.

    OdpowiedzUsuń
  23. Dodaje opowiadanie !



    Godzina 8 ! koszula która powinna być wyprasowana już godzinę temu, wisiała przy starym kaflowym piecu. Gdzie codziennie babcia nakładała po kilka szufelek węgla, by kafle się nagrzały, a ja stałem przy nim i grzałem się w połowie nagi ! bo brakowało mi koszuli, w której miałem pójść na rozpoczęcie roku szkolnego. Babcia wyciągnęła jedyne Żelazko w tym domu, typowe stare ciężkie z jednym pokrętłem, które było używane rzadko bo dziadek wolał koszulę pomiętą bez prasowania, włączyła do prądu, krótki jedno kolorowy kabel którym płynął prąd do urządzenia. Po chwili urządzenie było nagrzane, można było przejść do prasowania które było bardzo uciążliwe przez bardzo dużą wagę żelazka, podczas gdy babcia prasowała ja nadal grzałem się przy piecu.

    Byłem z każdym posunięciem żelazka na koszuli szczęśliwszy :- ) ale nagle szczęście prysło, jak bańka którą dzieci puszczają dmuchając w specjalny płyn umieszczony w butelce ! babcia za bardzo się spieszyła i wyrwała kabel ! wtedy wiedziałem że nic nie da się już z tym zrobić, potrzebowałem koszulę na teraz, gdy chciałem wyjść do szkoły. Babcia wymyśliła że weźmie starą encyklopedię i położy ją na koszuli, uprzednie pokrapiając zimną woda zagniecenia, których było mnóstwo dziadek siedzący obok i przyglądający się temu wszystkiemu, w pewnym momencie powiedział mam rozwiązanie waszego problemu ciężko mi jest się przyznać ale właśnie wczoraj kupiłem ci nowsze żelazko z kilkoma funkcjami, marki Philips było jedyne na rynku wydałem na nie połowę mojej renty ! chcę aby ci służyło lepiej niż te obecne zepsute. A teraz bież tą encyklopedię i bież się za prasowanie, babcia zaangażowana w pracę nad koszulą, po chwili miała ją gotową ! na ostatnią minutę ubierałem się i wręcz biegłem do szkoły by zdążyć na rozpoczęcie roku szkolnego, teraz mogę stwierdzić że dziadek w domu, chodź nie uczynny czasami spisuję się na medal w awaryjnych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
  24. Moja opowieść jest banalna z życia wzięta - osobistego :
    Mąż kupił sobie nową koszulę u Chińczyków - to miało miejsce jakieś 10 lat temu - były modne, tańsze niż te sklepowe no i miały gratis fajne krawaty. Mąż wybierał i wybierał chyba dobre 30 - 45 minut - ja tyle butów nie wybieram co on tą jedną koszulę z krawatem, ale krawat nie powiem podobał się i mnie - był w takie delikatne kwiatuszki co wcale nie rzucało się na pierwszy rzut oka :)
    Któregoś dnia mąż mówi do mnie: "Zwiążesz mi krawat?"
    Ja mu na to: "Dobra, to daj mi go"
    Jak zobaczyłam jaki jest wymięty - tkanina cieniutka, delikatna to się wymięło co tu robić, ah wyprasuje mąż nie zauważy no i szybciutko włączam żelazko i zaczynam prasować.
    A mąż pyta: "Co z tym krawatem już?"
    A ja na to chwila, chwila bo ... - i nie skończyłam bo jak tylko przyłożyłam żelazko do tkaniny podnoszę a tu na samym środeczku dziurka się jakoś tak zrobiła :(
    Idę do niego i zaczynam trochę owijać w bawełnę : "Wiesz może inny Ci zawiąże bo ten taki delikatny nie będzie się trzymał i w ogóle co, może ten?" - i pokazuje mu inny.
    A on uparty jak osioł chce ten co sobie wybrał i już.
    No to ja ze spuszczoną głową idę trzymając go za sobą próbuję przygotować go troszkę na to co zaraz zobaczy mówiąc: "Słuchaj będziesz bardzo na mnie zły?"
    Mąż: "Co się stało?"
    Ja: "No wiesz... a bardzo będziesz krzyczał?"
    Mąż: "Ale co się stało? - już wkurzony bo spieszy się do pracy.
    Ja, nadal próbuję go jakoś delikatnie podejść: "Bardzo będziesz się na mnie gniewał?"
    Mąż: "No mów już co się stało?"
    Ja: "Wiesz ja chciałam tylko wyprasować Ci ten krawat bo był wygnieciony i wiesz co przypaliłam Ci go, tzn to wina żelazka ja chciałam dobrze ... przepraszam, mogę go jeszcze trochę obciąć i zszyć albo uszyje Ci nowy ale to już nie będzie to samo, sorki może kupie Ci nowy albo poszukamy podobnego?"
    Gadałam już potem bzdury żeby nie dopuścić go do głosu i co ślina na język przyniesie, na nic bo mąż się ciut wściekł i powiedział - "Cholera kto prasuje krawat, mama Cię nie uczyła że krawatów się nie prasuje?
    Ja na to: "Wiesz nawet nic takiego nie mówiła mi nigdy" - bo u nas w domu taty krawaty zawsze wisiały na wieszaku i kurcze co mnie podkusiło żeby go prasować nie wiem. Mam gdzieś ten krawat nawet schowany - tak na pamiątkę, ale mąż po dziś dzień mi go wypomina tylko cholewcia żelazka kupić nie chce fajnego i do kogo mieć tu pretensje teraz: do kochającej żony która dba o wizerunek swojego męża czy do męża który nie kupi żonie nowego żelazka, a może jednak do mamy która mnie nie uświadomiła? Wybór należy do Was.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Modrka: Bardzo proszę o przesłanie pracy również na mojego maila - jz@marchewkowa.pl.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie widziałam Twojej wiadomości ale wysłałam i okazuje się że Ty na blogu mi przypomniałaś a ja w tym samym czasie wysłałam maila do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Och, katastrofa nie moja, a moje Babci, ale na pewno się nie pogniewa, jak wykorzystam jej historię;)

    Babcia wyszła za mąż bardzo wcześnie po krótkiej znajomości z Dziadkiem. Kochali się, ale jak to Babcia mówi: młoda była i głupia i jakoś tak stresowała ją cała nowa sytuacja, a nowy mąż zawstydzał. Postanowiła być idealną panią domu i pokazać, że mimo że młodsza od Dziadka, to też doskonale umie sobie radzić. Robiła obiadki, prała i prasowała, jednak to ostanie wychodziło jej najgorzej. Któregoś razu prasowała spodnie Dziadka, ktoś zadzwonił do drzwi, Babcia poleciała otworzyć, a kiedy wróciła zobaczyła, że zapomniała zdjąć żelazko z materiału. W miejscu, gdzie zostawiła sprzęt, na dole nogawki, jawiła się czarna, sztywna, świecąca się plama spalonego materiału. Spanikowana Babcia, nie chcąc tracić tytułu doskonałej gospodyni, chwyciła czarną, matową pastę do butów i tak "zlikwidowała" problem. Dziadek nic nie zauważył przy wkładaniu spodni, jednak w połowie drogi do kościoła już wiedział, że coś jest nie tak, ponieważ spalony materiał niemiłosiernie drapał go w łydkę. Z pewnością dużo sugerowały także spojrzenia i śmiechy przechodniów;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Jak uda mi się do końca trwania tego konkursu odnaleźć ten nieszczęsny krawat pokażę Wam fotkę, ale nie obiecuję bo gdzieś go tak schowałam, żeby mąż po jego powtórnym obejrzeniu znowu nie marudził:) że mu krawacik przypaliłam :) ale będę szukać - poświęcę się, żebyście zobaczyły dlaczego nie prasuje się krawatów :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Witam! Moja historia może nie jest jakaś szczególnie interesująca ale dla małej dziewczynki był to szok prawie nie do przeżycia. Ale nie będę już trzymała w niepewności. Jako dziecko uwielbiałam stroic moje lalki, przebierałam je, prałam ubranka i nawet podejmowałam niezbyt udane próby szycia. Pewnego dnia postanowiłam uprasowac rózową sukienke dla lalki. Dumna z siebie wzięłam żelazka i przyłozyłam do materiału. Trwało to zaledwie chwile ale po podniesieniu żelazka została tylko wielka dziura. Nic sie nie przypaliło, poprostu materiał jakby sie rozpuścił. Było to dla mnie takim szokiem, ze do dzisiaj dokładnie to pamietam. Na szczęście udało mi sie juz po tym pozbierać i teraz prasowanie wychodzi mi o wiele lepiej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  30. Moja największa katastrofa związana z prasowaniem, hmmm... miałam naprawdę świetną bluzkę, którą dostałam na urodziny od mojego chłopaka. Miała nadrukowane przez niego pierwsze czułe słowa, które powiedzieliśmy do siebie na naszej pierwszej randce. Oczywiście przejechałam po nadruku żelazkiem i się stopił, a bluzka była do wyrzucenia... :(

    OdpowiedzUsuń
  31. Co mogła bym zyskać mając żelazko parowe?!!! Napewno więcej miejsca w sypialni bo sterta prania zajmuje spory obszar.Zyskała by tez moja cera bo prasuję zawsze z nałożoną maseczką na twarz która pod wpływem pary pięknie by się wchłaniała :))))
    A śmieszna rzecz zwiazana z prasowaniem która mi sie przytrafiła to wyprasownie nie wypranego podkoszulka mojego męża który leżał sobie na stercie przyłożony czystymi rzeczami.Mąż sie wściekał że brudne rzeczy na półkę kładę.....ja nie czułam :))))Żelazko parowe by mnie obroniło :)))

    OdpowiedzUsuń
  32. Dnia pewnego miałam iść do kina,
    Wielkie wydarzenie, cała rodzina
    Się tam zgromadziła
    I w zakłopotanie lekkie mnie wprawiła.
    Pomyślałam: Muszę się przygotować,fryzurę ułożyć
    Oraz bieliznę korygującą włożyć.
    Sukienka piękna, wczoraj kupiona,
    Lecza zapomniałam, że wymiętolona!
    Żelazka nerwowo szukać zaczęłam,
    Pod łóżkiem je znalazłam i z ulgą odetchnęłam.
    Sprzęt mój, choć trochę leciwy,
    Nigdy nie okazał się fałszywy,
    Aż tu nagle wzburzone na suknię splunęło,
    Brązowe plamy zostawiło,
    (mogłabym przyrzecz , że się uśmiechnęło..)
    Stałam jak zamurowana nad suknią zniszczoną,
    Mętlik mając w głowię i suknię splamioną.
    O ja głupia! Jak mogłam nie przewidzieć tego
    I do sukni ecru użyć złomu tego ?!
    Co ja teraz zrobię?! Jak ja się pokażę?!
    Na pewno wyglądem się już nie wykażę!
    A pamiętam, jak jakiś tydzień temu z Kaśką,
    Oglądałam w sklepie parowe żelazko.
    Pani w sklepie je zachwalała
    I ładnie się uśmiechała.
    "To Philips z linii Azur,
    Każdy powinien je mieć, nawet chłop z mazur
    Samo się oczyści, ma blokadę kapania,
    Wielką moc i system samooczyszczania"
    Lecz wtedy cena trochę mnie zmroziła,
    Pomyślałam: Za drogie i je odpuściłam,
    A teraz w domu stoję i nad suknią płaczę
    Wielkie wyjście przede mną, tyle myśli w głowie się kołacze.
    Co zrobić by wyjść z twarzą z tej sytuacji,
    Chyba się owinę w tą chustę z wakacji..
    I powiem, że myślałam, że to jest Beach Party.
    Dobrze, że chociaż mam siłę na żarty..
    Cóż innego mi pozostało
    Jeśli splamiłam swoją suknię całą?!
    Trudno! Niech myślą, że jestem dziwaczką!
    A ja po prostu jestem złego żelazka posiadaczką!

    OdpowiedzUsuń
  33. Teraz już wiem,że prasowanie możliwe jest w każdych warunkach - pod warunkiem,że ma się żelazko Philips Perfect Care :-)
    Na studiach przez jakiś czas mieszkałam w akademiku, a że byłam na kierunku medycznym, to obowiązywał mnie czysty i wyprasowany BIAŁY mundur lub fartuch. W praktyce żeby to spełnić trzeba było ów prać kilka razy w tygodniu i prasowac zdobywając jedną z dwóch akademikowych desek do prasowania i walcząc o żelazko. Studentów było kilkuset!Któregoś razu, już późno w nocy nie czekając, aż deska będzie dostępna, prasowałam na kanapie tym spracowanym starym żelazkiem białą szpitalną bluzę...No i nagle z żelazka zaczęła wyciekać woda, a że wokół otworów było ono jakby zardzewiałe (??) to na bluzie do wewnętrznej strony po której prasowałam zrobiły mi sie rdzawe plamy.Szybko przerwałam prasowanie i...wtedy przekonałam się, że na ZEWNĘTRZNEJ stronie ubrania mam odbity karminowy wzorek pokrowca kanapy...W lekko różowej postaci został do dziś , a to już pare lat;-) Od tamtej pory prasuję tylko na desce, tylko niską temperaturą, 10 x sprawdzam czy z żelazka nie wycieka woda i czy nie ma jakiejś rdzy...! Mając żelazko Perfect Care w sytuacji braku deski uprasowałabym mundurek na wieszaku.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedys sie strasznie zdenerwowalam,jak zelazkiem prasowałam..Wielkie wyjscie mnie bowiem czekało i podczas prasowania cos strasznego sie stało... Rozmowe o prace ważną miałam,na którą od dawna niecierliwie czekalam...
    Chciałam wyglądać bardzo przyzwoicie.
    Wyobrazcie sobie,że oto mianowicie... tak jak zawsze w mym żelazku temperature nastawiłam i podczas prasowania BLUZKE PRZYPALIŁAM...
    No i katastrofa już była gotowa.Bo o 11 czekała mnie ta rozmowa... Miałam do wyjścia niecałą godzine.Zdenerwowana myslałam - JAK SIĘ Z TYM UWINE??

    Wkurzałam sie na żelazko,strasznie krzyczalam.Bo zostałam bez bluzki a przed chwilą ją miałam...

    Na rozmowe sie nie stawiłam.Szanse o prace zaprzepaściłam :(

    I tak to się skończyło że żelazko wyżuciłam no i kolejne,nowe kupiłam... Lecz nie jestem nim zauroczona ani z niego zadowolona.Wiem że to kosmiczne żelazko PHILIPSA by mnie uratowało i wzorowo by sie spisywało...

    ŻELAZKO PHILIPS-nie przestałe go chcieć!!!!
    ŻELAZKO PHILIPSA-tak bardzo chce je mieć!!!

    OdpowiedzUsuń
  35. Moje ubrania mnie dziś zaskoczyły bo podczas prasowania do mnie PRZEMÓWIŁY...
    Taką rzecz mi powiedziały,że żelazko PHILIPS bardzo by chciało.Żalą się że obecne żle się spisuje.Po prasowaniu nim,móje każde ubranie bardzo żle się czuje.Walcze o magiczne zelazko-może je dostane… Bo obecnie moje ubrania są strrrrraaaasznie połamane. A chce je dobrze i starannie prasowac.Prawidłowo musze z nimi postępować.Chce je dopieszczać podczas prasowania.Prasować dokładnie wszystkie załamania.ŻELAZKO PHILIPS jest dla mnie stworzone.A dla moich ubran niezastąpione.Chcę tego, by ubrania prasowania się nie bały i jednoczesnie świadomość miały,że to żelazko profesjonalne i dla mych ubran jest IDEALNE :)

    OdpowiedzUsuń
  36. aradoks życia polega na tym, że największą katastrofę związaną z prasowaniem przeżyłam z powodu braku żelazka.
    Tak, jestem blondynką, jak widać ze zdania pierwszego, ale to jeszcze nie tłumaczy losu dlaczego mnie dotychczas pozostawił na tym świecie samą, samiusieńką wobec zjawiska gniecenia.
    Otóż przez 30 lat życia w domu rodziców (moich) nigdy nie zastanawiałam się dlaczego bluzka wisi w szafie taka prosta, mimo że ostatnio widziałam ją własnoręcznie zmiętą w koszu na bieliznę. Przypadki po ludziach chodzą - czemu Ziemia sie kręci też nie wiem.
    Aż w końcu przyszła pora na księcia na białym koniu, który był cinquacento, znaczy koń mechaniczny. Zabrał mnie od mamy we własne pielesze i wtedy okazało się, że fenomen prostej koszuli w jego szafie nie działa. Rozczarowana wykorzystałam serwis google, w którym oniemiała przeczytałam też, że makaronu się nie gotuje w mikrofali i wyszło, że potrzeba uprasować żelazkiem ową rzecz z pralki aby mogła wyglądać jakby była prosto z szafy.
    Żelazka nie mogłam w nowych włościach odnaleźć, więc postanowiłam że użyję logiki ze szczyptą kobiecej intuicji. Wzięłam tasak kuchenny, włożyłam do pieca, temperatura 180 stopni jak przy szarlotce, odczekałam i zabrałam się do rzeczy.
    W dziesięć minut pocięłam dżinsy paseczki przypominające żaluzje (modne?), stopiłam jedwabną bluzkę z ostrzem, spaliłam kawałek dywanu i o mało nie zabiłam kota. Zadowolona z przynajmniej jednego sukcesu - kocurek żyje - zasiadłam więc do komputera i zaczełam szukać żelazek profesjonalnych. Znalazłam u Pana Marchewki trzy. Nie wiem po co mi trzy, ale zgłaszam się na ochotnika.

    OdpowiedzUsuń
  37. Prasowanie to porażka! Wie o tym każdy mężczyzna. ja żyłem w nieświadomości aż do czasu wesela, na które wybierałem się z moją nową dziewczyną. Chciałem zaimponować mojej partnerce nienagannym wyglądem, m.in. idalnie uprasowana koszula. Niestety w moim meskim studenckim mieszkaniu posiadalem żelazko z serii tych które pamiętają jeszcze dinozaury. Mimo wszystko nie mając innego wyjścia musiałem z niego skorzystać. Żelazko działało na zasadzie, nagrzej odłącz z gniazdka, prasuj, nagrzej, odłacz itd. Namęczyłem się przy tym jak diabli! Praca w kamieniołomach wydawała się być łatwiejsza. To jednak nie było jeszcze najgorsze, najgorsze mialo dopiero nadejśc. Kiedy znudził mi się już zabieg z właczaniem i wyłaczaniem żelazka, postanowiłem dokończyc sprawę po męsku czyli szybko i bezboleśnie! Kiedy żelazko się nagrzało, nie wyłączałem go już tylko chciałem szybkimi ruchami muskać materiał. Niestety pierwsze przyłożenie żelazka do koszuli sprawiło, że obie materie przywarly do siebie na amen!! No może nie taki całkiem amen, ale na plecach pozostał mi okropny brązowy ślad w ksztalcie żelazka! Niestety czas naglił, ja nie mialem w zapasie innej koszuli, no chyba że flanelową w nebieska krate! Trudno raz się żyje! Pomyslałem że w końcu i tak to ślad zasłoni mi marynarka, najwyżej nie będę jej ściągał. Nie do końca był to przemyślany wybór! Całe wesele pociłem się jak szczur, udajac że wcale nie jest mi gorąco! Na parkiecie marzyłem tylko o mojej niebieskiej flaneli lub chociażby t-shirtcie! Za miesiąc szykuje mi się kolejne wesele tym razem moje!!! Sami rozumiecie, że potrzebuję żelazka perfect care :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Przychodzę do swojego lekarza ze spalonymi uszami.
    Lekarz się pyta:
    - Co pani dolega?
    - No bo wie Pan prasowałam tym starym żelazkiem mężowi koszulę, tyle razy mówiłam, żeby kupić Philipsa, a z przedpokoju zadzwonił telefon, no więc ja odruchowo przyłożyłam żelazko do ucha.
    - A dlaczego ma Pani spalone drugie?
    - Bo chciałam zadzwonić po pogotowie....

    OdpowiedzUsuń
  39. Z żelazkiem na ogół nieźle sobie radzę,
    bezpieczeństwo mając zawsze na uwadze.
    Raz jeden jedyny (w dniu tak dla mnie ważnym)
    Doświadczyłam wielkiej, przeogromnej traumy!
    Biała suknia na wieszaku była tego świadkiem
    razem z mama, tatą, siostrą oraz dziadkiem
    Haftowany welon chciałam wyprasować
    Aby się na ślubie pięknie prezentować
    Ale pech okrutny, prawie że tragedia!
    Tego słowa nie zna nawet WIKIPEDIA!!!
    Welon mój spalony! żelazko zepsute
    Chciałoby się płakać i mieć wszystko w ...
    Ale na ratunek babcia ma przybyła
    Welon mój skróciła i pięknie zeszyła
    Chwilę po tragedii w głowie myśl kiełkuje:
    Może ktoś tam w niebie, ślub nasz odwołuje!
    Ale czarne myśli szybko się rozwiały
    Ślub był romantyczny, piękny i wspaniały!

    A od tego czasu, któż te lata zliczy
    mąż codziennie rano na żelazko krzyczy,
    Ale dzielenie sobie radzi i spodnie prasuje
    Ja z całego serca za to mu dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Najgorsza moja wpadka związana z prasowaniem zdarzyła się kilka lat temu, kiedy postanowiłam sprzedać na aukcji kilka rzeczy po mojej córce. Był tam między innym śliczny wiosenny płaszczyk – praktycznie nienoszony. Był w soczyście czerwonym kolorze, a spod wewnętrzna strony widoczne były urocze czerwone kropki. Miał klasyczny, trapezowy krój i odpinanym kaptur – jednym słowem małe cudeńko! Istotnie, licytujący zapewne też tak uznali, bo niebawem okazało się, że moja aukcja cieszy się dużym zainteresowaniem i po kilku dniach cena końcowa była większa niż się spodziewałam. Cóz… niestety moja radość zamieniła się w wielkie zażenowanie, kiedy już po zakończeniu aukcji, a jeszcze przed wysłaniem przedmiotu do nabywcy postanowiłam (zupełnie niepotrzebnie, ale wbiłam sobie do głowy, że to spotęguje pozytywny efekt przy otwarciu przesyłki… ) pięknie uprasować płaszczyk. Nie wiem, czy z powodu wysokiej temperatury, czy to z winy materiału, ale tkanina po prostu skurczyła się w centralnym miejscu na plecach – dokładnie w tym miejscu, gdzie przyłożyłam stopę żelazka…. Kiedy przypomnę sobie mój wstyd oraz stos elektronicznej korespondencji, jaką musiałam wysłać, by wyjaśnić całą sprawę to nadal robi mi się słabo… No i straciłam serce do wystawiania czegokolwiek na aukcjach : ) I zapewne nie przydarzyłoby mi się to wcale, gdybym miała wtedy pod ręką to kosmiczne żelazko Philips Perfect Care...

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie lubię prasowania. Mam w domu stare żelazko i skręca mnie, kiedy muszę coś uprasować. Trzy razy zdarzyło mi się nim poparzyć i mam trzy niewielkie, poprzeczne blizny na ciele, które wyglądają jak od nacięć. W końcu zdecydowałam się po prostu nie prasować i nie chodzić w ubraniach, które wymagają prasowania. Tylko jakieś superżelazko skłoni mnie do tego, aby zacząć znów to robić. Sęk w tym, że jestem tegoroczną maturzystką i wielkimi krokami zbliża się dzień, w którym będę musiała wziąć żelazko do ręki i uprasować białą bluzkę i czarne spodnie, ewentualnie spódnicę. Boję się tego bardziej niż samego egzaminu.

    niechcemisie@buziaczek.pl

    OdpowiedzUsuń
  42. Tego dnia wszyscy biegali po domu jak poparzeni. Wiadomo – Wigilia, dzień w którym, żeby świętować, najpierw trzeba się mocno napracować i naprasować. Zewsząd spływały do mnie cudze zamówienia, na mojej desce, niczym na biurku początkującej sekretarki, powoli zaczął się piętrzyć stos cudzych zleceń, przez które stałam się dla świata totalnie niewidoczną. Godziny mijały, a na desce jak na szachownicy wciąż dominowały dwa kolory, czerń spódnic i spodni oraz biel dobranych do nich koszul. Nieoczekiwanie do pokoju wszedł mąż i narzucił na mnie mięciutki, czerwony strój gdzieniegdzie obszytym futerkiem, mówiąc, że przecież tradycji jego mikołajowych występów musi stać się zadość, ale na pewno nie w tak pogiętych spodnich i że muszę temu zaradzić. No i zgodziłam się, myśląc o swojej sukience, która patrzyła na mnie z wieszaka pogodzona z ostatnim miejscem w kolejce do idealnego wyglądu. Westchnęłam głęboko i rozłożyłam przed sobą tę część świątecznej garderoby męża. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pojawienie się przypadkowej muchy w okolicy żyrandola będzie zapowiedzią zbliżającej katastrofy. Wpatrzona czarny punkcik, zasłuchana w jego monotonne bzyczenie i pogrążona w myślach na jego temat, poczułam nieprzyjemny zapach palącej się sztucznej tkaniny, którą – jak się okazało- pozbawiałam jej sporej części w okolicy pupy. Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się nad sposobem jej załatania, ale nic odpowiedniego nie przychodziło mi do głowy. Skąd ja tu teraz wezmę tak spory kawałek czerwonej szmatki i jak przekonam męża, że tak też jest ładnie? – myślałam pogrążona w panice. Wtedy do pokoju wbiegła Szczotka ze swoją ukochaną ściereczką kuchenną w kolorze czerwonym w pysku, którą kradła z wieszaczka przy kuchni zawsze wtedy, kiedy nikt nie patrzył i ze spokojem położyła się u moich stóp. Wdzięczna psu za pomysł, wykroiłam ze ściereczki kształt wypalonej dziury i naszyłam ją na Mikołajowe spodnie. Kiedy właściciel je zobaczył, w swej wielkiej złości złapał się za ponad godzinę przyklejaną brodę i wcale przeze mnie nieprzekonany, że tak też jest dobrze, wystąpił przed naszą gromadką.

    OdpowiedzUsuń
  43. Żelazko moje w swej stopie dziurek nie posiada,
    więc gdy przychodzi pora prasowania ból głowy zaraz mnie dopada.
    Gdy ubrania wyschną już całkowicie,
    nie ma możliwości wyprasowania ich przyzwoicie.

    Bo jak wszyscy dobrze wiemy,
    bez wody zagnieceń dobrze nie wyprasujemy.
    Więc zostają mi tylko dwa zachowania,
    i żadne z nich nie uchroni mnie od przepracowania.

    Więc albo szybko ściągnę pranie z suszarki,
    i czym prędzej wejdę w rolę skrupulatnej prasowarki.
    Póki ubrania pozostają mokre,
    doprowadzę je jeszcze do stanu, w którym nie będą okropne.

    Jednak życie nigdy nie rozpieszcza,
    i nie wygląda jak w książce wielkiego wieszcza.
    Gdy nie zdążę uprasować wilgotnego prania,
    sama muszę sprawić by zawilgotniały me ubrania.

    Proces namaczania tego co będę prasowała,
    przedstawia ilustracja, którą sama narysowałam.
    I w tej oto właśnie prasowania możliwości,
    wydarzyła się największa katastrofa i ciągnące się za nią okropności.

    Rano budzik nie zadzwonił,
    a zły humor zaraz mnie dogonił.
    Ekspres do kawy odmówił posłuszeństwa,
    a z mych ust leciały same przekleństwa.

    Na dodatek zapomniałam,
    że mych szczęśliwych spodni nie wyprasowałam.
    Więc czym prędzej poleciałam,
    i żelazko ponastawiałam.

    Do wiadra nalałam kilka litrów wody,
    bym mogła mieć bez zagnieceń spodnie do podkreślenia mej urody.
    W całym tym o to zamieszaniu,
    zamiast poddać spodnie lekkiemu namaczaniu.

    Zanurzyłam je w wiadrze, aż po nogawki końce,
    i już wiedziałam, że dziś nie zaświeci dla mnie słońce.
    Bo moje żelazko nie posiada super mocy,
    i dla moich spodni nie ma już żadnej pomocy.

    Ubrać w końcu musiałam,
    sukienkę, która do szczęśliwych nie należała.
    Spóźniłam się do pracy,
    i postanowiłam, że dziś zapiszę się na kurs medytacji !

    Pomoże mi on ogarnąć moje myśli,
    i pomoże plan zemsty na żelazku obmyślić !
    Morał z tego jest wszystkim znany,
    kupuj żelazko co ma w sobie dużo pary !!


    <a href="http://img577.imageshack.us/img577/2618/obraz1001v.jpg>Proces prasowania</a>

    OdpowiedzUsuń
  44. Żelazko moje w swej stopie dziurek nie posiada,
    więc gdy przychodzi pora prasowania ból głowy zaraz mnie dopada.
    Gdy ubrania wyschną już całkowicie,
    nie ma możliwości wyprasowania ich przyzwoicie.

    Bo jak wszyscy dobrze wiemy,
    bez wody zagnieceń dobrze nie wyprasujemy.
    Więc zostają mi tylko dwa zachowania,
    i żadne z nich nie uchroni mnie od przepracowania.

    Więc albo szybko ściągnę pranie z suszarki,
    i czym prędzej wejdę w rolę skrupulatnej prasowarki.
    Póki ubrania pozostają mokre,
    doprowadzę je jeszcze do stanu, w którym nie będą okropne.

    Jednak życie nigdy nie rozpieszcza,
    i nie wygląda jak w książce wielkiego wieszcza.
    Gdy nie zdążę uprasować wilgotnego prania,
    sama muszę sprawić by zawilgotniały me ubrania.

    Proces namaczania tego co będę prasowała,
    przedstawia ilustracja, którą sama narysowałam.
    I w tej oto właśnie prasowania możliwości,
    wydarzyła się największa katastrofa i ciągnące się za nią okropności.

    Rano budzik nie zadzwonił,
    a zły humor zaraz mnie dogonił.
    Ekspres do kawy odmówił posłuszeństwa,
    a z mych ust leciały same przekleństwa.

    Na dodatek zapomniałam,
    że mych szczęśliwych spodni nie wyprasowałam.
    Więc czym prędzej poleciałam,
    i żelazko ponastawiałam.

    Do wiadra nalałam kilka litrów wody,
    bym mogła mieć bez zagnieceń spodnie do podkreślenia mej urody.
    W całym tym o to zamieszaniu,
    zamiast poddać spodnie lekkiemu namaczaniu.

    Zanurzyłam je w wiadrze, aż po nogawki końce,
    i już wiedziałam, że dziś nie zaświeci dla mnie słońce.
    Bo moje żelazko nie posiada super mocy,
    i dla moich spodni nie ma już żadnej pomocy.

    Ubrać w końcu musiałam,
    sukienkę, która do szczęśliwych nie należała.
    Spóźniłam się do pracy,
    i postanowiłam, że dziś zapiszę się na kurs medytacji !

    Pomoże mi on ogarnąć moje myśli,
    i pomoże plan zemsty na żelazku obmyślić !
    Morał z tego jest wszystkim znany,
    kupuj żelazko co ma w sobie dużo pary !!


    Proces prasowania

    OdpowiedzUsuń
  45. Scenariusz krótkometrażowego filmu katastroficznego pod roboczym tytułem
    " On, ono i spodenki"

    Bohaterowie historii: Żelazko Daewoo [ono], spodenki piłkarskie
    Role drugoplanowe: Chłopak lat 13 [on], mama chłopaka, naszywka.

    Rzecz działa się w sobotni poranek, kilka godzin przed arcy ważnym meczem piłkarskim.

    [Scena w domu zawodnika]

    -Mamo czy wyprasowałaś mi spodenki?
    -Synu, chyba umiesz posługiwać się żelazkiem?
    - yyy, nie bardzo;/
    -No jakbym słyszała ojca.
    - Nastaw sobie tam pokrętło, tylko nie za gorąco i przejedź spodenki.
    -Mhm...
    - Dam rade, chyba...
    -No i jedna strona cacy, teraz tylko z przodu, numerek i... ( w te słychać skróty piątkowego meczu relacjonowanego w tv)
    - F**ck numerek;/
    -Mamo!!!
    -Słucham?
    -Mamo, spaliłem spodenki!
    -Jak to spaliłes?
    - No normalnie, była powtórka meczu, rzuciłem okiem i nie mam numeru na spodenkach tylko dziure w kształcie zera, a ja przeciez nie gram z zerem tylko z 8;/
    -Aaa zostaw już to, może coś poradzę.
    -Mamo, ale ja za chwile mam mecz!
    -Idź przebieraj się

    [Kilkadziesiąt minut później w szatni, przed meczem]

    Chłopak wyjmuje spodenki, a na nich zamiast ósemki, dwie wisienki!!!.....

    Mama naszyła naszywkę z dzieciństwa:)

    Wynik meczu, nie pamiętam, śmiech kolegów i kibiców mam przed oczami do dzisiaj.

    No i ksywka cherry przylgnęła do mnie na amen.

    Gdyby, miał żelazko parowe Azur GC4870 wszystko potoczyłoby się inaczej;)

    OdpowiedzUsuń
  46. Alutek von Chrupek13 listopada 2011 16:57

    Uwielbiam prasować ubrania na płasko,
    Dlatego tak kocham moje żelazko.
    A raczej kochałam, bo razu pewnego
    Przestało być moim najlepszym kolegą.
    Zdrada okrutna z jego strony wynikła,
    Gdy przypaliło bluzkę – została dziura brzydka.
    Od tamtej pory żelazko szwankuje
    I przypalać wszystko na nowo próbuje.
    Dlatego, gdy nadchodzi mój dzień prasowania
    Ogarnia mnie trwoga od białego rana
    I na samą myśl już przechodzą mnie ciarki,
    Że z mej nowej bluzki mogą zostać skwarki.
    I mąż już nawet nie ufa swej żonie,
    Od koszul przypalonych woli pogniecione.
    A wszystkiego uniknąć by dało się, to wiem
    Używając żelazka Philips PerfectCare.
    I zapobiec nieszczęściom może wielu jeszcze
    Wiec przyślijcie to cudo mi wreszcie.

    OdpowiedzUsuń
  47. To była prawdziwa katastrofa!:(

    Zdarzyło się to w dzień Wigilii Bożego Narodzenia 2010 roku.
    Porządki przedświąteczne robię zawsze do ostatniej chwili,aby, gdy je zakończę, poczuć wreszcie odświętność. Tak było i tym razem.
    Zawieszałam jeszcze świeże zasłony nad oknem w pokoju. Zawsze po rozłożeniu okazuje się, że mają jakieś zagniecenia. Na stoliku, który stał, abym z niego mogła dosięgąć karnisza, rozłożyłam kocyk i żelazkiem na parę zaczęłam prasować. Niestety, żelazko nie działało, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia! Czas gonił...Mąż obejrzał żelazko, rozkręcił, nie znalazł przyczyny, niby wszystko dobrze, a nie działało. Za to, coś pękło w obudowie, coś się rozpadło, więc takie, w rozsypce, spakowałam do torby i odłożyłam na bok.
    Przypomniało mi się, że gdzieś w szafce, leżało żelazko, otrzymane na prezent na jakimś pokazie - nie dało się nim prasować, jakieś krzywe, przewód góra pół metra, nie nagrzewało się jak należy.
    Byłam już dość załamana, zasłonki pozagniatane, a jeszcze czekał w kolejce do uprasowania obrus świąteczny.
    Wigilia ! Nie wypada biegać po sąsiadach i pożyczać żelazko.
    Przypomniało mi się, że w garażu powinno być stare, wysłużone, ale jeszcze sprawne żelazko (zwykłe, nie na parę). Mąż przyniósł, oczyściłam je, przetarłam i włączyłam do sieci. Ledwo wzięłam do ręki, coś strzeliło, posypały się czarne farfocle i...pojawił się ogień. Zanim wyjęłam wtyczkę z gniazdka, rozłożony na stoliku kocyk zasypany był czarną sadzą i...dodatkowo przypalony. Do tego, do firanki rozwieszonej na oknie przykleiły się (wtopiły) czarne smolne kawałki. Nie wytrzymałam i...przysiadłam z płaczem:( Trudno opisać, jak to wyglądało, jednak nie było mi w głowie, robienie zdjęć tej katastrofie. Przyczyną tego ognistego wybuchu, był skręcony przy samym żelazku przewód, pewnie i uszkodzony, co spowodowało zwarcie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym pozostawiła to żelazko włączone i wyszła choćby na moment (?!). Ogień, który się pojawił, był bardzo groźny i szybko rozprzestrzeniał się po "sznurkowym" przewodzie.
    Po tym, jak się nieco wypłakałam, wzięłam kolejne, zachomikowane w szafce żelazko, plastikowe, do środka wlewało się wodę, która potem dawała jakoś parę, ale przy tym bardziej zalewała tkaninę, niż prasowała. Chyba z godzinę męczyłam się, aby rozprasować najgorsze załamki na zasłonach, niestety, mocząc je przy tym.
    Trudno uwierzyć w taki żelazkowy pech jednego dnia! Tak jednak było...
    Zaraz po świętach, pierwszy zakup jaki zrobiłam to...żelazko - niestety, nie było to znów...żelazko Philips PerfeCare :( Na razie nie wywołało żadnej katastrofy, ale...kto wie, właśnie znów zbliżają się przygotowania przedświąteczne.
    Po świętach dowiedziałam się też, że nie tylko ja miałam pecha do prasowania...Teściowej, przed samymi świętami też spaliły się dwa żelazka. Czyżby jakaś magia świąt sprawiła, że tak się działo?
    Oczywiście, moje stare żelazka już dłużej nie zawalały miejsca w szafkach, skoro nie można było na nie liczyć. Pożegnałam się z nimi bez żalu.
    Ten dzień przedświąteczny na długo pozostanie w mojej pamięci, aczkolwiek nie jest to miłe wspomnienie.

    Gdybym żelazko Philips PerfeCare kupiła,
    takiej katastrofy na pewno bym nie przeżyła.
    Przedświąteczne prasowanie byłoby przyjemnością,
    a tak...zakończyło się stratami i...złością.
    Gdybym tak żelazko Philips PerfeCare miała,
    żadnego prasowania bym się już nie obawiała.
    Zawsze o niezawodnym żelazku marzyłam,
    ale jak dotąd takiego nie nabyłam. :(
    a...szkoda,
    bo to pewność i wygoda.



    Jolanta Warszawska

    OdpowiedzUsuń
  48. zdjecie

    Opowiem wam pewną historię z marchewką w tle,
    Gdy szalona Justyna pewne żelazko chce!
    Bowiem swoje gniazdko zaczęła wić,
    A stan jej portfela zaczął z niej drwić!

    Ale jak to kobieta poradzić sobie musiała,
    I ulubiony obrus cały dzień żelazkiem spalała!
    A ,że ma prehistoryczne żelazko w swoim domu,
    Nie było to trudne - choć nie mówiła nikomu!

    Bo kto by uwierzył takiej wariatce,
    Co z marchewką latała po całej klatce!
    I woń z jej mieszkania spaloną czuć było,
    Wszyscy myśleli : co jej odbiło!

    A ona tylko chciała dla Philipsa zrobić niespodziankę,
    By pokazać jaką mają ich żelazek fankę!
    I marchewkowa.pl miała w tym udział ogromny,
    Jednak mój facet był na tyle przytomny!
    Że wyłączył żelazko w ostatnim momencie,
    Taka to historia o prasowaniu dziś będzie!

    justynaper@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  49. Jak każdy normalny facet trzymałem się od żelazek z daleka. Żelazko Twój wróg powtarzałem. Mając pod ręką cudowną mamę która zawsze z lekkim grymasem na twarzy brała moje rzeczy i w trymiga doprowadzała je do stanu „sklepowego” nie przejmowałem się tym. Niestety do czasu. W życiu każdego człowieka nadchodzi taki czas gdy trzeba zostać „wyrzuconym z gniazda” i powędrować własnymi drogami. Czytaj – samemu prasować sobie gacie i koszule. I taki czas nadszedł również dla mnie. Pewnego razu spiesząc się na bardzo ważne spotkanie postanowiłem, że sam wyprasuję sobie koszulę i spodnie. Po godzinie studiowania grubej instrukcji, i zapoznaniu się ze starym wrogiem, zabrałem się do roboty. Nie jest tak źle pomyślałem, kończąc prasować spodnie. Patrząc na zegarek spostrzegłem, że jeszcze 10 minut i będę spóźniony. Zacząłem gorączkowo się ubierać i biegać po całym mieszkaniu w poszukiwaniu rzeczy które zazwyczaj w takiej sytuacji ubóstwiają zabawę typu: „chowany”. Gdy wszystko miałem prawie na sobie poczułem lekki zapach spalenizny unoszący się po moim gniazdku. Wbiegłem do pokoju i oczom moim ukazała się wydająca znaki dymne koszula. Nie muszę mówić, że koszula nadawała się jedynie do recyklingu: na szmaty, a deska do prasowania w miejscu gdzie leżało żelazko wyglądała jak nastolatka po karnecie na solarium. Sytuacji uniknąłbym dzięki funkcji bezpieczne prasowanie którą Azur GC4870 posiada. Na spotkanie się spóźniłem ale kobietę którą wtedy spotkałem kocham po dziś dzień.

    OdpowiedzUsuń
  50. http://imageshack.us/photo/my-images/811/komikselazko.jpg/

    OdpowiedzUsuń
  51. Jak każda kobieta uwielbiam koszule nosze je do jeansów, spódnic, spodni eleganckich. Żelazko te pozwoliło by mi pasować koszule parą bez niebezpieczeństwa że zamiast pary z z dziurek wydostanie się osadzony kamień, który zniszczył by moje ukochane koszule

    aniau89@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  52. W moim domu jest stare żelazko, ciężkie solidne, mające więcej lat niż ja czyli 25. To żelazko z duszą:) Dosłownie i w przenośni. Z tyłu żelazka są zamykane drzwiczki, przez które wyjmuje się jego duszę i nagrzewa w piecu. Dwa miesiące temu miałam obronę pracy magisterskiej. Niestety rano brakło prądu a koszula oczywiście zostawiona do prasowania na ostatnią chwilę. Co robić? Jak zwykle w mojej głowie zrodził się "genialny" pomysł. Babcia mieszkająca na przeciwko ma stary piec węglowy, w którym od rana jest napalone. Wzięłam wiec ten kilkukilogramowy zabytek i do babci.. Gdy dusza się nagrzała szybko biegiem do prasowania. Niestety wierzcie lub nie ale CIĘŻKO wyczuć taki wynalazek..Za duża temperatura czy moje przewrażliwienie niestety zrobiły w koszuli na przodzie piękną czarną dziurę. Ok gdybym miała czystą inną to nie było by problemu..Marynarka na wierzch i tak poszłam na egzamin. Z DUSZĄ na ramieniu, że guziki żakietu się rozepną....To chyba było bardziej stresujące niż sama obrona:) Teraz żelazko to jest już tylko piękną stylową ozdobą:)

    OdpowiedzUsuń
  53. W moim domu jest stare żelazko, ciężkie solidne, mające więcej lat niż ja czyli 25. To żelazko z duszą:) Dosłownie i w przenośni. Z tyłu żelazka są zamykane drzwiczki, przez które wyjmuje się jego duszę i nagrzewa w piecu. Dwa miesiące temu miałam obronę pracy magisterskiej. Niestety rano brakło prądu a koszula oczywiście zostawiona do prasowania na ostatnią chwilę. Co robić? Jak zwykle w mojej głowie zrodził się "genialny" pomysł. Babcia mieszkająca na przeciwko ma stary piec węglowy, w którym od rana jest napalone. Wzięłam wiec ten kilkukilogramowy zabytek i do babci.. Gdy dusza się nagrzała szybko biegiem do prasowania. Niestety wierzcie lub nie ale CIĘŻKO wyczuć taki wynalazek..Za duża temperatura czy moje przewrażliwienie niestety zrobiły w koszuli na przodzie piękną czarną dziurę. Ok gdybym miała czystą inną to nie było by problemu..Marynarka na wierzch i tak poszłam na egzamin. Z DUSZĄ na ramieniu, że guziki żakietu się rozepną....To chyba było bardziej stresujące niż sama obrona:) Teraz żelazko to jest już tylko piękną stylową ozdobą:)

    kamila_esk@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  54. Tak, uwielbiam prasować!!! :) naprawdę mogłabym to robić caaały czas. Jest jedynie jedna rzecz, której niecierpię i z którą mam straszne wspomnienia.

    Moją pasją jest śpiew. Wykonuję muzykę Gospel :)
    Z tego względu, jeśli może wiecie noszę na koncerty togę :)
    Jest ona straszna w prasowaniu ( tak pomiędzy nami )

    Materiał się przykleja... nie mam pojęcia jak to robić... i tak... na początku nie wiedziałam, że trzeba to robić delikatnie :)
    Tak więc wystąpiłam z odbiciem żelazka na plecach :( wypalonym :) heh
    Były śmiechy, dobrze,że publiczność widziała tylko przód ;)

    Z tym żelazkiem o tyle byłoby lepiej, że nie musiałabym dotykać tego okropnego materialu :) pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  55. Do komisariatu wpada zdenerwowany mężczyzna i krzyczy:
    - Zamknijcie mnie, rzuciłem w żonę żelazkiem!
    - I co, zabił Pan ją?
    - Nie, ale ona zaraz tu będzie.

    diab21@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  56. To było kilka lat temu, choć wszystkie uczucia panujące wtedy we mnie jestem w stanie poczuć dziś. Niedziela, dzień kiedy miałam wystąpić jako księżniczka w przedstawieniu dla miejscowych i przyjezdnych w Domu Kultury. Emocje były ogromne. Rano krzątałam się ciągle myśląc o tym, co usłyszę od znajomych, rodziny i ukochanego. Sukienka pożyczona od dziewczyny, którą znałam tylko z widzenia, została polecona mi ze względu na swoją wyjątkowość wisiała już w pokoju. Satynowa w kolorze błękitu, cudownie eksponująca plecy. Czułam niedosyt w jej pięknie i postanowiłam wyprasować ją tuż pod biustem. Moje pojęcie na ten temat było wtedy dość powierzchowne, chwyciłam za żelazko nie zmieniając temperatury i przyłożyłam. Ciężko było mi oderwać żelazko od kreacji, serce zaczęło gwałtownie bić i poczęłam modlić się w duchu, by mama czasem nie weszła do pokoju. I stało się! Mama wkroczyła, a jej oczom ukazała się dziura wielkości kremu NIVEA i chwyciła się za głowę. Chyba brakło jej już tchu, aby zdzierać gardło na to co się stało. Dostałam niemiłe kazanie na temat mojej porywczej natury, niecierpliwości i wszystkich cech, które przyczyniły się do "tragedii". Odechciało mi się występu, byłam zdruzgotana, choć bardziej martwiłam się tym, jak oddam sukienkę niż wizerunkiem sukienki. Kontynuując.. Fach mamy jako krawcowej przydał się, starannie i nawet dość niewidocznie ukryła feler i ze sceny mało co było widać. Przedstawienie udało się, a mnie pozostało tylko spakować strój i poradzić sobie z rozstrzygnięciem sprawy. Następnego dnia miałam to uczynić. Mama powiedziała, że kupiła czekoladę, która jest spakowana w reklamówce z ubiorem. Czym prędzej chciałam uporać się z tym. Odnalazłam tę dziewczynę (a była nie tylko piękna, ale i bogata), próbowałam wyjaśnić zaistniałą sytuację, wręczyłam reklamówkę i wyjęłam czekoladę, aby dać jej do rąk własnych. Serce mało nie wyskoczyło mi, gdy na odwrocie zobaczyłam symbol "Biedronka", myślałam, że spalę się ze wstydu. Ograniczyłam się do mizernego "Przepraszam i dziękuję" i już mnie nie było.

    OdpowiedzUsuń
  57. Moja największą porażką związaną z prasowanie była próba odkamienienia posiadanego żelazka.Wydawało mi się że genialnym sposobem na to będzie wlanie do pojemnika na wodę gorącego roztworu kwasku cytrynowego,i tak zrobiłam.Po chwili uruchomiłam żelazko i zaczęło się: straszny dym,swąd palonego plastiku i dym.Żelazko zapewne świetnie się odkamieniło ale przy okazji stopiły się wszystkie rurki doprowadzające wodę do pryskacza na stopie żelazka.Nie pozostało mi więc nic innego jak otwarcie balkonu i wystawienie żelazka na dwór bo smród był niesamowity.

    OdpowiedzUsuń

  58. Dawno, dawno temu...

    1. Szykowałam się na randkę mojego życia, prasowałam przygotowany wcześniej strój i rozkojarzona wyobrażałam sobie jak będzie cudownie...
    2. Nagle zadzwonił telefon i pobiegłam odebrać.
    3. Nie zwróciłam uwagi. że żelazko zostało na desce do prasowania i niestety tym samym wypaliło mi dziurę w spódnicy.
    4. Zrozpaczona usiłowałam pośpiesznie uratować ukochaną spódniczkę i gorące żelazko poparzyło mi rękę.
    5. Nie chcąc rezygnować z wymarzonego spotkania, cza, który chciałam przeznaczyć na robienie fryzury, przeznaczyłam na trzymanie ręki pod kranem z zimną wodą.
    6. Ubrałam inną sukienkę, do torebki włożyłam maść na oparzenia i pobiegłam na randkę, która na szczęście okazała się bardzo udana.
    7. Z żelazkiem Philips nigdy by mi się to nie zdarzyło, gdyż mam zaufanie do tej marki. Przeważająca większość sprzętów w moim domu to właśnie urządzenia firmy Philips, żałuję, że żelazka brakuje do kompletu, bo jestem przekonana, że moja przygoda z prasowaniem przed randką na pewno skończyłaby się inaczej.


    Krótkie zobrazowanie sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
  59. Wybieraliśmy się na ślub do znajomego. Mój narzeczony był na nim świadkiem. Kupiliśmy na ten ślub bawełnianą koszulę, bardziej szlachetną i oddychającą. Gdy zaczęłam ją prasować okazało się że żelazko po uprasowaniu kawałka koszuli przestało się nagrzewać. W panice zaczęliśmy poszukiwania ukrytego gdzieś skrzętnie po przeprowadzce starego, nie używanego żelazka. Odnalazło się po dłużej chwili. Z nowym zapałem rozpoczęłam prasowanie. Niestety używanie pary nie było możliwe, kapało straszliwie i wydobywały się jakieś brązowawe farfocle. Już wiem czemu przestałam go używać :) No ale nic, pary nie ma ale grzeje. Nie zrażona uprasowałam resztę koszuli, wyłączyłam żelazko. Jednak po tym prasowaniu koszula dalej była pognieciona, a narzeczony niezbyt szczęśliwy. Trzeba było ratować sytuację. Porozglądałam się po mieszkaniu i odnalazłam... spryskiwacz do kwiatów. To był strzał w dziesiątkę. Spryskiwałam koszulę spryskiwaczem (lepsze to od nie modnego już nabierania wody w usta i plucia) i prasowałam. Efekt był wyśmienity, niestety nader czasochłonny. Nowe żelazko Philips PerfectCare na pewno by się nie zepsuło i nie musiałabym dwa razy prasować jednej koszuli.
    Małgosia Sz.

    OdpowiedzUsuń
  60. W końcu do mnie zadzwonił! Jeeest! Z radości chyba dzisiaj nie zasnę. Mój wymarzony, wyśniony facet zauważył mnie. Ale to jeszcze nic. Zaprosił mnie na randkę. Jutro o 20. ma po mnie przyjechać. Boże, w co ja się ubiorę. Cała zawartość mojej szafy od kilku godzin leży na podłodze, a ja nie mogę wybrać niczego sensownego  to zbyt smutne, tamto zbyt wyzywające. Trudno mi będąc tak podekscytowaną znaleźć złoty środek. Ale w końcu będę musiała. Ależ on jest przystojny, dowcipny, inteligentny… Czuły, delikatny… Kiedyś szepnął mi na ucho, że uwielbia kobietę, gdy jest ubrana w małą czarną. Odetchnęłam z ulgą, bo miałam takową w szafie. Na specjalne okazje. A ta taką właśnie była. Na spotkanie z Nim gotowa byłam przed czasem. W sensie, że zrobiona fryzura, paznokcie, makijaż itp. Na pięć minut przed godziną „0” postanowiłam odświeżyć żelazkiem seksowną małą czarną. Włączyłam żelazko, położyłam sukienkę na deskę. Tylko przyłożyłam stopę żelazka do materiału, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk przypalonego materiału. Moja mała czarna nadawała się tylko do kosza. Wpadłam w panikę. Przecież On za chwilę tutaj będzie! Gorączkowo zastanawiałam się co ja teraz zrobię… Z tych katuszy wybawił mnie dźwięk budzika. Ufff, to był tylko sen. Mam nadzieję, że nie pozwolicie, bym takie katusze przeżywała znowu. On naprawdę, na jawie, nie we śnie, zaprosił mnie na randkę. I powiedział, że uwielbia kobiety ubrane w małe czarne, a ja się boję jej prasować bez żelazka Philips PerfeCare.

    jola834@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  61. Moja największa porażka zdarzyła się ładne parę lat temu, kiedy to byłam w tym wieku, w którym dziecko chce odciążyć rodziców w najróżniejszy sposób.
    Otóż pewnego dnia, kiedy moja rodzicielka wybrała się z poranną wizytą do lekarza wymyśliłam, że odciążę mamusię od codziennego obowiązku i wyprasuję jej nowiutki fartuch do pracy. Z ochotą zabrałam się od razu do prasowania gdy nikogo nie było jeszcze w domu. Wyjęłam stare, wysłużone żelazko, deskę do prasowania i zaczęłam swoją pierwszą przygodę z owym urządzeniem. Pech chciał, że w sąsiednim pokoju leciał ulubiony serial, więc co minutkę (prasowanie szło mi niezwykle opornie) biegałam w kierunkach pokój-kuchnia-pokój-kuchnia i tak w kółko. Niestety, nie wiedząc o tym, ze kiedy się nie prasuje stawia się żelazko w pozycji pionowej, niewiele myśląc zostawiłam owe rozgrzane urządzenie na fartuchu troszkę za długo - cóż, fascynujący moment w serialu! Kiedy zadowolona z przebiegu serialowej akcji weszłam do kuchni, dopadł mnie zapach spalenizny. Szybko podniosłam winowajcę i moim oczom ukazała się solidnych rozmiarów dziura na samym środku nowego nabytku mamy... Gdy mimowolna ofiara mojej przygody wróciła do domu, próbowałam się od wszystkiego wykręcić (rezolutne dziecko ;D )jednak jestem jedyną w rodzinie osobą leworęczną więc dziura - "nosek" żelazka- była z odwrotnej strony niż zazwyczaj. Chcąc nie chcąc musiałam przyjąć na siebie srogą karę a załamana mama zaniosła fartuch do pracy, gdzie do dziś wisi w szafie na pamiątkę :)

    OdpowiedzUsuń
  62. Mam na imie Gosia.Moja katastrofa zwiazana z prasowaniem zdazyla sie gdy bylam w ostatnim miesiacu ciazy gdy pralam i prasowalam ciuszki dla mojego synka.Podczas prasowania moje zelasko sie popsulo wiec pozyczylam stare zelasko od tesciowej z ktora mieszkam.Jednak dlugo sie nie cieszylam prasowaniem bo to pozyczone zelasko(starego typu :( ) pod koniec prasowania przypalilo mi ciuszki. Majac te zelasko marki Philips z pewnoscia uniknelabym tej nie przyjemnej dla mnie i dla tesciowej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  63. w pięknej will w Zakopanem
    zagościłam niegdyś z planem

    że wieczorem
    domatorem
    nie zostanę

    do teatru Witkacego
    dwa bilety zakupiłam
    chciałam pójść tam
    z pewnym panem

    już szykuję swą kreację
    szpilki
    płaszcz
    i pantalony
    nie mam czasu na kolację
    dobrze
    brzuszek będzie wyszczuplony

    kiecka w torbie się pomięła
    nic nie szkodzi
    mam żelazko
    więc wyjęłam je z walizki
    raz i dwa - zawyłam dziarsko
    fałdy się złagodzi

    nagle kap
    i kap
    i plum
    co jest?
    co u licha?
    plama jakaś brzydki kleks
    jakby rdzawe i zasycha!

    rozpacz
    żal
    krzyk
    i lament
    bo z teatru nici

    kto przypuszczał
    że tak będzie
    (no chyba wróżbici)

    drogie panie
    jedna rada
    jeśli chcesz być gładką damą
    że żelazko i Żelazko
    to nie jest to samo...

    OdpowiedzUsuń
  64. Szkoda, że dopiero dziś trafiłam na tą stronę. Mimo, że konkurs zakończony postanowiłam opowiedzieć historię mojej katastrofy związanej z prasowaniem.

    Byłam kiedyś zaręczona i dwa dni przed ślubem dostaliśmy już od teściów pierwszy dar, którym były papiery wartościowe, nie zrozumiałam dokładnie co to, ale wiedziałam, że to duży majątek (mieliśmy sobie zbudować dom). W każdym razie przy próbach sukni ślubnej przewróciłam na stoliku wazon i zalałam kopertę (do dziś nie wiem które z nas ją tam odłożyło). Wysuszyłam papiery najpierw na kaloryferze, ale były pofalowane i jakieś takie... postanowiłam je wyprasować, ale po zetknięciu z żelazkiem w mig spaliły się i były nieczytelne.
    Awantura była duża i mnóstwo wstydu z odwołanego ślubu. Wyjechałam potem szybko do innego miasta, bo nie mogłam w kółko wszystkim tłumaczyć, dlaczego na ostatnią chwilę odwołano ślub. Do dziś zastanawiam się, czy byłabym szczęśliwą mężatką, gdybyśmy te papiery dostali kilka dni później. Albo gdybym zniszczyła je po ślubie, czy by się ze mną rozwiódł? I z moim ojcem też by się pewnie lepiej układały stosunki, bo teraz to ciągle mi wypomina ile stracił pieniędzy, bo na ślub wziął pożyczkę i nie dostał zwrotu w tak krótkim terminie.

    Szkoda, że nie znalazłam tej strony wczoraj, bo miałabym szansę odmienić na lepsze wspomnienia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  65. nie potrafię znaleźć wyników konkursu (?) :(

    OdpowiedzUsuń
  66. @Anonim: Wyniki konkursu można znaleźć na głównej stronie mojego bloga. Notka "Tu się wygrało kosmiczne żelazko marki Philips" jeszcze tam wisi.
    Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw komentarz lub skontaktuj się ze mną mailowo - jz@marchewkowa.pl.